Jeżeli nie ma Boga, to jakoś sobie poradzimy, ale jeśli nie ma prawdy, za którą można by umierać, zaczyna się hard core
*(z tej perspektywy sam Bóg okazuje się ostatecznie nie prawdą wcieloną, ale wcieleniem prawdy,
prawdą upostaciowioną, która nie stała się ciałem, ale Bogiem )
H. pisze: [człowiek] "(...) właściwe mu prawdziwe istnienie (...) ma i mieć może tylko w postaci zmagań o swą prawdę, o to, by samego siebie uczynić prawdziwym"
nie wiem, czemu mamy tak silną potrzebę by się sami przed sobą usprawiedliwiać z istnienia, by się wewnętrznie uzasadniać, by się w nieskończoność potwierdzać
pojawia się pytanie, czy prawda jest absolutem - chyba też nie jest, bo jej charakter zostaje wyznaczony właśnie przez naszą potrzebę usprawiedliwienia - to ona stanowi ostateczny punkt odniesienia, który wymusza na prawdzie jej istotową (a przy tym wtórną) absolutność - to, że prawda nie może być byle czym
bo przecież nie mogę umierać za byle co
jakie to trywialne: jeśli nie ma za co umierać, nie ma po co żyć
poniedziałek, 20 września 2010
wtorek, 14 września 2010
problemy ze światem vol. 0
poczucie zagrożenia bierze się z przekonania, że jesteśmy bezbronni
a gdyby założyć, że świat jest równie bezsilny wobec nas, co my wobec niego?
a gdyby nasz brak wpływu na rzeczywistość była ostateczną gwarancją niezależności od niej?
bez względu na wysiłek pewne rzeczy pozostają bez zmiany
tak po prostu jest
więc
jeżeli tak jest, i nic tego nie zmienia, to, że tak jest, nie zmienia również niczego w nas samych
nie mam wpływu na rzeczywistość w takim stopniu, w jakim ona nie może zmienić mojego postępowania wobec niej
godząc się na brak zmiany daję sobie prawo do pozostania sobą
innymi słowy:
zgadzam się na przegraną, aby pozostać sobą
bezsilność okazuje się bastionem wolności
dlatego właśnie świat i ja wciąż mamy szansę pozostać w równowadze,
ale nigdy się nie spotkamy
p.s. absolutnie bez związku z powyższym:
jeżeli wspólnota ufundowana jest na wykluczeniu, to nie jest wspólnotą
dziś albo albo i tertium non datur
a gdyby założyć, że świat jest równie bezsilny wobec nas, co my wobec niego?
a gdyby nasz brak wpływu na rzeczywistość była ostateczną gwarancją niezależności od niej?
bez względu na wysiłek pewne rzeczy pozostają bez zmiany
tak po prostu jest
więc
jeżeli tak jest, i nic tego nie zmienia, to, że tak jest, nie zmienia również niczego w nas samych
nie mam wpływu na rzeczywistość w takim stopniu, w jakim ona nie może zmienić mojego postępowania wobec niej
godząc się na brak zmiany daję sobie prawo do pozostania sobą
innymi słowy:
zgadzam się na przegraną, aby pozostać sobą
bezsilność okazuje się bastionem wolności
dlatego właśnie świat i ja wciąż mamy szansę pozostać w równowadze,
ale nigdy się nie spotkamy
p.s. absolutnie bez związku z powyższym:
jeżeli wspólnota ufundowana jest na wykluczeniu, to nie jest wspólnotą
dziś albo albo i tertium non datur
poniedziałek, 13 września 2010
eternal derrida
rodzimy się w konfrontacji, krzyżując spojrzenia - jeśli jesteś poza systemem odniesień, to jakby cię nie było dla siebie samego
piątek, 3 września 2010
cytat, którego nie sposób pominąć
"kochał ją bowiem tak bardzo, jak można kochać tylko kogoś, kto jest odbiciem nas samych w chwili największego smutku"
krążymy po tych samych ścieżkach, a jednak nie tracimy świeżości
krążymy po tych samych ścieżkach, a jednak nie tracimy świeżości
Subskrybuj:
Posty (Atom)