wtorek, 27 sierpnia 2019

PETYCJA - STOP organizacji kolejnych edycji Fest Festivalu w Parku Śląskim


 Szanowni Państwo,

 zwracam się z prośbą o wsparcie inicjatywy mającej na celu zablokowanie kolejnych edycji "Festfestivalu" w Parku Śląskim.

Park Śląski to nasze wspólne, publiczne dobro – zielone płuca jednego z najbardziej uprzemysłowionych regionów w Polsce, o które powinniśmy dbać, troszczyć się i pielęgnować je  z myślą zarówno o nas samych, jak i o przyszłych pokoleniach. 
Dlatego niedopuszczalne jest organizowanie w Parku Śląskim przedsięwzięć, które przyczyniają się do jego dewastacji, a także uniemożliwiają normalne funkcjonowanie i odpoczynek okolicznym mieszkańcom.

Pragnę podkreślić, że petycja nie wynika z chęci uniemożliwienia innym ludziom słuchania muzyki w ramach wydarzeń przygotowanych przez Park Śląski, ale jej celem jest to, żeby w Parku Śląskim radość uczestniczenia w koncertach i zabawie nie łączyła się ze znacznymi uciążliwościami zarówno dla środowiska, jak i dla okolicznych mieszkańców oraz tych osób, dla których Park Śląski jest przede wszystkim Parkiem – nie platformą masowych imprez, ale miejscem wytchnienia i kontaktu z naturą. 

Podpisz petycję: TUTAJ

https://www.petycjeonline.com/stop_organizacji_kolejnych_edycji_fest_festivalu_w_parku_lskim

Festfestival - dodatkowy komentarz o relanych korzyściach

Poniżej fragment noty, jaka opublikowana została na profilu FB "Parku Śląskiego" po zakończeniu Festfestivalu:

"Fest Festival, który odbył się w miniony weekend był największą i jedyną tak dużą imprezą w sezonie 2019 w przestrzeni Parku Śląskiego. To nowa bardzo ciekawa propozycja na festiwalowej mapie Polski. Zjechało na niego kilkadziesiąt tysięcy ludzi z całego kraju. Poza świętem muzyki, to również bardzo dobra promocja Parku Śląskiego poza aglomeracją.

(...) każdego dnia festiwalu bawiło się od 20 do 25 tysięcy ludzi. Uczestnicy wydarzenia byli bardzo zadowoleni z przygotowanej przez organizatorów oferty. Bardzo dobre wrażenie zrobiło na nich również miejsce, w którym się ono odbyło. Zdajemy sobie jednak sprawę z uciążliwości, jakie niesie za sobą przeprowadzenie tego typu przedsięwzięcia. Wszystkim stałym bywalcom parku dziękujemy za wyrozumiałość i przepraszamy za wszelkie niedogodności. Jednocześnie informujemy, że intencją Parku Śląskiego było udostępnienie terenu pod wydarzenie, jakiego w tym miejscu jeszcze nie było".

Najlepszym komentarzem do niej jest wpis użytkownika, który tak oto ją podsumował 

"Tomek Baranski Brawo Park!, w pogoni za promocją proponuję udostępnić park Pierwszemu Międzygalaktycznemu festiwalowi drwali leśnych- Zręb 2020 , 15 000 drwali zapewni że będzie to impreza, jakiej w tym miejscu jeszcze nie było."
 ***

Ja też dodam swoje trzy grosze, ponieważ nie rozumiem, jaką realną korzyść odniósł nasz region, jego mieszkańcy (oczywiście poza tymi, którzy bawili się na Festiwalu i mieli radość z  rozwieszonych przez organizatorów sznureczków i lampek) i sam Park Sląski w związku z Festfestivalem, skoro:

każdego dnia festiwalu na wydzielonej przestrzeni Parku Śląskiego bawiło się od 20 do 25 tysięcy ludzi - a zatem:
 przez 48 h skomasowano 25 tysięcy osób na niewielkiej przestrzeni - plus food trucki, plus wjazd na parkowe alejki tirów przewożących ciężki sprzęt (sceny, nagłośnienie, namioty etc), plus 48 godzin prawie nieprzerwanych dźwięków o wysokim natężeniu - takie nagromadzenie czynników niszczących w jednym miejscu i czasie - tak wygląda kataklizm - oczywiście można go też nazwać "dobrą zabawą" i "bardzo dobrą promocją" - tyle że to nic nie znaczy, bo "bardzo dobra promocja" zazwyczaj nie przyczynia się do dewastacji tego, co promuje

- to świetnie, że "Uczestnicy wydarzenia byli bardzo zadowoleni" - zatem wydane przez nich na festivalowy karnet 300 zł było warte każdego grosza, tylko co to zmienia in plus dla mieszkańca Katowic bądź Chorzowa, że łaskawi goście z kraju i zagranicy łaskawie imprezowali w naszym Parku, wypróżniając się na drzewa i krzewy?

 Byłam w niedzielę w Parku i najbardziej intensywnym zapachem - (i to nie tylko w okolicach toy toyów) - ale właściwie w obrębie całego festiwalowego miasteczka - tam, gdzie można było już zajrzeć - był zapach moczu i przetrawionego alkoholu. I pójdź tam teraz z dzieckiem oglądać roślinki.

Faktycznie, to szokujące, że Park Sląski podobał się festiwalowym gościom. Jak można się było tego spodziewać?! To zapewne zasługa lampek i kolorowych sznureczków rozwieszonych przez organizatora. Silę się na sarkazm. Bo przepraszam, ale kogo trzeba przekonywać, że Park Sląski to miejsce wyjątkowe, skoro co weekend są w nim tłumy? Naprawdę trzeba w nim wieszać sznurki i lampki?

Park Sląski jest cudem. I to cud, że do tej pory się jako tako uchował. Ale jego szanse - przy tak dobrej promocji i takich Festfestivalach - maleją w tempie wykładniczym. 


-  biorąc pod uwagę wpis innej komentującej entuzjastyczne podsumowanie festiwalu, jakie pojawiło się na FB Parku Śląskiego:

"Helena Elżbieta Proszę wyciągnąć wnioski z błędów i na przyszłoroczny festiwal się bardziej postarać. Nie dość, że zamkneliście park przed mieszkańcami i przyjezdnymi gośćmi, którzy oczekiwali relaksu podczas spacerów itp. to odgrodziliście lokale gastronomiczne, które się znajdują obok kapelusza narażając je na ogromne straty finansowe. Do poprawy!"

można stwierdzić, że również bardziej pragmatyczne argumenty, które mogłyby przemawiać za Festfestivalem - czyli że wymierną korzyść odnieśli właściciele lokalnych gastronomii czy sklepów - nie mają tu zastosowania:
miasteczko festiwalowe całą infrastrukturę gastronomiczno- cukierniczo-alkoholową przywiozło ze sobą. Włącznie  ze sklepikiem z festiwalowymi gadżetami.
 
Zarobiły co najwyżej dyskonty - portugalski na B. i niemiecki na L., znajdujące się na osiedlu Tysiąclecia, gdzie sporadycznie w sobotę spotkać można było festiwalowych gości - wcale nie było ich zresztą tak wielu - po co, skoro wszystko mieli w swoim hermetycznym miasteczku, któremu nasz Park posłużył wyłącznie jako scenografia i miejsce do totalnego skolonizowania. 
 
Tubylcy nie mieli nic do powiedzenia, ani do skorzystania. 

Mniej więcej tak jak Mc Donald w Egipcie - ten FestFestival mógł odbyć się wszędzie na świecie - i wszędzie na świecie wyglądałby podobnie. Byłby lampki i sznureczki. Tak jak wszystkie galerie handlowe są do siebie podobne - Bytom, Gliwice czy Katowice - te same firmy, te same ciuchy, ten sam bezosobowy "bezwygląd".
Georg Ritzer, socjolog, mówi na to "Globalizacja niczego", opisując magiczny świat konsumpcji jako "nijaki, poprawny, ustandaryzowany, bez charakteru" -  i dokładnie taka sama była ta słodka cukierkowość półprzezroczystych napisów, lampek i kolorowych sznureczków Festfestivalu, która tak urzekła jego uczestników, dla których estetyczny standard wyznacza zapewne Starbucks i którym imponują wyzuci z tożsamości hipsterzy z Warszaffki.

- kto skorzystał: 

pomnóżcie 20-25 tysięcy osób x 300 zł za karnet - to już coś koło 6 milionów złotych. Plus pieniądze wydane na alkohol, festivalowe - bo przecież nie Parkowe - gadżety, słodycze  - i będziecie wiedzieć, że  głównym beneficjentem tej historii jest organizator Festfestivalu - firma "Follow The Step" pana Marcina Szymanowskiego z - nomen omen - Warszawy.

Mogłaby być tu puenta, o tym, jak kompleksy, głęboko hodowane poczucie prowincjonalności i chęć dorównania Amsterdamom, innym Berlinom i "cywilizowanemu światu" - to najlepsza droga do zniszczenia własnej unikalności i niepowtarzalności. Ale nie będzie.









 

niedziela, 25 sierpnia 2019

"Festfestival" - PROTEST


Szanowni Państwo, 

jako mieszkanka osiedla Tysiąclecie w Katowicach, użytkowniczka Parku Śląskiego, który jest naszym wspólnym, publicznym dobrem, a także jako jedna z wielu osób, dla których istotna jest ochrona enklawy zieleni – zielonych płuc Śląska, jaką jest nasz Park – pragnę zdecydowanie zaprotestować i wyrazić swoje oburzenie w związku z organizacją na terenie Parku Śląskiego imprezy „Festfestival”, która trwała od popołudnia w piątek, 23 sierpnia do godz. 6.00 rano w niedzielę 25 sierpnia.

Nieustający praktycznie przez 48 godzin hałas, a właściwie dudnienie i dźwięki o takim natężeniu, że wprawiały w wibracje korytarze w moim bloku, położonym przy ulicy Ułańskiej, uniemożliwiły mnie, a zapewne wielu – o ile nie wszystkim - mieszkańcom osiedla Tysiąclecie i innych okolicznych osiedli  – odpoczynek zarówno w nocy, jak i w dzień, oraz normalne funkcjonowanie. Bloki na osiedlu Tysiąclecia, których akustyka pozostawia wiele do życzenia, zadziałały - pod naporem silnych drgań, jakie równocześnie emitowane były przez  osiem (bądź więcej) zlokalizowanych w Parku Śląskim scen – jak płyty rezonansowe, odbijające między sobą dźwięki. W następstwie tego zarówno wewnątrz budynków, jak i pomiędzy nimi wytworzyło się coś w rodzaju „dźwiękowo-drganiowej pułapki”. Zapewne fizycy będą w stanie lepiej wyjaśnić ten efekt.

Niedopuszczalne jest, aby na ciągły hałas o takim natężeniu były narażone osoby, które nie wyraziły chęci ani zgody na uczestniczenia w tego rodzaju rozrywce, jaką był „Festfestival”. Na osiedlu Tysiąclecia mieszkają osoby starsze, rodziny z dziećmi, a także ludzie pracujący, którzy chcą w weekend najzwyczajniej odpocząć, albo w inny sposób – niekoniecznie uczestnicząc w Festivalu – spędzić czas wolny.      
   
Pojęcie hałasu definiuje art. 3 pkt. 5 ustawy „Prawo ochrony środowiska” (Dz.U. z 2013 r. poz. 1232), który wskazuje, że za hałas należy uważać dźwięki o częstotliwości od 16 Hz do 16 000 Hz, rozumiane jako drgania rozprzestrzeniające się w powietrzu w postaci fal akustycznych o częstotliwości i natężeniu stwarzającym uciążliwości dla ludzi i środowiska. Ponadto pkt. 49 ww. art. uznaje emisję hałasu za zanieczyszczenie, które może być szkodliwe dla zdrowia ludzi lub stanu środowiska.

Ochronę przed hałasem reguluje z kolei art. 112-120a w.w. Ustawy, która nakłada na Prezydentów Miast obowiązek zapewnienia jak najlepszego stanu akustycznego środowiska poprzez utrzymanie poziomu hałasu poniżej dopuszczalnego lub na poziomie dopuszczalnym oraz zmniejszeniu poziomu hałasu do dopuszczalnego, gdy nie jest dotrzymany.
W moim przekonaniu – poziom dopuszczalnego hałasu podczas Festfestivalu został wielokrotnie przekroczony, dlatego moją skargę skieruję także do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. 

Fakt, że zgodę na organizację wydarzenia, bez  jakiegokolwiek zabezpieczenia możliwości odpoczynku okolicznym mieszkańcom, bez ustalenia z organizatorem Festivalu – firmą „Follow The Step” pana Marcina Szymkiewicza dopuszczalnych natężeń hałasu – wydał (według posiadanych przeze mnie informacji) Prezydent Miasta Chorzowa – jest w mojej ocenie sprzeniewierzeniem się obowiązkowi nałożonemu przez Ustawę na władze miasta Chorzowa, o barku jakiejkolwiek empatii urzędników wobec zróżnicowanych potrzeb mieszkańców nie wspominając. 

Fakt, że Miasto Katowice pozostawiło swoich mieszkańców na pastwę tak wysokiego poziomu hałasu i w żaden sposób nie zainterweniowało – jest dla mnie – szokujący, podobnie jak przyzwolenie przez Urząd Marszałkowski – organ, któremu podlega Zarząd Parku Śląskiego nas zawarcie – jak donosi Goniec Górnośląski – kilkuletniej umowy z organizatorem „Festfestivalu”.

Czy umowa ta konsultowana była z powołaną jakiś czas temu Radą ds. Bioróżnorodności Parku Śląskiego?

Czy fakt emitowania przez 48 godzin bez przerwy dźwięków o wysokim natężeniu pozostaje bez wpływu na środowisko i mieszkające w Parku zwierzęta, a także zwierzęta w parkowym ZOO?
 
Czy rozpoznano, w jaki sposób poziom hałasu wpłynie na okolicznych mieszkańców i ich możliwość funkcjonowania?

Ostanie 48 godzin pozwala w to wątpić. 

Oburzający jest także fakt, że Park Śląski, który jest dobrem publicznym, utrzymywanym z podatków obywateli, a nie prywatną własnością Zarządu Parku, został w związku z „Festfestivalem” ogrodzony tak, że nie sposób było z jego infrastruktury normalnie korzystać.

Co więcej  panujący w Parku hałas emitowany przez sceny Festivalu przepłoszył nie tylko ptaki, ale i większość spacerowiczów, szukających chwili ciszy i spokoju w największej w zielonej oazie regionu  – która przecież, co dobrze wiemy, ciągle się kurczy, z której ciągle ubywa drzew.

Dlaczego uniemożliwiono osobom, które nie zdecydowały się na zakup biletu na „Fest festiwal” w wysokości 300 zł – skorzystanie z publicznej przestrzeni Parku Śląskiego? Czy jest to zgodne z prawem?   

Mam nadzieję, że media –  które do tej pory bezkrytycznie nagłaśniały „Festfestival” – takie jak Gazeta Wyborcza Katowice, Dziennik Zachodni czy Radio EM – jeśli nie jest im wszystko jedno, a na sercu leżą im wartości, a nie antywartości, jakich promocją okazał się „Festfestival” – bo antywartością jest zarówno egoistyczna zabawa bez oglądania się na potrzeby innych jak i antywartością jest chęć zysku za wszelką cenę, którą wykazał się Zarząd Parku, nagłośnią teraz problem i uciążliwość, jaką dla mieszkańców, środowiska i zamieszkujących Park zwierząt okazał się „Festfestival”.

I wesprą nas w tym, żeby w Parku Śląskim radość czerpana ze słuchania muzyki i zabawy nie oznaczała koszmaru dla tych, dla których Park Śląski jest przede wszystkim Parkiem – nie platformą masowych imprez, ale miejscem wytchnienia i kontaktu z naturą.     

Organizatorzy „Festfestivalu” na swojej stronie napisali, że „(…) Fest Festival, bo tak nazywa się wydarzenie, to pozycja dla każdego, kto kocha zabawę bez ograniczeń, muzykę na najwyższym poziomie i bezkompromisowe podejście do życia”. Problem polega na tym, że Park Śląski nie jest najlepszym miejscem dla „(…) zabawy bez ograniczeń i bezkompromisowego podejścia do życia”. Właściwie cała planeta Ziemia – czy raczej to, co z niej jeszcze zostało – nie jest do tego najlepszym miejscem. Bo obecny kryzys środowiskowy, z jakim się zmagamy – jest właśnie owocem takiego podejścia - bez  ograniczeń, kompromisów i szacunku. Na Śląsku dobrze o tym wiemy i wkładamy ogromną pracę w rekultywację zdegradowanych terenów. Nie pozwólmy ich ponownie zdewastować przez bezkompromisowy i bezwzględny przemysł rozrywkowy, który nie ma nic wspólnego z kulturą. Słowo „kultura” pochodzi od łacińskiego „cultus”  oznaczającego „uprawę”, „hodowlę”, „opiekę” – a więc troskę. Przemysł rozrywkowy niczego nie uprawia. A jeśli się o coś troszczy – to wyłącznie o własny zysk.  

                                                                 Pozostaję z wyrazami szacunku, 

Ewa Chudyba

Adresaci mojej skargi:
Urząd Marszałkowski Katowice
Marszałek Województwa Śląskiego – Pan Jakub Chełstowski   
Prezydent Miasta Katowice – Pan Marcin Krupa
Prezydent Miasta Chorzowa – Pan Andrzej Kotala
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach


sobota, 24 sierpnia 2019

O wyższości Prawdy nad tajemnicą


O wyższości Prawdy nad tajemnicą. Umberto Eco jest uważany za jednego z kluczowych twórców postmodernizmu. A jednak to właśnie u niego znaleźć można jeden z najlepszych argumentów nad wyższością Prawdy i Rzeczywistości nad zmyśleniem, fikcją i wielością. Prawdy w licznie pojedynczej nad przepoczwarzającą się i wielokształtną jak kłącze tajemnicą.  To cytat z „Wahadła Foucaulta”,  książki, której motywem przewodnim jest zagadnienie tajemnicy, próba zgłębienia fenomenu „tajemniczości” -nieodłącznego elementu wszelkiej ezoteryki, okultyzmu i hermetyzmu. Bohaterowie książki, w ramach intelektualnej zabawy wymyślają sekretny Plan, opierający się na wszechwładnych analogiach, a przypisując go templariuszom i różokrzyżowcom stają się celem okultystów pragnących wydrzeć im domniemaną tajemnicę władzy nad światem. Eco pokazuje, że postmodernistyczna zabawa i gra nie tylko nie prowadzi do niczego dobrego, ale że poza nią jest coś więcej. Ten cytat jak jeden z niewielu pozwala też dostrzec Tischnerowską różnicę między chrześcijańską metafizyką sanctum – tego, co Dobre, proste i prawdziwe, a mrocznym sacrum, przepełnionym fascynacją i niepokojem: 

„- No dobrze, punktem wyjścia był dla nas rachunek z pralni, ale to tylko jeszcze lepiej świadczy o naszej pomysłowości. Przecież my też wiedzieliśmy, ze zmyślamy. Uprawialiśmy poezję.  
- Wasz plan nie ma w sobie nic poetyckiego. Jest groteskowy. Ludziom nie przychodzi do głowy, żeby spalić Troję, ponieważ właśnie przeczytali Homera. Przez ten pożar Troja stała się czymś, czego nigdy nie było i nigdy nie będzie, albo będzie wieczne. Tyle w tym znaczeń, ponieważ wszystko jest jasne, wszystko przejrzyste. Twoje manifesty różokrzyżowe nie są ani jasne, ani przejrzyste, są za to bełkotem i obiecują tajemnicę. Dlatego właśnie tylu ludzi czyniło starania, żeby stały się prawdą, i każdy znajdował w nich to, co chciał. U Homera nie ma żadnej tajemnicy. Wasz plan jest pełen tajemnic, bo gdyż pełno w nim sprzeczności. Dlatego możesz znaleźć tysiące ludzi wahającym się, gotowych w tym wszystkim rozpoznać samych siebie. Rzućcie to, Homer niczego nie zmyślał. Wy zmyślacie. A jeśli zmyślasz, biada, wszyscy ci uwierzą. Ludzie nie wierzyli Semmelweisowi, który mówił lekarzom, żeby myli ręce, zanim dotkną nimi rodzącej kobiety. To, co mówił, było za proste. Ludzie wierzą tym, którzy sprzedają  płyn na porost włosów. Czują instynktownie, ze ci sprzedawcy sklejają do kupy prawdy, które są osobne, że nie jest to logiczne i tkwi w tym zła wiara. Ale powiedziano im, że Bóg jest skomplikowany, niezgłębiony, a więc brak spójności postrzegają jako coś pasującego do natury Boga. Rzecz nieprawdopodobna jest  najbardziej podobna do cudu. Wy właśnie wynaleźliście płyn na porost włosów. Nie podoba mi się to, bo brzydko się bawicie”. U. Eco, Wahadło Foucaulta,  tłum. A. Szymanowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993, s. 539-540.  

Architektura Niemczyka jest jak eposy Homera. On nie zmyśla. U niego nie ma tajemnicy. Jest prawda – Bóg, który czeka - coś, czego nigdy nie było i nie będzie, albo będzie wiecznie. Prawda, którą można przyjąć bądź odrzucić. Kaplica w Ronchamp jest jak manifest różokrzyżowców.

sobota, 17 sierpnia 2019

fałszywy wybór, fałszywa możliwość

fałszywa jest ta możliwość
której wybór
nie powoduje przemiany


wersja II:

fałszywa jest ta możliwość
i ten wybór
co do których decyzja
niczego nie zmienia

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

zastanawiam się

zastanawiam się, czy ktoś się zastanawiał, od kiedyż to w architekturze chodzi o język?
czy nie przypadkiem od czasu zwrotu semantycznego, kiedy symbol zastąpiono czy wręcz zredukowano do znaku, tworząc potworka pt. "znaczenia symboliczne"?

już wiem

myślę nad tym od początku wystawy "Hasior..."
i już wiem

już wiem, co robił swoją sztuką Hasior:
egzorcyzmował nowoczesność,
odwracał jej desakralizujący czar,
re-sakralizował rzeczywistość
budował swoje ołtarze-asamblaże
na przebłaganie i zadośćuczynienie
wartościom, których tak jak sztandarów,
"drwina się nie ima"  

był kapłanem przeczucia świętości,
którą nowoczesność za wszelką cenę
chce wygnać ze świata

chwała mu za to

W. Hasior Ostatni zachód słońca fot. W.Werner ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem