niedziela, 6 lipca 2014

smutny autobus i niezawodni

smutny autobus to historia, która narodziła się w sformatowanych przez bezwzględną, neoliberalną narrację umysłach panów z K2.
Grzegorz Sroczyński w dobrym skądinąd tekście Autobus nazistowski pisze, że "(...) w filmiku nie ma nic, co nie ucieszyłoby Goebbelsa".  Jednak nazwanie autobusu "nazistowskim" to zatrzymanie się w pół drogi. Do pojęcia "nazizm" nie da się sprowadzić kategorii, jaką jest "zło".  Naziści nie mają na zło monopolu, to nie oni jako pierwsi sławili ideał bezwzględności, tak jak litość i współczucie nie są cnotami wyłącznie dla chrześcijan. Ponieważ jednak GW, której dziennikarzem jest Sroczyński, skręca na lewo - mamy autobus "nazistowski" -

gdyby o autobusie pisał jakiś autor wierzący

 (choć niekoniecznie prawicowy - bo przecież prawica to republikanie, którym z neoliberalizmem po drodze - co może tłumaczyć, dlaczego w deklarujących przywiązanie do tradycji i wartości chrześcijańskich Frondzie i innych Do Rzeczach o smutnym autobusie nic nie znalazłam), 

pewnie mielibyśmy autobus "anty-chrześcijański".

Wykraczając poza prawicowo-lewicową dychotomię, która, choć czytelna, równocześnie odwraca uwagę od istoty problemu, można powiedzieć, że smutny autobus jest produktem płaskiej świadomości odciętej od emocji i przeżywania. I dlatego jest groźny - promując bezwzględność i nieuleganie współczuciu promuje to, co nie-ludzkie. Smutny autobus to narracja prawdziwie totalitarna. 

Co więcej - w ostatnim czasie - to nie jedyna polska kampania społeczna (?), w której bezwzględne, neoliberalno - efektywnościowe podejście dochodzi do głosu. 

Właśnie "niezawodność, efektywność, dyspozycyjność i to, że nie możemy pozwolić sobie nawet na chwilę przestoju - a chorują cieniasy" -to wiodące argumenty, jakie w kampanii promującej szczepienia przeciw grypie,  dochodzą do głosu.  Kampania "Grypoodporni zawsze niezawodni" prowadzona była  w 2 połowie 2013 roku przez Instytut Oświaty Zdrowotnej Fundacji Haliny Osińskiej oraz Polskie Towarzystwo Oświaty Zdrowotnej pod honorowym patronatem Ministerstwa Zdrowia.




Na ulotkę z Grypoodpornymi natknęłam się czekając w kolejce u lekarza trawiona gorączką, dreszczami i  bólem głowy (btw - to było przeziębienie, a nie grypa) i czytając dymek obok pełnego wigoru blondwłosego chłopca z wzniesioną pięścią, który prezentując mi podeszwę swego buta deklarował, że "chorują cieniasy" - poczułam się nieswojo. Parafrazując Sroczyńskiego - Goebbels nie wymyśliłby tego lepiej.


I znów - jak w przypadku smutnego autobusu - cel słuszny, sposób realizacji (i argumentacji) budzący wątpliwości. 


 Grypoodporna rodzinka (a właściwie motywacje i przekonania jej twórców - zastanawiam się tylko, na ile uświadomione) powinna doczekać się pogłębionej, socjologicznej analizy, bo lansowany przez nią model to

spełnienie snów patriarchalnego, neoliberalnego ekonomisty.

Poznajcie:


Tatę, którego mocno zarysowana szczęka ewidentnie nawiązuje do amerykańskiego modelu gospodarki -  jest przecież "pracodawcą" -  nie może pozwolić sobie na chwilę przestoju.  Na myśl o byciu jego pracownikiem cierpnie mi skóra (a myśl o byciu pracodawcą w jego stylu również mi nie odpowiada)





Mamę, która choć określa się jako "kobieta nowoczesna" wśród wymienianych jedna za drugą aktywności: "dom, przyjaciółki, fitness, joga" nie wspomina jednak o pracy zawodowej

   


Dziadka, który deklarując, że "ma więcej lat niż myślisz", czerpie satysfakcję nie ze swojego wieku, ale z tego, że udaje mu się ten wiek ukryć. Chcąc być "dyspozycyjny i zawsze niezawodny"  przypomina smutny autobus, który takie za wszelką cenę marzył o przydatności - a tragedią jest, że w świecie Grypoodpornych przydatność jest zdefiniowana wyłącznie poprzez bycie "niezawodnym" i wiecznie aktywnym. I dlatego na dłuższą metę dziadek - podobnie jak autobus - nie ma szans. Może dziadka - tak jak autobus -uratuje Milion You. (I wcale nie chodzi o to, żeby dziadka zamienić w eksponat, ale żeby skorzystać nie z jego nadwyrężonej aktywności, ale z przewagi, jaką daje mu wiek -z jego wiedzy, pamięci, rozumienia...)






Babcię, która całkiem inaczej, niż przepełniony  prawdziwie "męskim" wigorem dziadek - jest "wiekowa i sercowa" - i z tego powodu "m u s i dbać nie t y l k o o wnuki, ale i swoje zdrowie, bo ma je słabe". Następstwo logiczne tego rozumowania jest powalające - o zdrowie należy dbać tylko wtedy, gdy "szwankuje", a jeśli dopisuje - sens istnienia Babci sprawdza się do troski o wnuki... gorzej, gdyby wnuków nie było -wtedy,  przyjmując optykę produktywności - wcale nie wiadomo, czy podtrzymywanie "wiekowej i sercowej" Babci w grypoodporności byłoby uzasadnione...




O Synku  - blondynku z wykopem, który podobnie jak jego Mama reprezentuje obsesję aktywności - już było, a Córka - co również symptomatyczne (dla neoliberalnego patriarchatu) - na ulotce nie mówi nic. Zresztą może to i lepiej...






 
Grypoodporni to idealni konsumenci nowego, wspaniałego świata turbo-kapitalizmu.  Ciągle aktywni, pod presją tego, że "musi się dziać" - a więc sięgający po coraz to nowe formy rozrywki, a przy tym owładnięci potrzebą "bycia przydatnym", ciągle dyspozycyjni, ciągle efektywni i coraz mniej przypominający ludzi...

...bo ludzie, którzy chcą być zawsze niezawodni, w wieku lat trzydziestu zaczynają się zmagać z syndromem wypalenia - dziwne, że organizatorzy kampanii z Instytutu Oświaty Zdrowotnej o nim nie słyszeli.

Zamiast zakończenia

fragment  Tao te ching:

Stokroć lepiej powstrzymać się niż lgnąć
Do wszystkiego, czego się pragnie. 
Działaj, bądź energiczny i zaradny, 
Ale nie za długo. 
Nie będziesz panem swojego domu, 
Jeśli zbyt wiele  w nim nagromadzisz.
Bogactwo, siła i pycha
Ściągają własne fatum.
Kiedy sukces i sława przyjdą do ciebie, 
Ukryj się w cieniu. 
Taki jest sens Drogi.
(Lao Tsy, Tao te king, Poemat 9, w przekładzie Michała Fostowicza - Zahorskiego)


i fragment  Ewangelii: 
(...) Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi  niż one? (...) A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich.(...)Nie troszczcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jeść? co będziemy pić? czym się będziemy przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o Królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
(Mt, 6;25-34)





Nie jestem niezawodna. Nie zawsze jestem wysoce produktywna. I dobrze mi z tym. Co nie znaczy, że nie zaszczepię się przeciwko grypie.