kultura indywidualizmu niszczy tożsamość, ponieważ sprowadza ją do stylu
czwartek, 28 listopada 2019
wtorek, 26 listopada 2019
metafora karuzeli
wyobrażam sobie równinę, brązową równinę, ciągnącą się jak okiem sięgnąć, gdzieś tam w oddali majaczy ciemna ściana gór, ale to dosyć daleko. Właściwie sobie jej nie wyobrażam, tylko mam ją przed oczami, bo bez względu na to, gdzie jestem, zawsze mogę ją sobie przypomnieć - ona po prostu tam jest, a ja mogę ją sobie przypomnieć. Mam ją przed sobą i za sobą.
Z boku są jakieś resztki ogrodzeń, pordzewiałe płoty, zerwane druciane siatki. Ta równina - albo płaskowyż - to ogromne wesołe miasteczko. Ciągnie się bez końca - ja jestem gdzieś w środku - w połowie drogi? Tzn. trochę już przeszłam, i idę dalej, przed siebie. Idę, idę.
W tym miasteczku są tylko karuzele. Jedne działają, są ogromne, lśnią światełkami, w gondolach siedzi mnóstwo ludzi, wynoszą ich na ogromną wysokość, inne są mniejsze, działają wolniej, przy niektórych już nikogo nie ma, kolejne zardzewiały. Czasem można się potknąć o jakiś zardzewiały fragment albo zahaczyć nogą o kruszejący betonowy fundament. Karuzele kręcą się cały czas.
Kiedy opowiadałam o tym profesorowi P., i mówiłam, że horyzont jest płaski, że zobaczyć co jest dalej można tylko wsiadając na karuzelę, z tego najwyższego punktu, do którego wynosi gondolę wielkie koło, by później znowu opaść, powiedział mi, że to, co opisuję, to nie karuzela. To diabelski młyn. Ma rację, nawet ma bardzo rację, ale i tak w myślach nazywam to karuzelą. Ale chodzi mi o taką, jak ta:
(źródło: Wiki)
Problem polega na tym, że kiedy się wsiądzie na karuzelę, to trudno się z niej schodzi. Karuzela pozwala się zorientować, zobaczyć co jest na horyzoncie, ale z każdym obrotem koła coraz trudniej z niej zejść. Oczywiście zawsze można zeskoczyć, czasem kończy się na potłuczonym łokciu, czasem nie... Na ziemi, przy każdej karuzeli, są ci, których nazywam naganiaczami. Zachęcają do wejścia, gondole są wygodne, inne mniej, karuzele kręcą się stosunkowo wolno, nieco szybciej kręcą się te, na których jest najwięcej ludzi. Z tych najwięcej widać, bo one są największe. I najmocniej świecą. Jak łatwo się domyślić, karuzele zasilają pasażerowie. Im dłużej siedzą na karuzelach, tym bardziej zapominają o wesołym miasteczku, wżywają się w tempo obracającego się koła, obraz przynosi im ciągle coś nowego, nawet nie zauważają, że kręcą się w kółku. Dopiero w tej chwili pomyślałam, co się dzieje z tymi, którzy umarli na karuzeli? Nie wiem. Może zabiera ich naganiacz?
Naganiacze nie wsiadają na karuzele, mówią mi, wesołe miasteczko nie ma końca, że nigdy nie wyjdę poza nie. Oczywiście ktoś, kto nie ma ochoty wsiadać na którąś z karuzel, może spróbować zbudować własną, niektórym się to udało. Jeśli zbudujesz karuzelę, zostajesz naganiaczem. Nie chcesz już wyjść poza miasteczko, zobaczyć co jest dalej, poświęcasz się rozrostowi karuzeli, zachęcasz innych żeby wsiedli, montujesz oświetlenie, dodajesz kolejne cuda. Wesołe miasteczko przestaje cię interesować, to, co na końcu równiny też. Niektórzy naganiacze są pochowani obok swoich karuzeli, które kręcą się dalej. Niektóre karuzele się rozpadły, naganiacze odeszli.Czasami naganiacz znajduje następcę. Czasami ktoś odbudowuje bardzo starą karuzelę. Różnie.
Karuzela bez pasażerów i naganiacza powoli się rozpada.
Cały płaskowyż jest pełen karuzeli. Starych, nowych, starożytnych, dopiero w budowie...
Piasek na równinie jest szary.
Nie wiem, co jest na końcu równiny. Nie wiem, czy uda mi się tam dotrzeć. Zrezygnowałam z budowy własnej karuzeli, bo nie chcę być naganiaczem. Nie lubię przekonywać. I nie umiem. Kompletnie mi to nie wychodzi. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy nie wybudować domu. Zostać na równinie, ale zamiast karuzeli zbudować dom. Myśląc o tym na razie idę dalej. Niedawno niedaleko ode mnie pojawiło się wzgórze. Nie tak wysokie jak karuzele, ale będzie można się z niego rozejrzeć. Zbudować dom? Zobaczymy.
Z boku są jakieś resztki ogrodzeń, pordzewiałe płoty, zerwane druciane siatki. Ta równina - albo płaskowyż - to ogromne wesołe miasteczko. Ciągnie się bez końca - ja jestem gdzieś w środku - w połowie drogi? Tzn. trochę już przeszłam, i idę dalej, przed siebie. Idę, idę.
W tym miasteczku są tylko karuzele. Jedne działają, są ogromne, lśnią światełkami, w gondolach siedzi mnóstwo ludzi, wynoszą ich na ogromną wysokość, inne są mniejsze, działają wolniej, przy niektórych już nikogo nie ma, kolejne zardzewiały. Czasem można się potknąć o jakiś zardzewiały fragment albo zahaczyć nogą o kruszejący betonowy fundament. Karuzele kręcą się cały czas.
Kiedy opowiadałam o tym profesorowi P., i mówiłam, że horyzont jest płaski, że zobaczyć co jest dalej można tylko wsiadając na karuzelę, z tego najwyższego punktu, do którego wynosi gondolę wielkie koło, by później znowu opaść, powiedział mi, że to, co opisuję, to nie karuzela. To diabelski młyn. Ma rację, nawet ma bardzo rację, ale i tak w myślach nazywam to karuzelą. Ale chodzi mi o taką, jak ta:
(źródło: Wiki)
Problem polega na tym, że kiedy się wsiądzie na karuzelę, to trudno się z niej schodzi. Karuzela pozwala się zorientować, zobaczyć co jest na horyzoncie, ale z każdym obrotem koła coraz trudniej z niej zejść. Oczywiście zawsze można zeskoczyć, czasem kończy się na potłuczonym łokciu, czasem nie... Na ziemi, przy każdej karuzeli, są ci, których nazywam naganiaczami. Zachęcają do wejścia, gondole są wygodne, inne mniej, karuzele kręcą się stosunkowo wolno, nieco szybciej kręcą się te, na których jest najwięcej ludzi. Z tych najwięcej widać, bo one są największe. I najmocniej świecą. Jak łatwo się domyślić, karuzele zasilają pasażerowie. Im dłużej siedzą na karuzelach, tym bardziej zapominają o wesołym miasteczku, wżywają się w tempo obracającego się koła, obraz przynosi im ciągle coś nowego, nawet nie zauważają, że kręcą się w kółku. Dopiero w tej chwili pomyślałam, co się dzieje z tymi, którzy umarli na karuzeli? Nie wiem. Może zabiera ich naganiacz?
Naganiacze nie wsiadają na karuzele, mówią mi, wesołe miasteczko nie ma końca, że nigdy nie wyjdę poza nie. Oczywiście ktoś, kto nie ma ochoty wsiadać na którąś z karuzel, może spróbować zbudować własną, niektórym się to udało. Jeśli zbudujesz karuzelę, zostajesz naganiaczem. Nie chcesz już wyjść poza miasteczko, zobaczyć co jest dalej, poświęcasz się rozrostowi karuzeli, zachęcasz innych żeby wsiedli, montujesz oświetlenie, dodajesz kolejne cuda. Wesołe miasteczko przestaje cię interesować, to, co na końcu równiny też. Niektórzy naganiacze są pochowani obok swoich karuzeli, które kręcą się dalej. Niektóre karuzele się rozpadły, naganiacze odeszli.Czasami naganiacz znajduje następcę. Czasami ktoś odbudowuje bardzo starą karuzelę. Różnie.
Karuzela bez pasażerów i naganiacza powoli się rozpada.
Cały płaskowyż jest pełen karuzeli. Starych, nowych, starożytnych, dopiero w budowie...
Piasek na równinie jest szary.
Nie wiem, co jest na końcu równiny. Nie wiem, czy uda mi się tam dotrzeć. Zrezygnowałam z budowy własnej karuzeli, bo nie chcę być naganiaczem. Nie lubię przekonywać. I nie umiem. Kompletnie mi to nie wychodzi. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy nie wybudować domu. Zostać na równinie, ale zamiast karuzeli zbudować dom. Myśląc o tym na razie idę dalej. Niedawno niedaleko ode mnie pojawiło się wzgórze. Nie tak wysokie jak karuzele, ale będzie można się z niego rozejrzeć. Zbudować dom? Zobaczymy.
jedno z najważniejszych zadań na przyszłość
przywrócić myślenie analogiczne
Ponieważ nie wystarczy myśleć. Trzeba to jeszcze robić we właściwy sposób
Ponieważ nie wystarczy myśleć. Trzeba to jeszcze robić we właściwy sposób
środa, 20 listopada 2019
Marzy mi się...
...napisanie książki o tym, jak semiotyka stała się pożytecznym idiotą postmodernizmu
uwaga dydaktyczna
KONTEKST jest nie do przecenienia
wyjaśniając jakiś problem - zawsze nakreślać kontekst
wyjaśniając jakiś problem - zawsze nakreślać kontekst
wtorek, 19 listopada 2019
żeby
żeby zrozumieć postmodernizm trzeba zacząć od linguistic turn
postmodernizm to zasłona dymna dla procesu "ujęzykowiania" i "znakowienia" kultury
no i oczywiście "odsymbolizowania"
cały zamysł "tekstualizowania" kultury ma za zadanie jej odrealnienie
postmodernizm to zasłona dymna dla procesu "ujęzykowiania" i "znakowienia" kultury
no i oczywiście "odsymbolizowania"
cały zamysł "tekstualizowania" kultury ma za zadanie jej odrealnienie
błąd Philipa K. Dicka
już wiem.
Wiem, w czym pomylił się Dick w Valis -
pomylił Logos z informacją.
Ale to nie jego wina.
Funkcjonował się w samym środku linguistic turn
miał na karku McLuhana, strukturalizm i pejzaż semiotyczny
ikona to nie znak ikoniczny
symbol to nie znak symboliczny
a Słowo to coś więcej niż informacja
Słowo to coś więcej niż komunikat
Słowo to coś więcej niż poznanie
dlatego uwiedli go gnostycy i odrzucił świat jako materię
Wiem, w czym pomylił się Dick w Valis -
pomylił Logos z informacją.
Ale to nie jego wina.
Funkcjonował się w samym środku linguistic turn
miał na karku McLuhana, strukturalizm i pejzaż semiotyczny
ikona to nie znak ikoniczny
symbol to nie znak symboliczny
a Słowo to coś więcej niż informacja
Słowo to coś więcej niż komunikat
Słowo to coś więcej niż poznanie
dlatego uwiedli go gnostycy i odrzucił świat jako materię
piątek, 15 listopada 2019
wtorek, 12 listopada 2019
repeat
do powtarzania raz za razem:
"wierzyć w to, co jest prawdziwe, nie wierzyć w bzdury, wierzyć w to, co jest prawdziwe, wierzyć w to, co jest Prawdą"
"wierzyć w to, co jest prawdziwe, nie wierzyć w bzdury, wierzyć w to, co jest prawdziwe, wierzyć w to, co jest Prawdą"
poniedziałek, 11 listopada 2019
o wróblach
natknęłam się na stronie Gościa Niedzielnego na tekst Franciszka Kucharczaka "Siostrzeństwo ponadgatunkowe", w którym pisze on między innymi, żeby nie dać się zwariować, że jedzenie mięsa to nie grzech, co więcej że Jezus powiedział, że jesteśmy "(...) ważniejsi niż wiele wróbli".
Cały tekst pana Kucharczaka tutaj
No nie mogłam się powstrzymać od komentarza, który opublikowałam też pod artykułem:
Cały tekst pana Kucharczaka tutaj
No nie mogłam się powstrzymać od komentarza, który opublikowałam też pod artykułem:
Szanowny Panie,
z dużym smutkiem i przykrością przeczytałam
Pana tekst. Jako osoba wierząca (a będąca przy okazji filozofem z
wykształcenia) pragnę zwrócić uwagę na kilka zawartych w nim nieścisłości i
uproszczeń związanych z kwestią stosunku do zwierząt w świetle Nowego i Starego
Testamentu. Fakt, że – jak Pan napisał - jesteśmy „ważniejsi od wróbli” - nie oznacza, że mamy się zwierzętami nie
przejmować i czynić z nimi i z ziemią wszystko, co nam się podoba. Absolutnie
zgadzam się z Panem, że Ewangelia przynosi wolność. Ale wolność Dobrej Nowiny
nie oznacza dowolności – ani w działaniu, ani w dobieraniu cytatów:
1) czy to że „jesteśmy ważniejsi” dla Boga – oznacza, że wróble są nieważne? Że mamy się z
nimi nie liczyć, robić z nimi, co chcemy, traktować jak zabawki? Gdyby sięgnąć do Ewangelii – a fragment o
wróblach znaleźć można w dwóch – Mateusza i Łukasza – okazuje się, że z wypowiedzi
Jezusa wynika coś wręcz przeciwnego –
nawet wróble, te tak nic nie znaczące, maleńkie, szare ptaszki, od
których ważniejszy się Pan czuje, nie są zapomniane w oczach Boga:
„Mt
10, 29 Czyż nie sprzedają dwóch wróbli
za asa? A przecież żaden z
nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. 30 U
was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. 31 Dlatego
nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.”
Łk 12, 4 „Lecz mówię wam,
przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic
więcej uczynić nie mogą. 5 Pokażę wam, kogo się
macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak,
mówię wam: Tego się bójcie! 6 Czyż nie sprzedają
pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest
zapomniany w oczach Bożych. 7 U was zaś
nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście
ważniejsi niż wiele wróbli”.
O tym, że Bóg troszczy nawet o stworzenia mniej ważne niż człowiek
świadczy też ta wypowiedź Jezusa – Mt 6, 26: Przypatrzcie
się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i
nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście
ważniejsi niż one?”
Gdyby dokonać logicznego rozbioru tych wypowiedzi Chrystusa można byłoby
zauważyć, że Jezus nie stosuje tu alternatywy (albo – albo, 1:0)– „ważny”
kontra „nieważny” – ale stopniowanie – „ważny” – „ważniejszy” – „ważny” – „mniej
ważny” – z tego, że człowiek – ukoronowanie stworzenia – jest ważniejszy od
wróbla, nie wynika logicznie, że wróbel jest nieważny. Również to, że także wróbel jest ważny w oczach Bożych
– nie odbiera człowiekowi jego godności czy wyjątkowej pozycji.
Nie budujmy więc fałszywej pychy „bycia lepszym” od jakiegoś
tam wróbla, bo nawet ten wróbel nie jest zapomniany. Tak jak nie są zapomniani
ci, którymi pogardzano w czasach Jezusa – wdowa, celnik czy nierządnica. To do nich
Chrystus przyszedł, a nie do tych, którzy czuli się lepsi od innych – którzy
szacunek do siebie i poczucie godności pomylili z pogardą do słabszych,
poddanych im stworzeń. Słabość drugich jest naszym zobowiązaniem - ma być źródłem troski, a nie…
2) Hierarchia, o której mówi Jezus, dotyczy ważności istot w
oczach Boga, a nie naszego stosunku do innych Bożych stworzeń. W oczach Bożych
nic nie jest nieważne. Dlaczego? – bo wszystko, co jest, jest Jego dziełem,
Jego stworzeniem, o czym przypomniał piękny fragment z Księgi Mądrości w
zeszłotygodniowym czytaniu (XXXI niedziela zwykła):
Mdr 11, 22-26
22 Świat cały przy Tobie jak
ziarnko na szali,
kropla rosy porannej, co spadła na ziemię.
23 Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy,
i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili.
24 Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia,
niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś,
bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił.
25 Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał?
Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał?
26 Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!”
kropla rosy porannej, co spadła na ziemię.
23 Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy,
i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili.
24 Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia,
niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś,
bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił.
25 Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał?
Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał?
26 Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!”
Dlatego także dla wróbla jest miejsce przy ołtarzu Pańskim,
przy ołtarzu Boga żywego – nawet dla tego maleńkiego, skromnego ptaszka:
Psalm 84,
4 Nawet wróbel dom sobie znajduje
i jaskółka gniazdo.
gdzie złoży swe pisklęta:
przy Twoich ołtarzach, Panie Zastępów,
mój Królu i mój Boże!
i jaskółka gniazdo.
gdzie złoży swe pisklęta:
przy Twoich ołtarzach, Panie Zastępów,
mój Królu i mój Boże!
3) Bóg jest „miłośnikiem życia” – a my, jako wierzący –
jesteśmy powołani, by być do Niego podobni – na tyle, na ile możemy. Dlatego równie
fałszywa jest dla mnie:
a) postawa czułych na los zwierząt zwolenników aborcji,
b) jak i tych pro-lifeowców, którzy pozostają obojętni na
los zwierząt.
Zwierzęta i dzieci są równie bezbronne. Zwierzęta czują, tak
samo jak ludzie. I jeśli kogoś nie wzrusza los oślicy Baalama – no cóż –
widocznie Pan nie otworzył jeszcze jego oczu.
4) Gdzieś napisano, że "cytat bez kontekstu jest
pretekstem" – obawiam się, że w taki właśnie sposób funkcjonują w Pana
tekście fragmenty Ewangelii – bo przecież przywołana przez Pana wypowiedź św.
Pawła – „Dlaczego (...) dajecie sobie narzucać nakazy: »Nie bierz ani nie
kosztuj, ani nie dotykaj...!” z Listu do Kolosan odnosiła się do kwestii
fałszywej ascezy. Idąc tym tropem nie mam żadnej pewności, że za chwilę nie
przywoła Pan fragmentu z 1 listu do Tymoteusza 2,12 i każe mi zamilknąć…
5) Nie wiem, jaki Pan Bóg ma zamysł względem stworzeń innych
niż człowiek, ale wiem, że pierwsze przymierze, przymierze noachickie Bóg
zawarł z wszelkimi istotami żyjącymi:
Rdz 9, 8 Potem Bóg tak rzekł do
Noego i do jego synów: 9«Ja, Ja zawieram
przymierze
z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; 10 z
wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i
polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim
zwierzęciem na ziemi. 11 Zawieram z wami
przymierze, tak iż nigdy już nie zostanie zgładzona wodami potopu żadna istota
żywa i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię». 12 Po
czym Bóg dodał: «A to jest znak przymierza, które ja zawieram z wami i każdą
istotą żywą, jaka jest z wami, na wieczne czasy: 13 Łuk
mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a ziemią. 14 A gdy rozciągnę obłoki nad ziemią i gdy ukaże się
ten łuk na obłokach, 15 wtedy wspomnę na moje
przymierze, które zawarłem z wami i z wszelką istotą żywą, z każdym
człowiekiem; i nie będzie już nigdy wód potopu na zniszczenie żadnego
jestestwa. 16 Gdy zatem będzie ten łuk na
obłokach, patrząc na niego, wspomnę na przymierze wieczne między mną a wszelką
istotą żyjącą w każdym ciele, które jest na ziemi».
6) Po potopie Bóg dał ludziom zwierzęta jako pokarm. Ale
pierwotny zamysł był inny. W 1 Rozdziale Księgi Rodzaju czytamy:
Rdz. 1, 29 I rzekł Bóg: «Oto
wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo,
którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. 30 A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla
wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma
w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona». I stało się
tak. 31 A Bóg widział, że wszystko, co uczynił,
było bardzo dobre.
7) Przykład z wróblem, na który się Pan powołał jest niefortunny
także z innego powodu – wróble, te małe, delikatne ptaszki, które przez wieki
były symbolem pospolitości, których stada jeszcze za mojego dzieciństwa były
wszechobecne, dziś w świecie, nad którym tak bezwzględnie panuje człowiek – są
zagrożone wyginięciem. Proponuję zapoznać się z artykułami, których linki
zamieszczam poniżej. I proszę Pana o odrobinę miłosierdzia – także dla wróbli.
Z poważaniem,
Ewa Chudyba
poniedziałek, 4 listopada 2019
korekta
nie "poznanie zmysłowe", ale "poznanie poprzez zmysły", "poznanie z pomocą zmysłów", "poznanie angażujące zmysły"
wtorek, 29 października 2019
z cyklu: redefinicje albo naprawianie nazw
awangarda to nowy poganizm,
którego początki sięgają renesansu
i jak tu twierdzić, że modernizm nie ma nic wspólnego z nowożytnością
(inaczej - w powrocie renesansu do antyku nie chodzi o antyk, ale o pogaństwo)
pisząc o relacjach pomiędzy Warburgiem (założycielem Biblioteki Warburga w Hamburgu) i Cassirerem Habermas zauważa:
"(...) zainteresowanie, jakie obydwaj żywili dla symbolicznego medium duchowych form wyrazu, leżało u podstaw ich kongenialności (...) w zainteresowaniu Warburga wtórnym ożywieniem antyku w modernie Cassirer mógł bez trudu rozpoznać motyw, który poruszał jego własne myślenie. (...)Warburg interesował się, jak pod wpływem Nietzschego wielu jego współczesnych, powrotem antyku w modernie. Także jemu chodziło o ową konstelację, od której otrzymała impulsy awangarda w malarstwie i literaturze, w psychologii i i filozofii - Picasso i Braque, Bataille i Leris, Freud i Jung, Benjamin i Adorno. Nie ukończony, podobnie jak praca Benjamina o Pasażach, pozostał również plan Warburga, by stworzyć atlas, który miał śledzić zbiorową pamięć. Pod hasłem "Mnemozyna" chciał Warburg na przykładzie mądrze zmontowanego materiału obrazów zilustrować wciąż oddziałujące w modernie dziedzictwo przejętych z antyku gestów ekspresji. W tych namiętnych gestach rozszyfrowuje on nacechowane fobami, a zarazem estetycznie oswojone impulsy archaiczned. Renesans interesuje go jako scena, na której wystawiany jest dramat ponownego zbudzenia się pogańskiego, a przy tym oddemonizowanego antyku. Słowo służy Warburgowi jako szyfr dla owej pobudzającej ambiwalencji zaklinania i wyzwalania, chaotycznej trwogi i orgiastycznej uległości, w wysublimowanej formie zachowanej w gestach europejskiego entuzjazmu: Mnemozynie< renbesans jawi się jako drogocenna chwila w labilnej grze sił, w której odkryto już źródła pogańskiej namiętności, ale zapanować nad nimi jeszcze nie zdołano>. Oddemonizowana siła kształtowania artystycznego miała dla Warburga wyraźne znaczenie egzystencjalne. Projekt miało otwierać zdanie: <Świadome stwarzanie dystansu miedzy sobą i światem zewnętrznym można śmiało określić jako fundamentalny akt ludzkiej cywilizacji; kiedy więc owa międzyprzestrzeń staje się substratem kształtowania artytsycznego, wtedy powstają wstępne warunki, by ta świadomość dystansu zyskała trwałą funkcję społeczną>.
J. Habermas, "Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu", tłum. K. Krzemieniowa
(znów odcięcie, "stworzenie dystansu", zamiast uznania prymarności relacji - indywidualistyczne założenie, że człowiek może być sobą, tylko jeśli się odetnie, zdystansuje - czy faktycznie tkwimy w kleszczach dychotomii - albo się odciąć, albo się zatracić w bezpośredniości - czy nie mogę być sobą będąc w relacji? tertium datum czy nie?)
Dodajmy do tego esej "Apollo i Dionizos" - zawarty w książce Ayn Rand "Powrót człowieka pierwotnego" i poświęcony m.in. powierzchownej uwadze, z jaką prasa w latach 60. odnotowała start rakiety Apollo 11 i znaczenia tego faktu dla ludzi, kontrastującej z entuzjastycznymi relacjami poświęconymi tarzającym się w błocie, frenetycznym uczestnikom festiwalu w Woodstock - i jesteśmy w domu.
Komentarz:
ten "modernistyczny powrót do antyku" przeprowadzony zostaje w horyzoncie modernistycznego, schizofrenicznego rozumu rozszczepionego na przeciwstawne władze (poznawczą, osądu estetycznego i moralną/praktyczną), kantowskiego rozumu formalnego, który rozdzielił etykę, estetykę i naukę.
Starożytni nigdy nie chcieli przeciwstawiać Apolla Dionizosowi, czy eliminować jednego na rzecz drugiego.
Dlatego modernistyczny "powrót do antyku" jest fałszywy.
Uratować nas może perspektywa integralna.
Ciało i dusza, rozum i serce, człowiek widziany jako całość. Nieokaleczony. U platońskiego rydwanu są dwa konie, a jest i woźnica (popędliwość, pożądliwość i rozum) Można też powiedzieć - mamy ciało - w nim emocje i intelekt, ale jesteśmy czymś więcej).
którego początki sięgają renesansu
i jak tu twierdzić, że modernizm nie ma nic wspólnego z nowożytnością
(inaczej - w powrocie renesansu do antyku nie chodzi o antyk, ale o pogaństwo)
pisząc o relacjach pomiędzy Warburgiem (założycielem Biblioteki Warburga w Hamburgu) i Cassirerem Habermas zauważa:
"(...) zainteresowanie, jakie obydwaj żywili dla symbolicznego medium duchowych form wyrazu, leżało u podstaw ich kongenialności (...) w zainteresowaniu Warburga wtórnym ożywieniem antyku w modernie Cassirer mógł bez trudu rozpoznać motyw, który poruszał jego własne myślenie. (...)Warburg interesował się, jak pod wpływem Nietzschego wielu jego współczesnych, powrotem antyku w modernie. Także jemu chodziło o ową konstelację, od której otrzymała impulsy awangarda w malarstwie i literaturze, w psychologii i i filozofii - Picasso i Braque, Bataille i Leris, Freud i Jung, Benjamin i Adorno. Nie ukończony, podobnie jak praca Benjamina o Pasażach, pozostał również plan Warburga, by stworzyć atlas, który miał śledzić zbiorową pamięć. Pod hasłem "Mnemozyna" chciał Warburg na przykładzie mądrze zmontowanego materiału obrazów zilustrować wciąż oddziałujące w modernie dziedzictwo przejętych z antyku gestów ekspresji. W tych namiętnych gestach rozszyfrowuje on nacechowane fobami, a zarazem estetycznie oswojone impulsy archaiczned. Renesans interesuje go jako scena, na której wystawiany jest dramat ponownego zbudzenia się pogańskiego, a przy tym oddemonizowanego antyku. Słowo
J. Habermas, "Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu", tłum. K. Krzemieniowa
(znów odcięcie, "stworzenie dystansu", zamiast uznania prymarności relacji - indywidualistyczne założenie, że człowiek może być sobą, tylko jeśli się odetnie, zdystansuje - czy faktycznie tkwimy w kleszczach dychotomii - albo się odciąć, albo się zatracić w bezpośredniości - czy nie mogę być sobą będąc w relacji? tertium datum czy nie?)
Dodajmy do tego esej "Apollo i Dionizos" - zawarty w książce Ayn Rand "Powrót człowieka pierwotnego" i poświęcony m.in. powierzchownej uwadze, z jaką prasa w latach 60. odnotowała start rakiety Apollo 11 i znaczenia tego faktu dla ludzi, kontrastującej z entuzjastycznymi relacjami poświęconymi tarzającym się w błocie, frenetycznym uczestnikom festiwalu w Woodstock - i jesteśmy w domu.
Komentarz:
ten "modernistyczny powrót do antyku" przeprowadzony zostaje w horyzoncie modernistycznego, schizofrenicznego rozumu rozszczepionego na przeciwstawne władze (poznawczą, osądu estetycznego i moralną/praktyczną), kantowskiego rozumu formalnego, który rozdzielił etykę, estetykę i naukę.
Starożytni nigdy nie chcieli przeciwstawiać Apolla Dionizosowi, czy eliminować jednego na rzecz drugiego.
Dlatego modernistyczny "powrót do antyku" jest fałszywy.
Uratować nas może perspektywa integralna.
Ciało i dusza, rozum i serce, człowiek widziany jako całość. Nieokaleczony. U platońskiego rydwanu są dwa konie, a jest i woźnica (popędliwość, pożądliwość i rozum) Można też powiedzieć - mamy ciało - w nim emocje i intelekt, ale jesteśmy czymś więcej).
piątek, 25 października 2019
we śnie (albo konfucjańskie wołanie o naprawę nazw)
jednym ze źródeł zła jest pojęcie "masy" - od kogo y Gasset wziął "masę" - zaszczepił mu ją bolszewizm?
Nie można wyzwolić "mas". Można wyzwolić człowieka. Pojęcie masy odbiera człowiekowi godność. Dlatego twierdzę, że "społeczeństwo masowe" jest terminem uwarunkowanym ideologicznie, a nie naukowym.
"Lud" - tak, "masa" nie.
O tym, że fałszywy opis zniekształca rzeczywistość wiedział już Konfucjusz, głosząc program naprawy nazw:
Program naprawy nazw zawsze aktualny!
Nie można wyzwolić "mas". Można wyzwolić człowieka. Pojęcie masy odbiera człowiekowi godność. Dlatego twierdzę, że "społeczeństwo masowe" jest terminem uwarunkowanym ideologicznie, a nie naukowym.
"Lud" - tak, "masa" nie.
O tym, że fałszywy opis zniekształca rzeczywistość wiedział już Konfucjusz, głosząc program naprawy nazw:
13.3. Tsy-lu powiedział:
Gdyby władca księstwa Wei zaprosił Cię, Panie, być sprawował rządy, co
uczyniłbyś najpierw?
Mistrz
rzekł: Przede wszystkim przystąpiłbym do poprawienia nazw.
Tsy-Lu
wykrzyknął: Czy możliwe? Wszak to rzecz najdalsza! Po co nazwy czynić
poprawnymi?
Mistrz
powiedział: Doprawdy, Tsy-Lu, bardzo jesteś jeszcze nieokrzesany! Szlachetny
wstrzymuje się od mówienia o sprawach, których nie rozumie. Otóż, jeżeli słowa
prawdzie nie odpowiadają, obowiązki nie mogą należycie być wypełniane. Jeśli
obowiązki nie są należycie wypełniane, nie rozkwitają obyczaje i muzyka. Jeśli
obyczaje i muzyka nie rozkwitają, kary i grzywny nie są sprawiedliwe. Gdy zaś
kary i grzywny nie są sprawiedliwe, lud nie ma dla siebie pewnego schronienia.
Dlatego szlachetny nadając nazwy baczy, by ich można było zgodnie z prawdą
używać. Mówiąc zaś baczy, by mógł należycie spełnić, co powiedział. (...)
12.11. Trzeba tylko, by
władca postępował tak, jak się godzi władcy, minister - jak przystoi
ministrowi, ojciec - jak ojcu należy, a syn - po synowsku.
Dialogi konfucjańskie (fragmenty)
Subskrybuj:
Posty (Atom)