wtorek, 13 grudnia 2011

o naturze diamentu

Czy w pojęciu claritas, gdyby tłumaczyć je nie tyle jako jasność, ile raczej jako przejrzystość, zawiera się pochwała nicości?


Purusza (por. ang. pure) - mówi się "czysty" umysł, a chodzi tu raczej o umysł całkowicie transparentny
o umysł, którego nie ma

środa, 30 listopada 2011

mabye

być może cała historia kultury jest historią maskowania ciała, które na samym początku zostało źle zrozumiane

wtorek, 22 listopada 2011

a few thoughts independent of each other

1. wszyscy jeteśmy nosicielami archetypów

2.  jedną z przyczyn dzisiejszego upadku sztuki było oddzielenie piękna od wzniosłości (przez upadek sztuki rozumiem sprowadzenie jej do bycia wyrazem przeżyć danego indywiduum, które zapoczątkowane zostało w XIX wieku - sztukę zaprzężono do nobilitowania tworzących ją jednostek (best regards to romantyzm), pozbawiając ją jedynej rzeczy, dzięki której faktycznie była czymś nobilitującym - odniesienia do sfery tego, co uniwersalne, do tego, co boskie)

3. jednym z największych kłamstw jest podział na sztukę wysoką i sztukę niską - jest on zazwyczaj obowiązujący dla tych, którzy usilnie łakną jakiejś formy kompensacji 

4. komunizm to stan świadomości, w którym rzecz definiowana jest w pierwszej kolejności przez swoją funkcję, a nie przez fakt jej posiadania - zazwyczaj narzędzia, którymi posługujemy się w pracy (np. komputer, samochód służbowy) nie należą do nas, co jednak w żadne sposób nie przeszkadza ich efektywnemu wykorzystaniu  - dają ci narzędzie - jeżeli tworzysz, jeżeli są one tylko środkami do celu, a nie celem, to, kto jest ich właścicielem nie ma żadnego znaczenia. Dlatego właśnie dopiero w komunizmie praca może być tworzeniem - przestajesz być zależny od środków produkcji. Być może tak rozumiany komunizm oznacza ostateczne przezwyciężenie materializmu - gdy z rzeczy pozostaje tylko funkcja, znika materia, ponieważ materia to tylko wyobrażenie o rzeczy, mówiące, że można ją posiadać (w dobie fizyki kwantowej, kwarków, tachionów i ciemnej energii pojęcie materii jest realne tylko jako pewien sposób myślenia o rzeczywistości)

5. nazwa daje złudzenie, że znamy istotę jakiejś rzeczy

6. świadomość, że tak naprawdę nikt nie wie, że nikt nie zna faktycznego stanu rzeczy, jest źródłem nieustającej ulgi

sobota, 12 listopada 2011

piątek, 21 października 2011

platitude

zakochuje się tylko ten, kto w innych szuka brakującej części siebie

stan zakochania nie ma nic wspólnego z miłością
 odróżnia się od niej całkowitym brakiem realnej troski (czyli brania pod uwagę faktycznych potrzeb) względem osoby, wobec której zakochany deklaruje najwyższe uczucie

środa, 19 października 2011

without example

nie chodzi o to, aby zbierać informacje, ale o to, by rozpoznać wzór, zgodnie z którym się je organizuje
żadna informacja nigdy nikogo nie odmieniła, dlatego nie posiada żadnego znaczenia

coż z tego, że powiemy danej osobie, że zachowuje się tak a tak, przy odrobinie szczęścia znajdziemy nawet genezę tego zachowania, skoro sposób jej postępowania w ogóle nie ulegnie zmianie

wiedza nie odmienia, jeżeli pozostajesz we władzy struktury

poniedziałek, 17 października 2011

z cyklu: definicje

pycha to duma zatruta pogardą

constancy

istnieje tylko jedna broń, która o wiele bardziej zagraża temu, kto ją posiada,
niż jego otoczeniu

nazywa się prawda

i historia zawsze kończy się mniej więcej tak samo - krzyż, cykuta, wygnanie, w najlepszym wypadku społeczna izolacja, która ostatecznie doprowadza wykluczonego do szaleństwa

świat nie znosi żywych Mesjaszy - za to kiedy są już martwi i nieszkodliwie zamknięci w złoconym tabernakulum albo umieszczeni na marmurowym piedestale - są mu wręcz niezbędni, by podtrzymywać iluzję przemiany, która nigdy nie następuje

na czym polega błąd Mesjasza?
prawdopodobnie na tym, iż nie potrafi powstrzymać się od swojej zbawczej misji, o którą nikt go nie prosił
bo czy fakt, że prawda jest po jego stronie daje mu jakiekolwiek prawa i przewagę nad tymi, którzy się mylą?

dopóki nie ma Mesjasza, który przynosi Nowinę, błąd nie istnieje
dopiero uświadomienie sobie ślepoty pogrąża niewidomego w ciemności
bo wiedzieć o tym, że można widzieć, to nie to samo, co zobaczyć
gdyby nawrócony był zdolny do widzenia (prawdy), a nie tylko do uświadomienia sobie, że ona istnieje
Mesjasz nie byłby mu potrzebny - sam stałby się zbawicielem

zatem jedynym, który widzi, jest Mesjasz 
opowiadając o świetle pogrąża wszystkich w ciemnościach

i może ta ciemność, którą przynosi ze sobą światło
sprawia, że ludzie sięgają po środki ostateczne

niestety Mesjasz, podobnie jak jego prześladowcy - wydaje się nie mieć wyboru
i scenariusz będzie zawsze taki sam

ponieważ jedni widzą, a inni wiedzą, ze nigdy nie będzie im dane zobaczyć

niedziela, 4 września 2011

mój problem z kulturą

czasem kultura robi ważenie taniej i krzykliwej dekoracji

jak budka z lodami w parku, koło wejścia do Zoo 
odcinająca się ostro od ciemnej, potężnej masy drzew, stłoczonych tuż za nią
 z jednej strony tak krucha, nierzeczywista/nieprawdziwa na ich tle, równocześnie ma moc całkowitej anihilacji  ich milczącej obecności

magia budki z lodami jest wielka -  tajemnica jest tuż obok, a jednak nikt ze stojących w kolejce  po loda jej nie zauważa

wydaje się, że każdy z wytworów kultury - tej mniej i tej bardziej wyrafinowanej - posiada tylko jedną funkcję - odwraca uwagę

być może kultura narodziła się jako sztuka patrzenia nie wprost (vide Cassirer et homo symbolicus)
wyrastająca z tych samych pobudek, które w Świątyni Jerozolimskiej u wejścia do Najświętszego Przybytku nakazywały zawiesić zasłonę, bo wszyscy wiemy, że nie można bezkarnie patrzeć prosto w słońce

ale gdzieś po drodze środki chroniące przed ślepotą stały się jej przyczyną
kultura zamiast działać jak filtr całkowicie usunęła z pola widzenia to, co jej istnieniu nadawało jedyny sens
z narzędzia, mającego za zadanie oswoić Bezmiar, stała się kryjącym go szczelnie parawanem,
palcem, na którym skupia się uwaga wszystkich, chociaż jego zadaniem jest wskazywać na księżyc

dopuszczalna jest również opcja, że twory kultury od samego początku
były czymś w rodzaju pułapek na świadomość
sideł, które umysł zastawił sam na siebie
by nie zauważyć tego, co napełniało go przerażeniem
- horyzontu nieskończoności tuż obok budki z lodami

 sama nazwa "kultura rozrywkowa" prowokuje pytanie
dlaczego człowiek musi się "rozerwać" - z czym nie chce być całością?
rozrywanie tylko przedrostkiem różni się od "odrywania"
i w ten sposób kultura staje się formą alienacji
sztuką ucieczki 

kultura to także azyl,  zastępcze uniwersum wytworzone przez umysł...

to świat krzyżówek, sudoku, go, rytuałów, puzzli, muzyki, plotek na  Pudelku, konwencji, wyścigów samochodowych, romansów, piłki nożnej, gier wideo, narkotyków, filmów, walki o prawa zwierząt, walki o prawa człowieka, walki z kategoriami, które najpierw sami wymyśliliśmy, opisanego w Gali "światowego życia" albo pałacowych intryg w miejscu pracy, wernisaży, eventów, działalności charytatywnej...generalnie wszystkiego, co robimy, o ile nasze działanie nie jest świadomym skonfrontowaniem się z bezmiarem

...można w nim spędzić całe życie, chociaż ze względu na powtarzalność form staje się ono po jakimś czasie nużące (stąd może tak histeryczna w kulturze pogoń za nowością, odmianą, newsem skazana - właśnie przez stałość form, jakimi dysponuje umysł, który kulturę tworzy - na porażkę)

 ten, kto powiedział, ze kultura się nie rozwija - miał rację
 ewoluują za to jej narzędzia, służce do odwracania uwagi, dostosowując się do stopnia komplikowania się świadomości

kultura się nie rozwija, jak również nie rozwija
będąc narzędziem absorbowania świadomości, zabawką umysłu, nie uszlachetnia człowieka:

 Lego Technics nie posiada moralnej przewagi nad Lego Duplo, nie czyni użytkownika lepszym tylko dlatego, że wymaga od niego bardziej złożonych czynności
dlatego należałby odrzuć przesąd o "świętości" tzw. kultury wysokiej, który pozwala bywalcom filharmonii patrzeć z wyższością na słuchaczy RMF Maxxx (co oczywiście nie oznacza, że ci ostatni są od tych pierwszych lepsi), 
bo przecież naziści także kochali muzykę klasyczną
a wirtuoz fortepianu może być ostatnim chamem

 kultura -  zarówno wysoka czy niska - JEŻELI służy odwróceniu uwagi, kierując ją na siebie samą, nie ma dostępu do wartości i staje się bezwartościowa

taka kultura nie przemienia

jest pułapką samozwrotności, pułapką, którą można rozpoznać po permanentnym uczuciu niedosytu - wszystkie jej twory zaspokajają tylko na chwilę, są naznaczone tymczasowością


Dla jasności:

nie chodzi o to, że tajemnica czy też bezmiar są tym, co ma sens (bo tego nikt nie wie, może są całkiem poza dystynkcją sensowny/bezsensowny), ale w wymiarze ludzkim są gwarantem sensu o tyle, że rzucają nam wyzwanie - wyzwanie dotyczące zrozumienia ich - jedyne wyzwanie warte podjęcia 
(best regards to C.C.)

czwartek, 25 sierpnia 2011

(another) in the blink

przysięga rodzi się ze zwątpienia
prawo rodzi się z braku wiary
tam gdzie jest szlachetność nie potrzeba zasad
bo wszystko jest oczywiste samo przez się

wszelka kodyfikacja wiąże się z martwotą

niedziela, 21 sierpnia 2011

...i doprowadź do pełnej jedności




stać  przed szafą pełną archetypów, z których żaden nie pasuje

to przenikliwe uczucie nieodpowiedniości, kiedy nie znajdujesz środków, by wyrazić się właściwie
bo jak pokazać wszystko naraz?


poniedziałek, 15 sierpnia 2011

z serii "if"

a gdyby tak...zawiesić wszystkie wyobrażenia, które mamy na własny temat
i przestać się z nimi utożsamiać:

dobry, zły, miły, skrzywdzony, przegrany, spełniony, chory, szalony, normalny, wierzący, niewierzący...

zamknąć wszystkie szufladki pełne kategorii
i zamiast określać to, co widzimy, spróbować to zobaczyć

ponieważ pięknym zwie się piękno,
również pojawia się brzydota
                                         L.T.


best regards to Epoche, bo przecież to wciąż o tym samym

piątek, 12 sierpnia 2011

sobota, 6 sierpnia 2011

niedziela, 31 lipca 2011

a first resume

"...życie to nie bajka, człowiek, weź to zapamiętaj..."
                                                                       ftk
jednak któż mógłby przypuszczać, że czasami staje się farsą ze ślepymi księżycami w tle

lubię księżyc,
niekiedy wydaje się piękny

ale szukam prawdziwego światła

niedziela, 3 lipca 2011

Kwestia głębi

a może
człowiek tak naprawdę nie posiada głębi,
tylko (podobnie jak cebula) nieskończoną liczbę powierzchni nakładających się na siebie,
które tworzą jej (głębi) wrażenie

bo przecież

nigdy nie jesteś tym, co już o sobie wiesz

za to zawsze jesteś spojrzeniem, które na siebie zwracasz
a spojrzenie jest bezwymiarowe 

(dla zainteresowanych vide: Purusza, Transcendentalna Jedność Apercepcji - I. Kant)

sobota, 2 lipca 2011

?

cywilizacja - jak do tej pory - dzieli się na tych,
którzy produkują złudzenia
 i tych,
którzy im ulegają

zastanawiam się, na czym polega trzecia droga

czwartek, 2 czerwca 2011

sorrow and projection

ktoś napisał historię o Jedwabnym Chłopcu,
który chodził po plaży i zagrzebywał martwe mewy, aby nie gniły na piasku

była też opowieść o dziewczynie, która zbierała potłuczone porcelanowe figurki i układała je w pudełkach owinięte w gazę, by wynagrodzić im fakt okaleczenia

jest w tym jakaś rozpaczliwa potrzeba ochrony tego, co bezbronne,
jest jakieś absolutnie bezużyteczne zadośćuczynienie

bo przecież ani martwe mewy, ani porcelanowe figurki nic z niego nie mają

ale ta bezużyteczność to pozór, tak jak mewy i fragmenty porcelany są tylko pozornym adresatem działań, których prawdziwym odbiorcą jest ten, kto je podejmuje

wszystko, co nas otacza, jest tylko przedłużeniem nas samych, bo z jakichś powodów rzeczywistość "zewnętrzna" (czyli to, co ujmujemy jako odrębne od nas, ograniczające pole naszego ja) jest koniecznym zapośredniczeniem w kontakcie z samymi sobą
manipulując tym, co postrzegamy jako odrębne - owijając gazą kawałki porcelany, zakopując w mokrym piasku martwe ptaki - docieramy do siebie często skuteczniej, niż podczas bezpośredniej introspekcji

cała sfera działań symbolicznych jest formą kompensacji, autoterapią na poziomie nieśwaidomym

więc kiedy ktoś lub coś - jak martwa mewa albo bezdomny pies tańczący na skraju chodnika - wzbudza smutek i żal    
może jest tylko atrybutem tego, co w nas samych domaga się ukojenia



wtorek, 31 maja 2011

with a smile

stanie się sobą nie nie zawsze oznacza zmianę na lepsze
a nawet jeśli, to to, co dobre dla nas niekoniecznie jest tym samym, co dobre dla innych

środa, 11 maja 2011

9

...błogosławiona radość pozbawiona złudzeń,
dostępna tylko tym, którzy znają szlachetność i pogardę

piątek, 29 kwietnia 2011

after

świat po oświeceniu jest jak pokój, z którego ścian usunięto wszystkie warstwy tapety
całkowicie nagi
i nie ma w nim nic znajomego

sobota, 23 kwietnia 2011

piątek, 22 kwietnia 2011

z serii: oksymoron

odczarowanie świata, pozbycie się względem niego złudzeń
nie pociąga za sobą utraty wyczucia
tego, co wartościowe,
tego, co ma ważność,
tego, co właściwe

(może nadzieja nie oznacza naiwnego liczenia, ze wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży - bo z tym to rożnie bywa - ale właśnie zdolność rozróżniania ziarna od plew, tego, co cenne, od powierzchownego poloru)

odczarowanie świata oznacza jedynie

że stajemy się świadomi,
iż ważność tego rozróżnienia obowiązuje wyłącznie w granicach naszego własnego ja
i nie obrażamy się na świat,
jeśli nie jest kompatybilny z naszą miarą

czasami natrafiamy na tych, których miara jest podobna do naszej
nie staje się ona przez to bardziej rzeczywista czy prawdziwa niż inne
ale nie ma co ukrywać,

że fajne to jest

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

czysto terotycznie

słońce zachodzi, a ja nie chcę się uśmiechać

(być może) pojęcie "matka"/"ojciec"
oznacza tylko
- zespół oczekiwań w świadomości zbiorowej rzutowany na osobę posiadającą dziecko
kulturową matrycę złożoną z przeświadczeń branych za oczywiste:
"rodzice powinni..."
 - rolę, którą jedni mniej, a inni bardziej adekwatnie pełnią i która tak szczelnie przysłania to, czym są poza nią, że wręcz zatracają pełnoludzki wymiar

być może to te oczekiwania są źródłem rozczarowań, a nie osoby, które nie potrafiły im sprostać 

"rodzice powinni..." a właściwie dlaczego "powinni"?

z tym nieustającym żalem wobec rodziców, którzy nie okazali się kompatybilni wobec oczekiwań,
jest trochę tak, jak ze słowami  piosenki:
"a mogło być tak pięknie..."
-a przecież zabawa polega właśnie na tym, że nie mogło - bo gdyby mogło, to by było

rozczarowanie wobec rodziców, którzy się nie sprawdzili,  bazuje na  założeniu,
że mieli możność postąpić właściwie/zgodnie z matrycą, ale z jakiś względów z niej nie skorzystali
(jakby ich dysfunkcjonalność była tylko
brzydką  formą powierzchowności, pod którą skrywa się ideał,
kwestią w pełni świadomego wyboru)

jeżeli rodzice byli dziećmi niezrozumienia, to nie mogli być inni, niż byli

powyższa teza nie stanowi formy usprawiedliwienia, ale konstatację faktu
i jest dowodem nie wprost, że tylko całkowita świadomość przynosi ostateczną ulgę
bo
umożliwiając zobaczenie rzeczywistości taką, jaką jest, a nie taką, jaka powinna być 
uwalnia od roszczeń, rozczarowań i rozpaczy

i pozwala zrozumieć, że nic nie zostało utracone - nigdy nie było alternatywnego scenariusza z happy endem 
więc nie ma czego żałować

piątek, 15 kwietnia 2011

a rule and an exception

nie należy stawiać ludzi w sytuacjach, którym nie są w stanie sprostać

gorzej, jeżeli my sami jesteśmy taką sytuacją

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Mój problem z Allenem vol.1

...polega od zawsze na tym samym - postacie z jego filmów są śmieszne, godne politowania, czasem - choć dosyć rzadko- można im współczuć
 ale nigdy nie wzbudzają szacunku

świat Allena jest światem dwuwymiarowym, światem anty-bohaterów, których reżyser uczy traktować
z pogardliwą protekcjonalnością

każdy jego film to wariacja na ten sam temat,
mająca uprawomocnić obraz człowieka jako lękliwego,  kurczowo trzymającego się własnych wyobrażeń
i namiętności,
poza których orbitę nie jest w stanie wykroczyć,
i który nie waha się tylko wówczas, gdy spójność wyobrażeń czy możliwość nieskrępowanego realizowania zachcianek zostaje zagrożona - wtedy stać go na wszystko, ale to wszystko, do którego człowiek się posuwa, znajduje się w płaszczyźnie horyzontalnej
w wertykalnej - nigdy
(radykalne działania w filmach Allena mają na celu utrzymanie status quo albo pełniejsze dostosowanie danej sytuacji do żywionych już wcześniej oczekiwań - nigdy nie chodzi o jakąkolwiek formę wyzwolenia z nich)

postać Allena nie wykracza poza samą siebie
dlatego właśnie jego świat jest płaski

nie ma w nim głębi

nie ma przemiany
żadna z jego postaci nie mówi "nie" - wykreował rzeczywistość, w której nie istnieje bunt

za to istnieje przyzwolenie na małe i większe świństewka, jak uwodzenie cudzej narzeczonej czy przywłaszczenie sobie rękopisu nieżyjącego przyjaciela

w świecie Allena nikt się na nikogo nie oburza, nie gniewa  - nie mówi: "to, co robisz, jest podłe, niskie, niegodne" - najwyżej zaczyna spazmować, przez co staje się już tylko śmieszny
równie śmieszny jak ten, który zła dokonał
(Allen idzie inną ścieżką niż Gombrowicz, który czyniących zło - przynajmniej w "Iwonie księżniczce Burgunda" - uszlachetnił, wprowadzając dychotomię dobry czyli głupi, niedorozwinięty kontra zły, ale samoświadomy
- u Allena zło wzbudza śmiech)

i to mnie odrobinę niepokoi (podobnie jak zabieg Gombrowicza, ale o tym innym razem)
bo jeśli coś jest śmieszne, to przestaje być groźne
zabawne zło przestaje być złe - oswaja się, traci ciężar gatunkowy, gubi wymiar transcendentny, staje się "niczym takim",
dodatkowo - jeśli jest zabawne, w pewien sposób zostaje usprawiedliwione

filmy Allena oduczają gniewu
a w pewnym sensie gniew jest jedną z bram prawdy (żeby nie było wątpliwości - gniew, nie nienawiść)

Allen to trochę taki pan, który ładnie i interesująco opowiada o brzydkich rzeczach takich jak niemożność podjęcia decyzji, zakłamanie, zdrada, wygodnictwo

sprawiając, że z brzydkich stają się zwykłe, a czasem nawet zabawne

jeżeli ze zła można się pośmiać, trudno jest się na nie oburzać
i zaczynamy ślepnąć na zło

które staje się tylko okazją do rozrywki
i aby nie było w tym względzie żadnych wątpliwości na początku filmu narrator przywołuje odpowiedni cytat z Szekspira (ah, ten polor klasycznego autorytetu - bo przecież kto jak kto, ale Szekspir nie może nie mieć racji), który ma nas przekonać, że to wszystko i tak nie ma przecież większego znaczenia ("Życie jest wrzaskliwą opowieścią, a na końcu nic nie znaczącą")

a może jednak ma?

ich nicht verstehe - dlaczego ma nie mieć?

czy ta sukcesywna deprecjacja - to odbieranie światu wartości -
(bo to co śmieszne u Allena jest tym, co żałosne -  nikt nie ceni tego, co budzi pogardę, ani się tym nie przejmuje)

jest formą usprawiedliwienia?

(jakaś ukryta sugestia zza ekranu w stylu: "nie martwcie się, nic się przecież takiego nie stało, a nawet jeśli się stało, to było to bardziej śmieszne niż straszne")

obraz świata, w którym nie ma przełomu, ale nie ma też odpowiedzialności za jego brak?

cena za usprawiedliwienie (i wolność od odpowiedzialności) wydaje się jednak dosyć wygórowana - aby je uzyskać należy przyjąć, że nic w życiu nie ma większej wartości

 wszyscy (anty)bohaterowie Allena unikają konfrontacji - może dlatego nie ma w jego świecie opcji  przeciwstawienia się złu,
  bo na to potrzebna byłaby odwaga - coś, co dawno temu nazywano "arete", "szlachetność", później zdyskredytowano utożsamiając z donkiszoteorią, naiwnością i głupotą, na czego trop wpadł Nietzsche, ale wszystko strasznie pogmatwał (o tym też kiedy indziej),
a o czym rzadko się dziś wspomina



na szczęście oprócz Allena są jeszcze bracia Coen

piątek, 8 kwietnia 2011

oczywiste uwagi bez związku (oprócz związku z epoche )

niespełnionym artystą może zostać tylko ten, kto wartość swojego dzieła uzależnia wyłącznie od opinii innych


procedury myślenia vol.0:

należy odróżnić

poczucie oswojenia z jakąś ideą/(świato)poglądem,
nabywane poprzez codzienne obcowanie/ocieranie się o nią w przestrzeni społecznej ("aha, aha, chrześcijaństwo", "no, Nietzsche, aha")

od rozumienia tej idei

bo w tym wypadku oswojenie nie zbliża, tylko oddala 

wtorek, 29 marca 2011

wall

Świadomość, ze gra jest grą nie odbiera jej ważności, ale sprawia, ze przestaje ona mieć nad tobą władzę


rozpoznać wszystkie schematy organizujące grę
 rozpoznać zespoły założeń, których przyjęcie/odrzucenie determinuje kolejne kroki, marzenia, cele   
 i motywacje
rozpoznać procedury i  wzorce możliwe do realizowania  
rozpoznać grę jako działanie polegające na nadawaniu znaczeń 
i przez to pozostające poza dychotomią znaczący/pozbawiony znaczenia:
znaczenie, sens rodzi się dopiero w jej obszarze

to tak jak z definicją prawdy, która nie jest ani prawdziwa, ani nieprawdziwa, bo dopiero rozstrzyga, na czym sama prawdziwość polega

rozpoznać grę jako matecznik sensu pozostający poza nim

subtelna modyfikacja Platona

różnica pomiędzy oświeconym a nieoświeconym polega tylko na tym,
że ten pierwszy wie, że jest w jaskini

ale z niej nie wychodzi

sobota, 26 marca 2011

about myself

zawsze mi się wydawało, że ludzie nie tyle nie rozumieją pewnych kwestii,
ile udają, ze ich nie rozumieją, bo tak im wygodniej

dopiero ostatnio zaczyna do mnie docierać, że może oni nie rozumieją naprawdę

wtorek, 22 marca 2011

miało być zupełnie o czymś innym

Istnieją ci, którzy potrafią powiedzieć wprost, o co im chodzi
i ci, którzy tego nie potrafią (bo, na przykład, nie wiedzą - ale to tylko jeden z możliwych przypadków)

cała kultura jest produktem tych, którzy nie posiedli sztuki mówienia wprost
tworzenie i recepcja dzieła - np literackiego - zajmuje bardzo dużo czasu

po co  pisać/czytać Ferdydurke,

jeżeli wystarczyłoby Gombrowiczowi ograniczyć się do konkluzji,

że jego zdaniem tragizm sytuacji człowieka wiąże się z niezdolnością do samookreślenia/samostanowienia, które uniemożliwia terror narzuconej społecznie roli-maski i kostniejące wyobrażenie o sobie samym

a potem /post conclusio/ - zastanowić się - zamiast epatowania "upupianiem" i innym neologicznym wizgiem  - czy taka diagnoza jest uzasadniona

wtedy mogłoby nasunąć się spostrzeżenie, że dążenie głównego bohatera  automatycznie generuje porażkę - wzdychanie do "formy własnej" suponuje, że chce się on samodzielnie wyrazić raz i na zawsze -
różnica względem opresyjnego społeczeństwa polega tylko na tym,
że tym razem "pupa" ma być własna, a nie cudza

nie ma w Ferdydurke dopuszczenia opcji, że być może człowiek jest procesem, a jako taki w żadnej formie - ani własnej, ani cudzej - nie odnajdzie siebie


może łatwiej byłoby, gdyby autorzy sami mówili, co mają na myśli - wtedy nie skazywaliby nas na domysły sugerując, że tak naprawdę nie obchodzi ich, czy cokolwiek z tego, co mieli do powiedzenia, rozumiemy

jeżeli samego nadawcę komunikatu nie obchodzi, czy będzie zrozumiany,
to jaką wartość ma dla niego jego własny przekaz?

chyba że celem jest pozostać niezrozumianym... . ale wtedy to tylko kolejny przejaw atrybutyzacji

expalnation:
(w pewnym sensie świadome działanie niweczy wszystko: jeżeli jesteś niezrozumiany nie dlatego, że tak sobie zamierzyłeś, ale niejako całkiem niechcący, może to stać się przyczynkiem do twojej wielkości;
jeżeli robisz wszystko, by nikt cię nie rozumiał, bo powiedzieli ci, że bycie niezrozumianym/łym oznacza
a) bycie kimś wyjątkowym w sensie indywidualności [wersja emo]
b)  posiadanie mądrości niedostępnej profanom [wersja dla pseudointelektualistów]
- jesteś niewolnikiem atrybutów) 

ponieważ "bycie niezrozumianym/łym" wraz z przyległościami takimi jak:
- "skomplikowany"
- "trudny"
- "dziwaczny"
zyskało status niezależnej wartości
(bo powiedzieć o kimś "oh, on jest taki skomplikowany" to przecież komplement - z kolei słowa "prosty" używa się z lekkim odcieniem lekceważenia)

być może tu należy szukać źródła erozji sensu, z jakim mamy do czynienia w kulturze współczesnej
kulturze, która coraz mniej dąży do tego, aby rozumieć, bo samą siebie  do rozumienia
zniechęciła

zniechęcenie następowało dwustopniowo:
dowartościowano  to, co "niezrozumiałe" jako to, co wybitne
w konsekwencji - poprzez nadmierne komplikowanie wypowiedzi, aby zyskały walor "wybitności" -
 zasadniczo utrudniono proces rozumienia i związano  go w świadomości zbiorowej z  wysiłkiem

zresztą po co cokolwiek rozumieć, skoro atrakcyjne jest to, czego nie rozumiemy?


problem w tym, że rzeczy pozbawione sensu są zajmujące tylko przez chwilę, a potem stają się nudne

środa, 16 marca 2011

ask

z systemu wychodzi się tylko raz
i nie ma powrotu
jesteś w tym samym miejscu ale wszystko wygląda inaczej
chociaż pozostali niczego nie zauważyli

zamiast opracowywać nikomu niepotrzebne procedury prowadzące do oświecenia
(bo jeśli ono się wydarza, to całkowicie mimochodem)
ktoś mógłby odpowiedzieć co zrobić po tym, kiedy oświecenie już nastąpi

wtorek, 15 marca 2011

z serii: definicje

filozofia to jedyna dziedzina wiedzy, która swoim przedmiotem czyni sens
dlatego tylko ona zawiera uzasadnienie zawartości treściowej pozostałych nauk wykraczające poza ich wymiar praktyczny

autonomizacja nauk względem filozofii powoduje, że przyrost wiedzy w ich obszarze nie przekłada się na wzrost świadomości

dysponujemy specjalistyczną, zaawansowaną wiedzą pozbawioną sensu

nicely

poniedziałek, 14 marca 2011

29 smoków

opowiadano nam baśnie i nauczono nas spodziewać się ostatecznego rozstrzygnięcia

a ono nie następuje

nie istnieje happy end permanentny, jest tylko perspektywa happy endów jak fajerwerki intensywnych  
i krótkotrwałych

baśń nie przygotowuje na zetknięcie z rzeczywistością, w której nie ma zakończenia
przeciwnie
schemat, na którym się opiera - trudność, przezwyciężenie trudności, nagroda ("i żyli długo i szczęśliwie") - jest atrakcyjny dzięki swej jednorazowości
kto miałby ochotę słuchać, że kiedy miód i wino się skończyło były kolejne smoki, Baby Jagi, wilki etc

baśń nie uczy, jak pokonać hydrę nieskończonej powtarzalności

co więcej, ukrywa tajemnicę, że zwycięstwo niczego nie odmienia
natura świata pozostaje dokładnie taka sama

środa, 2 marca 2011

 jak miło, że nie tylko ja myślę o awatarach

definition

dojrzałość polega na staniu się sobą
cóż to za ulga kiedy nie potrzeba awatarów
kreowania wizerunku

dojrzałość to
absolutna wolność od utożsamienia
kiedy siebie można wyrazić już tylko poprzez siebie

wtorek, 22 lutego 2011

next if

jeżeli filozofia, rozumiana jako sztuka myślenia, miałaby się kiedyś odrodzić, jej renesans nie nastąpi na uniwersytecie, bo w jego obszarze zbyt często utożsamia się ją z podręcznym zbiorem koncepcji, którymi można dowolnie żonglować. A przecież filozofia albo jest absolutnie konsekwentnym sposobem życia (myślenia) - albo nie ma jej wcale.

poniedziałek, 14 lutego 2011

for today - quotation

"W Disneylandzie są cztery krainy, a w mózgu trzy - kraina ruchu, kraina żądz i kraina myśli, a królem krainy żądz jest krokodyl. W krainie ruchu króluje węgorz, a w krainie myśli - umarły. A ja mieszkam w krainie Krokodyli.  Jestem ładna, nie jestem gruba, nie jestem córką biedaków, jestem zdrowa i nie mam kiły wrodzonej, nie zamartwiam się, kiedy nie lubią mnie jacyś bezwartościowi ludzie, nie mam zatwardzenia, mam dobry wzrok i szybko biegam, bóg-krokodyl sprawił, ze nie muszę myśleć o byle czym, rozumiesz? Jestem wysłanniczką,wybrano mnie, żeby to miasto zamienić w królestwo krokodyli (...)"

Best regards to R.M.

wtorek, 8 lutego 2011

Poboczne, chociaż nie całkiem

Tajemnica nie kryje się w symbolu, ale w tym, co on oznacza

Problem okultystów polega na tym, ze symbol przesłonił im to, co miał ukazywać

kolejni niewolnicy rekwizytów (atrybutów)

niedziela, 6 lutego 2011

aha... one more

nawet jeśli zło jest bezwzględne, to dobro jest niezłomne.
I już.
Posprzątane.

ad malum

zły jest ten, który zaproszony do ogrodu radości

nie tylko nie chce przyłączyć się do ogólnego święta - do tego ma absolutne prawo (bo nie istnieje obowiązek bycia szczęśliwym) -

 ale będąc w ogrodzie zaczyna niszczyć kwiaty

zły jest ten, który odbiera innym prawo do szczęścia,
któremu szczęście innych przeszkadza
mimo, że nie powstało kosztem jego nieszczęścia

piątek, 4 lutego 2011

in the blink

pod pancerzem dysfunkcji każdy jest doskonały

zatem o indywidualności rozstrzyga zbiór braków i wypaczeń

poniedziałek, 31 stycznia 2011

czwartek, 27 stycznia 2011

ask again

zastanawiam się, ilu ich było - ludzi, którzy wyszli poza grę,
którzy dostrzegli swoje szaleństwo i nie potrafili już do niego wrócić
ludzi, którzy zobaczyli, na czym polega problem i zrozumieli, że nie są w stanie przekazać rozwiązania innym
dopóki tamci nie będą gotowi, by dotrzeć do niego samodzielnie

człowiek odmienia się sam, albo nie odmienia się w ogóle

Heraklit wciąż ma rację:
ci, którzy widzą, widzą to samo,
ci, którzy są ślepi, poruszają się w przestrzeni własnych wyobrażeń


zastanawiam się, ilu ich było - ludzi, którzy wyszli poza grę
i co się z nimi stało

wtorek, 18 stycznia 2011

kwestia zupełnie poboczna

z serii "if"


co by się stało, gdyby zawiesić absolutnie wszystkie kategorie organizujące rzeczywistość, odpowiedzialne za jej odcień
gdyby zawiesić happy end, porażkę, szczęście

wszytskie pojęcia warunkujące nadawanie światu sensu, a potem jeszcze wymazać sam sens i bezsens

gdzie można byłoby się znaleźć
gdyby pomiędzy nami a wielkim X nie unosił się bufor kategorii?

jak to jest być czystym spojrzeniem?

poniedziałek, 17 stycznia 2011

difference (jeszcze o podziwie i bałwochwalstwie, głównie o tym drugim)

(*przy założeniu, że i podziw i bałwochwalstwo odnoszą się do rzeczy, które odbieramy jako w jakiś sposób doskonałe, imponujące)

różnica między podziwem a bałwochwalstwem polega na tym,
że bałwochwalca wyrzeka się siebie na rzecz afirmowanej rzeczy i wiąże uwielbienie dla niej z pogardą dla samego siebie

podziw sprawia, że wzrastasz
bałwochwalstwo prowadzi do skarlenia

umniejszanie/poniżanie samego siebie jest wręcz formą bałwochwalczej afirmacji

dlaczego?

bałwochwalca - inaczej niż fan - nie dąży do przemiany, do zjednoczenia z uwielbianym przedmiotem, ale  przeciwnie - zakłada jego źródłową niedostępność

bałwochwalstwo wyobcowuje to, co jest jego przedmiotem:
zamyka w szklanym relikwiarzu, muzealnej gablocie, stawia na marmurowym piedestale, otacza złoconą ramą - byle dalej, byle wyżej - by to, co czcimy, nie mogło mieć z nami nic wspólnego - by fakt uwielbienia do niczego nas nie obligował, nie stanowił formy zobowiązania, nie pozwalał niczego od nas żądać

bałwochwalstwo jest więc próbą obezwładnienia tego, co doskonałe, pozbawienia go mocy

próbą wymigania się z obowiązku doskonałości,
z wyzwania doskonałości, które rzuca nam to, co wzbudza nasz podziw

(wcale nie twierdzę, że doskonałość jest osiągalna  - jednak można próbować, bo nie ma dowodu, że osiągalna nie jest  - bałwochwalca z kolei w punkcie wyjścia zakłada, że samo próbowanie nie ma sensu

inaczej:
jeżeli życie polega na wzrastaniu, na rozwijaniu - bałwochwalstwo oznacza wyrzeczenie się życia
bałwochwalstwo to nihilizm
i wcale nie jest źródłowo powiązane z chrześcijaństwem - ofiarą bałwochwalstwa może paść wszystko - także filozofia Nietzeschego,
bo znów nie chodzi o treść, a o sposób jej "zagospodarowania")

nie ma lepszego sposobu na wymiganie się od "obowiązku doskonałości" niż dowiedzenie, że człowiek z doskonałością nie ma nic wspólnego, że jest ona dla niego absolutnie nieosiągalna  samoumniejszenie/samoponiżenie bałwochwalcy okazuje się więc konieczne, by uniknąć wysiłku
czegoś, co Grecy nazywali "ponos" - trudem  
bałwochwalca chce uniknąć trudu związanego samo-przekształceniem

bałwochwalstwo pozwala z czystym sumieniem pogrążyć się w gnuśności w dwojaki sposób - poprzez sam fakt oddania czci (bo przecież nikt nie może zarzucić, że bałwochwalca nie uznaje tego, co doskonałe) i poprzez to, że cześć oddaje się w formie samoponiżenia
bałwochwalstwo nie negując doskonałości, ale uznając ją za pomocą całkowitej separacji, staje się rodzajem zakłamania


by uniknąć jedynego sensownego wysiłku - wysiłku związanego z  samo-przekształceniem, bałwochwalstwo podejmuje wysiłek przekształcenia świata zewnętrznego tak, by był "godną" oprawą dla doskonałości


ale czy doskonałość potrzebuje złoconych ram, skomplikowanych rytuałów, marmurowych piedestałów i ołtarzy?
doskonałość jest doskonała dlatego, że niczego jej nie brakuje - nie potrzebuje dopełnienia
ani orędowników
podobnie jak prawda - świadczy sama o sobie

cały absurdalny (z punktu widzenia doskonałości) wysiłek dodania jej splendoru nabiera sensu z perspektywy bałwochwalcy, któremu jest niezbędny do utwierdzenia się we własnej miernocie
zatem wywyższanie dokonuje się ze względu na  konieczność poniżenia, które ma ostatecznie na celu zwolnienie bałwochwalcy z odpowiedzialności za samego siebie

paradoksalnie przepaści gotyckich katedr niewiele mówią o Bogu, ale wiele o ich budowniczych

ileż wysiłku kosztuje ich wykazanie, że nie są do niego zdolni
a wystarczyłoby tylko zmienić kierunek

nie chodzi o to, by przestać budować katedry, ale by budować je z myślą o dorównaniu doskonałości - nie o przewyższeniu jej, bo doskonałości nie sposób przewyższyć, ale o nieskończonym dążeniu do zbliżenia z nią
do osiągnięcia jedności

doskonałość nie potrzebuje płaszczących się niewolników, ponieważ stanowi pełnię
doskonałość nie boi się wieży Babel, bo doskonałości nic nie może zagrozić - jeśli coś innego stanie się doskonałe po prostu przekształca się w nią samą

doskonałość oznacza zatem zniesienie wszelkiej różnicy

a ścieżką, która do niej prowadzi, jest podziw

sobota, 15 stycznia 2011

pearl

Aby być szczęśliwym nie możesz posiadać niczego innego prócz szczęścia. Musisz wszystkiego innego się wyrzec. Jak z perłą, dla zdobycia której kupiec sprzedaje cały majątek.  Znów opcja albo - albo.

Albo wszystko, albo nic.

środa, 5 stycznia 2011

jeszcze o treści (która jest bez znaczenia)

w slumsach Kalkuty jesteś tak samo blisko lub daleko od oświecenia jak w Rudzie Śląskiej czy gdziekolwiek indziej

jeżeli myślisz, że warunkiem koniecznym oświecenia jest wyjazd do Indii
omotanie się sari
bindi na czole
pomarańczowe szaty
wstąpienie do klasztoru
znalezienie guru
i to koniecznie w Benares

jesteś tylko konsumentem sacrum 

uwiedzionym przez atrybuty

*atrybutami stają rekwizyty, kiedy zaczyna się je traktować jako realne bardziej niż sam cel, któremu pierwotnie miały służyć
atrybutem staje się Biblia, kiedy się jej nie czyta, ale się ją oprawia w złoto*
 

czym różni się uwielbienie uczniów dla guru od namiętnego oddania fanów muzyków, gwiazd filmowych, sportowców

 fascynacja, jaką słuchaczki Radia Maryja otaczają Ojca Dyrektora jest dokładnie tym samym, czego doświadczał Jim Morrison 

dlatego właśnie treść nie ma znaczenia

treść jest partykularna (uwarunkowana momentem historycznym i środowiskowym właściwym każdej jednostce) - schemat, który ją organizuje - uniwersalny
treść jest tym, co zazwyczaj wybiera się świadomie, schemat pozostaje niezauważony

fan jest bałwochwalcą, który wyrzeka się siebie
mentalnym uciekinierem, który wierzy, że lepiej być kimś innym
może nawet być człowiekiem, który głęboko u podstaw gardzi sobą

w stwierdzeniu amerykańskiego studenta chińskiej szkoły Shaolin: "chcę być jak Jackie Chan, bo on był szanowany" (dokument "Prawdziwy klasztor Shaolin" vod) ukryta jest supozycja, że będąc sobą szanowany być nie może

a przecież w sumie nie chodzi o Jackie Chana, a o mistrzostwo, które osiągnął - Jakie Chan jest idolem nie dlatego, że jest Jackiem Chanem, ale ponieważ jest uosobieniem (niejako atrybutem) jakiejś formy doskonałości - on sam nie ma tu żadnego znaczenia - doskonałość nie jest Jackiem Chanem - on jest tylko jej egzemplifikacją (pewne rzeczy się nie zmienają hehe - filozofia w moim wydaniu nadal jest totalitarna)

gdyby amerykański student zrozumiał, że to, co podziwia u Chana to doskonałość, może odłożyłby nunczako i zająłby się kaligrafią - w jego przypadku doskonałość została zastąpiona atrybutem, przez który się wyrażała 
(niektórzy podziwiając grację kota zaczynają naśladować jego ruchy, inni przypinają sobie pazury, wąsy i ogon [por. animalne kulty ludów pierwotnych], jeszcze inni mogą zauważyć, że kot nie stara się być nikim poza samym sobą, dlatego tak świetnie mu to wychodzi)


 nie zatem samo dążenie do odwzorowania jest złe, błąd rodzi się na poziomie określenia tego, co wzbudziło naszą fascynację i sposobu, w jaki chcemy się do niego zbliżyć

atrybutem/rekwizytem staje się zawsze to, co konkretne: nunczako, relikwiarz ze szczątkami świętego... ale też perfekcyjne posługiwanie się nunczako 
cała nasza kultura notorycznie myli atrybuty z tym, czego są reprezentacją

gdyby amerykański student poczytał Platona mógłby powiedzieć: "chcę osiągnąć mistrzostwo, jak Jackie Chan" - i nie musiałby rezygnować ani z Jackiego Chana (który być może nie byłby mu już do niczego potrzebny), ani z siebie.

fanem można się zatem stać ze względu na źle ukierunkowany podziw, kiedy nie zauważamy, że w doskonałym posługiwaniu się nunczako nie chodzi ani o nunczako, ani o posługiwanie się nunczako, tylko o to, że coś się robi dobrze

jest jeszcze inny wymiar bycia fanem:
fan jako ostatnie stadium realizacji odwiecznego marzenia ludzkości o tym, aby ktoś wreszcie przejął kontrolę i było jak trzeba - i ostatecznie bez znaczenia jest, czy będzie to dj na Mayday czy Mesjasz

oddać się na pastwę tego, co pomyliliśmy z doskonałością - cel chwalebny, konsekwencje zawsze te same


co ciekawe, idolami zostają ci, którzy nikogo nie naśladują - najwyżej czerpią twórczą inspirację, bo oczywiście nihil novi itd...
paradoks bycia fanem polega na tym, że gdyby wiernie naśladował swojego idola, to by go nie naśladował - ale idol pada również ofiarą procesu atrybucji - fani przejmują tylko rekwizyty - okulary, fryzurę, design
i dlatego na zawsze pozostają fanami

tak w ogóle

można tylko próbować zrozumieć
bo tak w ogóle,
to nic więcej nie da się zrobić

poniedziałek, 3 stycznia 2011

A piece of purpose

Celem bloga jest (miedzy innymi) próba:

1) odróżnienia tego, co wiemy, od tego, co wydaje nam się, że wiemy

2) odróżnienia faktu od wyobrażenia na jego temat przy zastrzeżeniu, że pojęcie "faktu" nie rości sobie pretensji do obiektywności, ponieważ obiektywność jest również pewnym wyobrażeniem

3) zreferowania nasuwających się refleksji dotyczących wszystkiego, co mnie zafrapuje - od faktów społecznych po kwestie filozoficzne, przy czym przywoływane stanowiska, trendy czy ideologie traktuję - choć brzydko to zabrzmi - czysto instrumentalnie (również po to, by uniknąć pułapki atrybutyzującego bałwochwalstwa), jako przykłady służące do zobrazowania interesujących mnie mechanizmów - zatem blog ma być filozoficzny przede wszystkim w wymiarze metody, nie zaś treści

istotna jest bowiem nie sama treść, ale szablony /schematy/ które ją organizują
treść jest zawsze jednowymiarowa, niepełna, a przy tym nieprzenikliwa - kiedy ludzie przekonują się z pozycji treści, raczej nie dochodzą do konsensusu

dodatkowo, treść jest czymś wtórnym w stosunku do nastawienia - pomiędzy fanatycznym islamistą a fanatycznym liberałem nie ma aż tak dużej różnicy - wspólny mianownik stanowi ich absolutna pewność, że mają rację

pokolenie miłości lat 60-tych było fanatyczne, bo nie potrafiło zrozumieć, że miłości nikomu nie można nakazać
zwolennicy aborcji są tak samo fanatyczni, jak jej przeciwnicy
poziom agresji Richarda Dawkinsa wobec religii: "skończmy wreszcie z tym cholernym szacunkiem" sprawia, ze trudno go momentami odróżnić od średniowiecznych inkwizytorów

czym różni się nienawiść osoby wyznającej ateizm (bo nikt nigdy nie udowodnił nieistnienia Boga, tak jak nikt nie dowiódł tego, że Bóg jest) wobec teistów od nienawiści osoby wierzącej wobec innowierców bądź niewierzących? 
obawiam się, że niczym szczególnym

właśnie dlatego treść nie ma specjalnego znaczenia

po obu stronach każdej barykady są dobrzy i źli, dlatego stawianie cezury w oparciu o treść nie ma sensu

możesz być dobra/y albo zła/y będąc katolikiem, muzułmaninem, kobietą, Żydem, konserwatystą, Murzynem, mężczyzną, liberałem, feministką, agnostykiem, komunistą, homoseksualistą, fanem acid jazzu, profesorem uniwersytetu, kibicem Piasta, Ruchu czy GKS-u, wyznawcą zen, konsumentem, zwolennikiem Nietzschego, buddystą

poszukując tożsamości sięgamy po etykietki - a one - będąc tylko treścią - o niczym nie przesądzają

zło pojawia się wtedy, kiedy treść służy ci do skanalizowania twojej nienawiści (a ponieważ nienawiść lęgnie się ze strachu, treść staje parawanem, który pomaga ci ukryć i zintelektualizować twój strach)- i może być to równie dobrze nazizm, jak i ideologia flower-power - wszystko zależy od tego, czego twoja nienawiść czyli twój strach dotyczy

właśnie dlatego treść nie ma specjalnego znaczenia


Paul Steinhardt, twórca teorii wszechświata cyklicznego, rzekł:

"Ostatecznie nie interesuje mnie idea sama w sobie. Chcę się tylko dowiedzieć, która lepiej opisuje przyrodę"

idea może być pułapką albo kolejnym szczeblem w nieskończonej drabinie przybliżeń

choice is still ours