poniedziałek, 31 stycznia 2011
czwartek, 27 stycznia 2011
ask again
zastanawiam się, ilu ich było - ludzi, którzy wyszli poza grę,
którzy dostrzegli swoje szaleństwo i nie potrafili już do niego wrócić
ludzi, którzy zobaczyli, na czym polega problem i zrozumieli, że nie są w stanie przekazać rozwiązania innym
dopóki tamci nie będą gotowi, by dotrzeć do niego samodzielnie
człowiek odmienia się sam, albo nie odmienia się w ogóle
Heraklit wciąż ma rację:
ci, którzy widzą, widzą to samo,
ci, którzy są ślepi, poruszają się w przestrzeni własnych wyobrażeń
zastanawiam się, ilu ich było - ludzi, którzy wyszli poza grę
i co się z nimi stało
którzy dostrzegli swoje szaleństwo i nie potrafili już do niego wrócić
ludzi, którzy zobaczyli, na czym polega problem i zrozumieli, że nie są w stanie przekazać rozwiązania innym
dopóki tamci nie będą gotowi, by dotrzeć do niego samodzielnie
człowiek odmienia się sam, albo nie odmienia się w ogóle
Heraklit wciąż ma rację:
ci, którzy widzą, widzą to samo,
ci, którzy są ślepi, poruszają się w przestrzeni własnych wyobrażeń
zastanawiam się, ilu ich było - ludzi, którzy wyszli poza grę
i co się z nimi stało
wtorek, 18 stycznia 2011
kwestia zupełnie poboczna
z serii "if"
co by się stało, gdyby zawiesić absolutnie wszystkie kategorie organizujące rzeczywistość, odpowiedzialne za jej odcień
gdyby zawiesić happy end, porażkę, szczęście
wszytskie pojęcia warunkujące nadawanie światu sensu, a potem jeszcze wymazać sam sens i bezsens
gdzie można byłoby się znaleźć
gdyby pomiędzy nami a wielkim X nie unosił się bufor kategorii?
jak to jest być czystym spojrzeniem?
co by się stało, gdyby zawiesić absolutnie wszystkie kategorie organizujące rzeczywistość, odpowiedzialne za jej odcień
gdyby zawiesić happy end, porażkę, szczęście
wszytskie pojęcia warunkujące nadawanie światu sensu, a potem jeszcze wymazać sam sens i bezsens
gdzie można byłoby się znaleźć
gdyby pomiędzy nami a wielkim X nie unosił się bufor kategorii?
jak to jest być czystym spojrzeniem?
poniedziałek, 17 stycznia 2011
difference (jeszcze o podziwie i bałwochwalstwie, głównie o tym drugim)
(*przy założeniu, że i podziw i bałwochwalstwo odnoszą się do rzeczy, które odbieramy jako w jakiś sposób doskonałe, imponujące)
różnica między podziwem a bałwochwalstwem polega na tym,
że bałwochwalca wyrzeka się siebie na rzecz afirmowanej rzeczy i wiąże uwielbienie dla niej z pogardą dla samego siebie
podziw sprawia, że wzrastasz
bałwochwalstwo prowadzi do skarlenia
umniejszanie/poniżanie samego siebie jest wręcz formą bałwochwalczej afirmacji
dlaczego?
bałwochwalca - inaczej niż fan - nie dąży do przemiany, do zjednoczenia z uwielbianym przedmiotem, ale przeciwnie - zakłada jego źródłową niedostępność
bałwochwalstwo wyobcowuje to, co jest jego przedmiotem:
zamyka w szklanym relikwiarzu, muzealnej gablocie, stawia na marmurowym piedestale, otacza złoconą ramą - byle dalej, byle wyżej - by to, co czcimy, nie mogło mieć z nami nic wspólnego - by fakt uwielbienia do niczego nas nie obligował, nie stanowił formy zobowiązania, nie pozwalał niczego od nas żądać
bałwochwalstwo jest więc próbą obezwładnienia tego, co doskonałe, pozbawienia go mocy
próbą wymigania się z obowiązku doskonałości,
z wyzwania doskonałości, które rzuca nam to, co wzbudza nasz podziw
(wcale nie twierdzę, że doskonałość jest osiągalna - jednak można próbować, bo nie ma dowodu, że osiągalna nie jest - bałwochwalca z kolei w punkcie wyjścia zakłada, że samo próbowanie nie ma sensu
inaczej:
jeżeli życie polega na wzrastaniu, na rozwijaniu - bałwochwalstwo oznacza wyrzeczenie się życia
bałwochwalstwo to nihilizm
i wcale nie jest źródłowo powiązane z chrześcijaństwem - ofiarą bałwochwalstwa może paść wszystko - także filozofia Nietzeschego,
bo znów nie chodzi o treść, a o sposób jej "zagospodarowania")
nie ma lepszego sposobu na wymiganie się od "obowiązku doskonałości" niż dowiedzenie, że człowiek z doskonałością nie ma nic wspólnego, że jest ona dla niego absolutnie nieosiągalna samoumniejszenie/samoponiżenie bałwochwalcy okazuje się więc konieczne, by uniknąć wysiłku
czegoś, co Grecy nazywali "ponos" - trudem
bałwochwalca chce uniknąć trudu związanego samo-przekształceniem
bałwochwalstwo pozwala z czystym sumieniem pogrążyć się w gnuśności w dwojaki sposób - poprzez sam fakt oddania czci (bo przecież nikt nie może zarzucić, że bałwochwalca nie uznaje tego, co doskonałe) i poprzez to, że cześć oddaje się w formie samoponiżenia
bałwochwalstwo nie negując doskonałości, ale uznając ją za pomocą całkowitej separacji, staje się rodzajem zakłamania
by uniknąć jedynego sensownego wysiłku - wysiłku związanego z samo-przekształceniem, bałwochwalstwo podejmuje wysiłek przekształcenia świata zewnętrznego tak, by był "godną" oprawą dla doskonałości
ale czy doskonałość potrzebuje złoconych ram, skomplikowanych rytuałów, marmurowych piedestałów i ołtarzy?
doskonałość jest doskonała dlatego, że niczego jej nie brakuje - nie potrzebuje dopełnienia
ani orędowników
podobnie jak prawda - świadczy sama o sobie
cały absurdalny (z punktu widzenia doskonałości) wysiłek dodania jej splendoru nabiera sensu z perspektywy bałwochwalcy, któremu jest niezbędny do utwierdzenia się we własnej miernocie
zatem wywyższanie dokonuje się ze względu na konieczność poniżenia, które ma ostatecznie na celu zwolnienie bałwochwalcy z odpowiedzialności za samego siebie
paradoksalnie przepaści gotyckich katedr niewiele mówią o Bogu, ale wiele o ich budowniczych
ileż wysiłku kosztuje ich wykazanie, że nie są do niego zdolni
a wystarczyłoby tylko zmienić kierunek
nie chodzi o to, by przestać budować katedry, ale by budować je z myślą o dorównaniu doskonałości - nie o przewyższeniu jej, bo doskonałości nie sposób przewyższyć, ale o nieskończonym dążeniu do zbliżenia z nią
do osiągnięcia jedności
doskonałość nie potrzebuje płaszczących się niewolników, ponieważ stanowi pełnię
doskonałość nie boi się wieży Babel, bo doskonałości nic nie może zagrozić - jeśli coś innego stanie się doskonałe po prostu przekształca się w nią samą
doskonałość oznacza zatem zniesienie wszelkiej różnicy
a ścieżką, która do niej prowadzi, jest podziw
różnica między podziwem a bałwochwalstwem polega na tym,
że bałwochwalca wyrzeka się siebie na rzecz afirmowanej rzeczy i wiąże uwielbienie dla niej z pogardą dla samego siebie
podziw sprawia, że wzrastasz
bałwochwalstwo prowadzi do skarlenia
umniejszanie/poniżanie samego siebie jest wręcz formą bałwochwalczej afirmacji
dlaczego?
bałwochwalca - inaczej niż fan - nie dąży do przemiany, do zjednoczenia z uwielbianym przedmiotem, ale przeciwnie - zakłada jego źródłową niedostępność
bałwochwalstwo wyobcowuje to, co jest jego przedmiotem:
zamyka w szklanym relikwiarzu, muzealnej gablocie, stawia na marmurowym piedestale, otacza złoconą ramą - byle dalej, byle wyżej - by to, co czcimy, nie mogło mieć z nami nic wspólnego - by fakt uwielbienia do niczego nas nie obligował, nie stanowił formy zobowiązania, nie pozwalał niczego od nas żądać
bałwochwalstwo jest więc próbą obezwładnienia tego, co doskonałe, pozbawienia go mocy
próbą wymigania się z obowiązku doskonałości,
z wyzwania doskonałości, które rzuca nam to, co wzbudza nasz podziw
(wcale nie twierdzę, że doskonałość jest osiągalna - jednak można próbować, bo nie ma dowodu, że osiągalna nie jest - bałwochwalca z kolei w punkcie wyjścia zakłada, że samo próbowanie nie ma sensu
inaczej:
jeżeli życie polega na wzrastaniu, na rozwijaniu - bałwochwalstwo oznacza wyrzeczenie się życia
bałwochwalstwo to nihilizm
i wcale nie jest źródłowo powiązane z chrześcijaństwem - ofiarą bałwochwalstwa może paść wszystko - także filozofia Nietzeschego,
bo znów nie chodzi o treść, a o sposób jej "zagospodarowania")
nie ma lepszego sposobu na wymiganie się od "obowiązku doskonałości" niż dowiedzenie, że człowiek z doskonałością nie ma nic wspólnego, że jest ona dla niego absolutnie nieosiągalna samoumniejszenie/samoponiżenie bałwochwalcy okazuje się więc konieczne, by uniknąć wysiłku
czegoś, co Grecy nazywali "ponos" - trudem
bałwochwalca chce uniknąć trudu związanego samo-przekształceniem
bałwochwalstwo pozwala z czystym sumieniem pogrążyć się w gnuśności w dwojaki sposób - poprzez sam fakt oddania czci (bo przecież nikt nie może zarzucić, że bałwochwalca nie uznaje tego, co doskonałe) i poprzez to, że cześć oddaje się w formie samoponiżenia
bałwochwalstwo nie negując doskonałości, ale uznając ją za pomocą całkowitej separacji, staje się rodzajem zakłamania
by uniknąć jedynego sensownego wysiłku - wysiłku związanego z samo-przekształceniem, bałwochwalstwo podejmuje wysiłek przekształcenia świata zewnętrznego tak, by był "godną" oprawą dla doskonałości
ale czy doskonałość potrzebuje złoconych ram, skomplikowanych rytuałów, marmurowych piedestałów i ołtarzy?
doskonałość jest doskonała dlatego, że niczego jej nie brakuje - nie potrzebuje dopełnienia
ani orędowników
podobnie jak prawda - świadczy sama o sobie
cały absurdalny (z punktu widzenia doskonałości) wysiłek dodania jej splendoru nabiera sensu z perspektywy bałwochwalcy, któremu jest niezbędny do utwierdzenia się we własnej miernocie
zatem wywyższanie dokonuje się ze względu na konieczność poniżenia, które ma ostatecznie na celu zwolnienie bałwochwalcy z odpowiedzialności za samego siebie
paradoksalnie przepaści gotyckich katedr niewiele mówią o Bogu, ale wiele o ich budowniczych
ileż wysiłku kosztuje ich wykazanie, że nie są do niego zdolni
a wystarczyłoby tylko zmienić kierunek
nie chodzi o to, by przestać budować katedry, ale by budować je z myślą o dorównaniu doskonałości - nie o przewyższeniu jej, bo doskonałości nie sposób przewyższyć, ale o nieskończonym dążeniu do zbliżenia z nią
do osiągnięcia jedności
doskonałość nie potrzebuje płaszczących się niewolników, ponieważ stanowi pełnię
doskonałość nie boi się wieży Babel, bo doskonałości nic nie może zagrozić - jeśli coś innego stanie się doskonałe po prostu przekształca się w nią samą
doskonałość oznacza zatem zniesienie wszelkiej różnicy
a ścieżką, która do niej prowadzi, jest podziw
sobota, 15 stycznia 2011
pearl
Aby być szczęśliwym nie możesz posiadać niczego innego prócz szczęścia. Musisz wszystkiego innego się wyrzec. Jak z perłą, dla zdobycia której kupiec sprzedaje cały majątek. Znów opcja albo - albo.
Albo wszystko, albo nic.
Albo wszystko, albo nic.
środa, 5 stycznia 2011
jeszcze o treści (która jest bez znaczenia)
w slumsach Kalkuty jesteś tak samo blisko lub daleko od oświecenia jak w Rudzie Śląskiej czy gdziekolwiek indziej
jeżeli myślisz, że warunkiem koniecznym oświecenia jest wyjazd do Indii
omotanie się sari
bindi na czole
pomarańczowe szaty
wstąpienie do klasztoru
znalezienie guru
i to koniecznie w Benares
jesteś tylko konsumentem sacrum
uwiedzionym przez atrybuty
*atrybutami stają rekwizyty, kiedy zaczyna się je traktować jako realne bardziej niż sam cel, któremu pierwotnie miały służyć
atrybutem staje się Biblia, kiedy się jej nie czyta, ale się ją oprawia w złoto*
czym różni się uwielbienie uczniów dla guru od namiętnego oddania fanów muzyków, gwiazd filmowych, sportowców
fascynacja, jaką słuchaczki Radia Maryja otaczają Ojca Dyrektora jest dokładnie tym samym, czego doświadczał Jim Morrison
dlatego właśnie treść nie ma znaczenia
treść jest partykularna (uwarunkowana momentem historycznym i środowiskowym właściwym każdej jednostce) - schemat, który ją organizuje - uniwersalny
treść jest tym, co zazwyczaj wybiera się świadomie, schemat pozostaje niezauważony
fan jest bałwochwalcą, który wyrzeka się siebie
mentalnym uciekinierem, który wierzy, że lepiej być kimś innym
może nawet być człowiekiem, który głęboko u podstaw gardzi sobą
w stwierdzeniu amerykańskiego studenta chińskiej szkoły Shaolin: "chcę być jak Jackie Chan, bo on był szanowany" (dokument "Prawdziwy klasztor Shaolin" vod) ukryta jest supozycja, że będąc sobą szanowany być nie może
a przecież w sumie nie chodzi o Jackie Chana, a o mistrzostwo, które osiągnął - Jakie Chan jest idolem nie dlatego, że jest Jackiem Chanem, ale ponieważ jest uosobieniem (niejako atrybutem) jakiejś formy doskonałości - on sam nie ma tu żadnego znaczenia - doskonałość nie jest Jackiem Chanem - on jest tylko jej egzemplifikacją (pewne rzeczy się nie zmienają hehe - filozofia w moim wydaniu nadal jest totalitarna)
gdyby amerykański student zrozumiał, że to, co podziwia u Chana to doskonałość, może odłożyłby nunczako i zająłby się kaligrafią - w jego przypadku doskonałość została zastąpiona atrybutem, przez który się wyrażała
(niektórzy podziwiając grację kota zaczynają naśladować jego ruchy, inni przypinają sobie pazury, wąsy i ogon [por. animalne kulty ludów pierwotnych], jeszcze inni mogą zauważyć, że kot nie stara się być nikim poza samym sobą, dlatego tak świetnie mu to wychodzi)
nie zatem samo dążenie do odwzorowania jest złe, błąd rodzi się na poziomie określenia tego, co wzbudziło naszą fascynację i sposobu, w jaki chcemy się do niego zbliżyć
atrybutem/rekwizytem staje się zawsze to, co konkretne: nunczako, relikwiarz ze szczątkami świętego... ale też perfekcyjne posługiwanie się nunczako
cała nasza kultura notorycznie myli atrybuty z tym, czego są reprezentacją
gdyby amerykański student poczytał Platona mógłby powiedzieć: "chcę osiągnąć mistrzostwo, jak Jackie Chan" - i nie musiałby rezygnować ani z Jackiego Chana (który być może nie byłby mu już do niczego potrzebny), ani z siebie.
fanem można się zatem stać ze względu na źle ukierunkowany podziw, kiedy nie zauważamy, że w doskonałym posługiwaniu się nunczako nie chodzi ani o nunczako, ani o posługiwanie się nunczako, tylko o to, że coś się robi dobrze
jest jeszcze inny wymiar bycia fanem:
fan jako ostatnie stadium realizacji odwiecznego marzenia ludzkości o tym, aby ktoś wreszcie przejął kontrolę i było jak trzeba - i ostatecznie bez znaczenia jest, czy będzie to dj na Mayday czy Mesjasz
oddać się na pastwę tego, co pomyliliśmy z doskonałością - cel chwalebny, konsekwencje zawsze te same
co ciekawe, idolami zostają ci, którzy nikogo nie naśladują - najwyżej czerpią twórczą inspirację, bo oczywiście nihil novi itd...
paradoks bycia fanem polega na tym, że gdyby wiernie naśladował swojego idola, to by go nie naśladował - ale idol pada również ofiarą procesu atrybucji - fani przejmują tylko rekwizyty - okulary, fryzurę, design
i dlatego na zawsze pozostają fanami
jeżeli myślisz, że warunkiem koniecznym oświecenia jest wyjazd do Indii
omotanie się sari
bindi na czole
pomarańczowe szaty
wstąpienie do klasztoru
znalezienie guru
i to koniecznie w Benares
jesteś tylko konsumentem sacrum
uwiedzionym przez atrybuty
*atrybutami stają rekwizyty, kiedy zaczyna się je traktować jako realne bardziej niż sam cel, któremu pierwotnie miały służyć
atrybutem staje się Biblia, kiedy się jej nie czyta, ale się ją oprawia w złoto*
czym różni się uwielbienie uczniów dla guru od namiętnego oddania fanów muzyków, gwiazd filmowych, sportowców
fascynacja, jaką słuchaczki Radia Maryja otaczają Ojca Dyrektora jest dokładnie tym samym, czego doświadczał Jim Morrison
dlatego właśnie treść nie ma znaczenia
treść jest partykularna (uwarunkowana momentem historycznym i środowiskowym właściwym każdej jednostce) - schemat, który ją organizuje - uniwersalny
treść jest tym, co zazwyczaj wybiera się świadomie, schemat pozostaje niezauważony
fan jest bałwochwalcą, który wyrzeka się siebie
mentalnym uciekinierem, który wierzy, że lepiej być kimś innym
może nawet być człowiekiem, który głęboko u podstaw gardzi sobą
w stwierdzeniu amerykańskiego studenta chińskiej szkoły Shaolin: "chcę być jak Jackie Chan, bo on był szanowany" (dokument "Prawdziwy klasztor Shaolin" vod) ukryta jest supozycja, że będąc sobą szanowany być nie może
a przecież w sumie nie chodzi o Jackie Chana, a o mistrzostwo, które osiągnął - Jakie Chan jest idolem nie dlatego, że jest Jackiem Chanem, ale ponieważ jest uosobieniem (niejako atrybutem) jakiejś formy doskonałości - on sam nie ma tu żadnego znaczenia - doskonałość nie jest Jackiem Chanem - on jest tylko jej egzemplifikacją (pewne rzeczy się nie zmienają hehe - filozofia w moim wydaniu nadal jest totalitarna)
gdyby amerykański student zrozumiał, że to, co podziwia u Chana to doskonałość, może odłożyłby nunczako i zająłby się kaligrafią - w jego przypadku doskonałość została zastąpiona atrybutem, przez który się wyrażała
(niektórzy podziwiając grację kota zaczynają naśladować jego ruchy, inni przypinają sobie pazury, wąsy i ogon [por. animalne kulty ludów pierwotnych], jeszcze inni mogą zauważyć, że kot nie stara się być nikim poza samym sobą, dlatego tak świetnie mu to wychodzi)
nie zatem samo dążenie do odwzorowania jest złe, błąd rodzi się na poziomie określenia tego, co wzbudziło naszą fascynację i sposobu, w jaki chcemy się do niego zbliżyć
atrybutem/rekwizytem staje się zawsze to, co konkretne: nunczako, relikwiarz ze szczątkami świętego... ale też perfekcyjne posługiwanie się nunczako
cała nasza kultura notorycznie myli atrybuty z tym, czego są reprezentacją
gdyby amerykański student poczytał Platona mógłby powiedzieć: "chcę osiągnąć mistrzostwo, jak Jackie Chan" - i nie musiałby rezygnować ani z Jackiego Chana (który być może nie byłby mu już do niczego potrzebny), ani z siebie.
fanem można się zatem stać ze względu na źle ukierunkowany podziw, kiedy nie zauważamy, że w doskonałym posługiwaniu się nunczako nie chodzi ani o nunczako, ani o posługiwanie się nunczako, tylko o to, że coś się robi dobrze
jest jeszcze inny wymiar bycia fanem:
fan jako ostatnie stadium realizacji odwiecznego marzenia ludzkości o tym, aby ktoś wreszcie przejął kontrolę i było jak trzeba - i ostatecznie bez znaczenia jest, czy będzie to dj na Mayday czy Mesjasz
oddać się na pastwę tego, co pomyliliśmy z doskonałością - cel chwalebny, konsekwencje zawsze te same
co ciekawe, idolami zostają ci, którzy nikogo nie naśladują - najwyżej czerpią twórczą inspirację, bo oczywiście nihil novi itd...
paradoks bycia fanem polega na tym, że gdyby wiernie naśladował swojego idola, to by go nie naśladował - ale idol pada również ofiarą procesu atrybucji - fani przejmują tylko rekwizyty - okulary, fryzurę, design
i dlatego na zawsze pozostają fanami
poniedziałek, 3 stycznia 2011
A piece of purpose
Celem bloga jest (miedzy innymi) próba:
1) odróżnienia tego, co wiemy, od tego, co wydaje nam się, że wiemy
2) odróżnienia faktu od wyobrażenia na jego temat przy zastrzeżeniu, że pojęcie "faktu" nie rości sobie pretensji do obiektywności, ponieważ obiektywność jest również pewnym wyobrażeniem
3) zreferowania nasuwających się refleksji dotyczących wszystkiego, co mnie zafrapuje - od faktów społecznych po kwestie filozoficzne, przy czym przywoływane stanowiska, trendy czy ideologie traktuję - choć brzydko to zabrzmi - czysto instrumentalnie (również po to, by uniknąć pułapki atrybutyzującego bałwochwalstwa), jako przykłady służące do zobrazowania interesujących mnie mechanizmów - zatem blog ma być filozoficzny przede wszystkim w wymiarze metody, nie zaś treści
istotna jest bowiem nie sama treść, ale szablony /schematy/ które ją organizują
treść jest zawsze jednowymiarowa, niepełna, a przy tym nieprzenikliwa - kiedy ludzie przekonują się z pozycji treści, raczej nie dochodzą do konsensusu
dodatkowo, treść jest czymś wtórnym w stosunku do nastawienia - pomiędzy fanatycznym islamistą a fanatycznym liberałem nie ma aż tak dużej różnicy - wspólny mianownik stanowi ich absolutna pewność, że mają rację
pokolenie miłości lat 60-tych było fanatyczne, bo nie potrafiło zrozumieć, że miłości nikomu nie można nakazać
zwolennicy aborcji są tak samo fanatyczni, jak jej przeciwnicy
poziom agresji Richarda Dawkinsa wobec religii: "skończmy wreszcie z tym cholernym szacunkiem" sprawia, ze trudno go momentami odróżnić od średniowiecznych inkwizytorów
czym różni się nienawiść osoby wyznającej ateizm (bo nikt nigdy nie udowodnił nieistnienia Boga, tak jak nikt nie dowiódł tego, że Bóg jest) wobec teistów od nienawiści osoby wierzącej wobec innowierców bądź niewierzących?
obawiam się, że niczym szczególnym
właśnie dlatego treść nie ma specjalnego znaczenia
po obu stronach każdej barykady są dobrzy i źli, dlatego stawianie cezury w oparciu o treść nie ma sensu
możesz być dobra/y albo zła/y będąc katolikiem, muzułmaninem, kobietą, Żydem, konserwatystą, Murzynem, mężczyzną, liberałem, feministką, agnostykiem, komunistą, homoseksualistą, fanem acid jazzu, profesorem uniwersytetu, kibicem Piasta, Ruchu czy GKS-u, wyznawcą zen, konsumentem, zwolennikiem Nietzschego, buddystą
poszukując tożsamości sięgamy po etykietki - a one - będąc tylko treścią - o niczym nie przesądzają
zło pojawia się wtedy, kiedy treść służy ci do skanalizowania twojej nienawiści (a ponieważ nienawiść lęgnie się ze strachu, treść staje parawanem, który pomaga ci ukryć i zintelektualizować twój strach)- i może być to równie dobrze nazizm, jak i ideologia flower-power - wszystko zależy od tego, czego twoja nienawiść czyli twój strach dotyczy
właśnie dlatego treść nie ma specjalnego znaczenia
Paul Steinhardt, twórca teorii wszechświata cyklicznego, rzekł:
"Ostatecznie nie interesuje mnie idea sama w sobie. Chcę się tylko dowiedzieć, która lepiej opisuje przyrodę"
idea może być pułapką albo kolejnym szczeblem w nieskończonej drabinie przybliżeń
choice is still ours
1) odróżnienia tego, co wiemy, od tego, co wydaje nam się, że wiemy
2) odróżnienia faktu od wyobrażenia na jego temat przy zastrzeżeniu, że pojęcie "faktu" nie rości sobie pretensji do obiektywności, ponieważ obiektywność jest również pewnym wyobrażeniem
3) zreferowania nasuwających się refleksji dotyczących wszystkiego, co mnie zafrapuje - od faktów społecznych po kwestie filozoficzne, przy czym przywoływane stanowiska, trendy czy ideologie traktuję - choć brzydko to zabrzmi - czysto instrumentalnie (również po to, by uniknąć pułapki atrybutyzującego bałwochwalstwa), jako przykłady służące do zobrazowania interesujących mnie mechanizmów - zatem blog ma być filozoficzny przede wszystkim w wymiarze metody, nie zaś treści
istotna jest bowiem nie sama treść, ale szablony /schematy/ które ją organizują
treść jest zawsze jednowymiarowa, niepełna, a przy tym nieprzenikliwa - kiedy ludzie przekonują się z pozycji treści, raczej nie dochodzą do konsensusu
dodatkowo, treść jest czymś wtórnym w stosunku do nastawienia - pomiędzy fanatycznym islamistą a fanatycznym liberałem nie ma aż tak dużej różnicy - wspólny mianownik stanowi ich absolutna pewność, że mają rację
pokolenie miłości lat 60-tych było fanatyczne, bo nie potrafiło zrozumieć, że miłości nikomu nie można nakazać
zwolennicy aborcji są tak samo fanatyczni, jak jej przeciwnicy
poziom agresji Richarda Dawkinsa wobec religii: "skończmy wreszcie z tym cholernym szacunkiem" sprawia, ze trudno go momentami odróżnić od średniowiecznych inkwizytorów
czym różni się nienawiść osoby wyznającej ateizm (bo nikt nigdy nie udowodnił nieistnienia Boga, tak jak nikt nie dowiódł tego, że Bóg jest) wobec teistów od nienawiści osoby wierzącej wobec innowierców bądź niewierzących?
obawiam się, że niczym szczególnym
właśnie dlatego treść nie ma specjalnego znaczenia
po obu stronach każdej barykady są dobrzy i źli, dlatego stawianie cezury w oparciu o treść nie ma sensu
możesz być dobra/y albo zła/y będąc katolikiem, muzułmaninem, kobietą, Żydem, konserwatystą, Murzynem, mężczyzną, liberałem, feministką, agnostykiem, komunistą, homoseksualistą, fanem acid jazzu, profesorem uniwersytetu, kibicem Piasta, Ruchu czy GKS-u, wyznawcą zen, konsumentem, zwolennikiem Nietzschego, buddystą
poszukując tożsamości sięgamy po etykietki - a one - będąc tylko treścią - o niczym nie przesądzają
zło pojawia się wtedy, kiedy treść służy ci do skanalizowania twojej nienawiści (a ponieważ nienawiść lęgnie się ze strachu, treść staje parawanem, który pomaga ci ukryć i zintelektualizować twój strach)- i może być to równie dobrze nazizm, jak i ideologia flower-power - wszystko zależy od tego, czego twoja nienawiść czyli twój strach dotyczy
właśnie dlatego treść nie ma specjalnego znaczenia
Paul Steinhardt, twórca teorii wszechświata cyklicznego, rzekł:
"Ostatecznie nie interesuje mnie idea sama w sobie. Chcę się tylko dowiedzieć, która lepiej opisuje przyrodę"
idea może być pułapką albo kolejnym szczeblem w nieskończonej drabinie przybliżeń
choice is still ours
Subskrybuj:
Posty (Atom)