piątek, 20 grudnia 2013

gender free or relief

ostatnimi czasy
odczuwam istotną ulgę
uświadomiwszy sobie, że
nie muszę upodabniać się do kobiety
ponieważ nią jestem

niedziela, 27 października 2013

After VALIS. Once again

był już Zbawiciel, który pozwolił się poniżyć - a jednak akcent
padł na kwestię zmartwychwstania  i triumfu
być może również z tej przyczyny,
że trudno jest pogodzić się z faktem,
że to, co boskie, może być także tym, co bezbronne

że boskość, prawda i dobro mogą potrzebować ochrony

 pod koniec sierpnia śnił mi się głos, który powiedział:
"Zoo powinno stać się tym, czym było na początku
miejscem, w którym zwierzęta chronione są przed ludźmi"

być może czas, by nauczyć się troszczyć o to, co dobre
(również o siebie samych,
bo troska o siebie nie ma nic wspólnego z egoizmem
- jest obowiązkiem, a nie spełnianiem zachcianek)

i nawet jeśli - zgodnie z mottem Towarzystwa Rhipidon -
"ryby nie noszą broni", bo "(...) walczyć z Imperium znaczy zarazić się jego obłędem"
to zawsze mogą powiedzieć:
"nie"






 

o wolności

by zdobyć wolność nie trzeba niczego odrzucać.
Wystarczy pogodzić się z jego utratą

niedziela, 28 lipca 2013

delikatna materia vaginy albo feminizm w wydaniu naiwnym


28 bogato zdobionych cekinami, koronkami i piórkami waginoidalnych poduszek, reprezentujących cykl menstruacyjny - pracę artystki Iwony Demko - zobaczyć można było  w galerii Domu Norymberskiego w Krakowie pomiędzy 11 a 28 marca 2013 na wystawie "Corpo femina. Obiekty". W założeniu ekspozycja miała ukazać kobiece ciało z feministycznego punktu widzenia i odnieść do czasów, w których "żeńskie genitalia kojarzyły się z siłą i władzą" (por. http://www.dom-norymberski.com/projekty/2013/corpo_femmina.htm). Wystawę portal Sfora określił jako  "odważną",   a szereg agresywnych i obraźliwych komentarzy, które poniżej artykułu się pojawiły sama artystka wczoraj na FB skomentowała pisząc: „ Zawsze zastanawiam się skąd tyle żółci w komentarzach internautów...”
Ja też się zastanawiam i poza standardowym i mocno stereotypowym wyjaśnieniem o zlasowanych patriarchatem mózgach internautów przychodzi mi do głowy jeszcze jedno wytłumaczenie, dlaczego waginy na ścianie mogą – oględnie mówiąc - nie budzić zachwytu[1]

A zatem ad rem:
            nie mam nic przeciwko waginom. Swoją własną nawet bardzo lubię. Ale do waginy się nie sprowadzam. Mam również mózg, układ limbiczny, paznokcie, włosy, ręce, palce u stóp, oczy, o przemyśleniach i uczuciach nie wspominając. Dlatego dziwi mnie, że wystawę, która w zgodzie z najlepszymi patriarchalnymi wzorami kobietę redukuje do organu płciowego, nazywa się feministyczną. Wieszanie waginy na ścianie po to, by przywrócić kobiecie władzę to interpretacja nieco na wyrost, bo znów, jak za najlepszych czasów męskiej dominacji kobieta w pierwszej kolejności wpisana jest w kontekst fizjologiczny i seksualny i poprzez niego definiowana. A przecież to nie jedyna płaszczyzna, w której o kobiecie można myśleć i mówić. To, że kobieta waginę posiada, nigdy nie budziło specjalnych wątpliwości ani sensacji - co więcej - często właśnie na tym opierano jej (kobiety) jedyną wartość - jak to ujął Nietsche: "kobieta to tajemnica, której jedynym rozwiązaniem  jest ciąża". 

            W filmie Paula Verhovena "Showgirls" 1995 roku, dla niektórych kultowym, usłyszeć można przaśny żart: "jak nazywa się kawałek niepotrzebnej skóry wokół dupy? - kobieta". Trudno się oprzeć wrażeniu, że na wystawie „Corpo femina. Obiekty” zastosowano dokładnie ten sam algorytm redukcji. Nawet jeśli pobudki były inne, kobieta znów, mówiąc brzydko, "jest w dupie", czyli tam, gdzie była przez tysiąclecia męskiej dominacji, spod której feminizm ma ją podobno wyzwolić. Zresztą samo słowo „obiekt”, być może z premedytacją użyte w tytule ekspozycji, tchnie patriarchalnym uprzedmiotowianiem kobiety i jej ciała. Problem naiwnego feminizmu polega – w moim przekonaniu - między innymi na tym, że zamiast poddać dekonstrukcji patriarchalne kategoryzacje, utożsamienia i wiązki pojęciowe (np. definiowanie kobiecości w pierwszej kolejności poprzez konglomerat seksualność-płciowość-waginalność), zachowuje je, a jedynie usilnie stara się zmienić ich znak. Brak tu natomiast refleksji, czy takie rozumienie kobiecości w ogóle jest adekwatne. Feministyczny dyskurs w powyższym wydaniu jest nie tylko wtórny wobec patriarchalnej narracji – dlatego, że czerpie z niej w wymiarze treści, ale też służy jej utrwaleniu. Bo czy feminizm, czy patriarchat, kobiecość w pierwszej kolejności definiowana jest poprzez seksualność i płeć (a przecież kobiecość nie wyczerpuje się w pojęciu płci!). To feministyczne dążenie do zmiany znaku przy równoczesnym zachowaniu patriarchalnej treści świetnie obrazuje Marsz Szmat, który 18 maja odbył się w Warszawie. Słuszny sprzeciw wobec przenoszenia odpowiedzialności za przemoc na tle seksualnym ze sprawców na ofiary należało wyrazić przebierając się - za zdzirę, dziwkę, nierządnicę… „Sprowokuj do myślenia ubierając się jak szmata[2] – zachęcali kobiety organizatorzy Marszu. Kobieta, która sama krzyczy że jest zdzirą, dziwką i szamtą i jeszcze jest z tego dumna – trochę to brzmi jak spełnienie najdzikszych patriarchalnych fantazji... Kiedy czytam o feministkach określających się jako „(…) malownicze środowisko miejskich świń (…)”[3] przychodzi mi do głowy fragment z Kafki o zwierzęciu, które powaliło pana, wyrwało mu bat i z zadowoleniem samo zaczęło się nim smagać.

            Wracając więc do Corpo femina i wagin na ścianach – być może społeczny opór i obraźliwe ataki internautów (których formy wcale nie pochwalam) wynikają nie tylko z bezkrytycznej  miłości dla patriarchatu czy mieszczańskiej pruderii, ale też – przynajmniej u niektórych – z niezgody na jego powrót pod płaszczykiem feministycznej walki wyzwoleńczej. Bo co tak naprawdę zostało wyzwolone dzięki wystawie prezentowanej w galerii Domu Norymberskiego? Wagina? Tej patriarchat nigdy kobiecie nie odmawiał – przeciwnie – redukował ją do niej. To, z czego patriarchat rzeczywiście kobietę ograbił kiedyś nazywano duszą, a dziś nazwalibyśmy świadomością. Przez wieki podsycano nieufność wobec kobiecej psyche – wobec myśli i uczuć, które wyśmiewano i którym odmawiano wartości tylko dlatego, że generowała je ona, a nie on. 

            Wystawa Corpo femina. Obiekty zasługiwałaby na miano odważnej, gdyby w jej ramach ukazano kobietę, która przekracza swoją waginę, ponieważ jest czymś zdecydowanie więcej. Szczególnie, że w patriarchalnym kontekście sama relacja kobiecej psyche i waginy jest ambiwalentna - wagina i pochodzące z niej „humory” często służyły jako narzędzie deprecjonowania wartości kobiecej psyche i wydawanych przez nią sądów – słowo „histeria” po grecku znaczy przecież „macica”. 

            Nie wypieram się mojej waginy, ani się jej nie wstydzę, ale to ona jest częścią mnie, a nie odwrotnie. I nie ze względu na waginę należy mi się szacunek, którego oczekuję jako kobieta i jako człowiek. W przywracaniu waginy sferze sacrum, które postuluje Iwona Demko, kryje się błąd pars pro toto –  część, fragment zostaje potraktowany jako całość. Dodatkowo, adorując waginę, artystka wbrew pozorom i własnej deklaracji nie odbiega zbyt daleko od chrześcijaństwa, które obciąża winą za „zdewaluowanie znaczenia kobiecych narządów płciowych”[4]. Znaczeniem kobiecych narządów płciowych jest przecież płodność i dawanie życia – a to podstawowe parametry, za pośrednictwem których chrześcijańska optyka ujmuje istotę kobiecości. Matka Boska jest boska, ponieważ jest Matką. Patriarchat i adoracja płodności wcale się nie wykluczają, co świetnie widać na przykładzie Marii adorującej swego męskiego potomka.
Czy to nie dziwne, że w sercu wystawy nazwanej feministyczną kobieta znów okazuje się tą, o której patriarchalny narrator Doktora Faustusa Manna mówił, że „płeć jest jej domeną”?


W związku z waginą i sacrum nasuwa mi się jeszcze jedna refleksja. Zarówno żeńskie, jak i męskie narządy płciowe należą do najdelikatniejszych części ciała, dlatego ukryte są w jego zakamarkach. Ciało nie jest pruderyjne – to kwestia funkcjonalności. Przywilejem tego, co delikatne, jest ochrona, która nie ma nic wspólnego ze wstydem. Podobnie jest ze sferą sacrum - właśnie dla ochrony tego, co święte i dla podkreślenia jego znaczenia sacrum zostało oddzielone od profanum – po to była zasłona w świętym przybytku Świątyni Jerozolimskiej, po to jest tabernakulum w kościele. Sacrum, podobnie jak wymiar płciowości, domaga się intymności i szacunku. W przeciwnym wypadku grozi mu jarmarczność i kiczowata, pornograficzna dosłowność.
W moim odczuciu pluszowej waginie z cekinami i koroną z kryształków bliżej  do Dody Elektrody, a niż do tego, co święte i budzi szacunek. Ale to już czysto subiektywna kwestia smaku.


[1] Zresztą podobny argument – w zalążkowej formie - znaleźć można wśród komentarzy na stronie Sfory - bartolo 09.03.2013 22:24 pisze:  dla mnie feministki które równają kobietę z wagina są niezłe, co prawda ja oceniam kobiety nieco wyżej i widzę w nich jeszcze intelekt ale w niektórych przypadkach mogę przyjąć ten punkt widzenia :). (http://www.sfora.pl/Odwazna-wystawa-w-Krakowie-Waginy-w-menstruacji-g53363/5#comments)

[4] Prezentując prace pod hasłem waginatyzm Iwona Demko pisze: „Historia pełna jest rozlicznych przykładów kultu waginy. Jednak znaczenie kobiecych narządów płciowych zdewaluowało się i w głównej mierze za sprawą pruderyjnej moralności chrześcijańskiej zawiodło waginę od sacrum do profanum” por. http://www.iwonademko.art.pl/rzezba/waginatyzm/waginatyzm_tekst.html


piątek, 5 lipca 2013

on second thouhgt

wczoraj, podczas pewnej rozmowy powiedziałam, że tak naprawdę miało mnie tu w ogóle nie być

(biorąc pod uwagę znaną w rodzinie historię o tym, jak mój ojciec ściągnął moją matkę z fotela tuż przed zabiegiem i otrzymaną bezpośrednio od matki informację, że będąc ze mną w ciąży wypiła jakieś zioła, ale nie zadziałały)

po dłuższym namyśle sądzę, że mój ostateczny wniosek powinien być jednak inny:

nie tyle miało mnie tu w ogóle nie być, ile miałam tu być mimo wszystko.

środa, 12 czerwca 2013

After seven rainbows

fałszywe piękno poznaje się po tym, że jest wyniosłe i wystudiowane, jak również ze względu na jego udawaną obojętność

tak jak modelka idąca po wybiegu, która udaje, że wcale cię tam nie ma,
co więcej, że także jej tam nie ma

modelka na wybiegu to kwintesencja braku utożsamienia
z wykonywanym działaniem
z sobą, z otoczeniem

idzie,
niosąc swoją pseudo-obojętność

ty wiesz, że ona udaje,
a ona wie, że ty wiesz

bo w rzeczywistości idzie tam
dla ciebie
a gdyby ciebie tam nie było, wcale by tam nie szła

a przecież można inaczej - vide Tyra Banks

prawdziwe piękno jest niezaangażowane,
ponieważ
nie chce niczego osiągnąć
nie jest obliczone na efekt
ani nie udaje że cię nie widzi (jeśli cię widzi),
ani że cię widzi (bądź słucha, kiedy myśli zupełnie o czymś innym)

co robić w obliczu niezaangażowanego piękna?
cały sekret w tym, że
nie musisz nic robić

możesz się nim po prostu sycić
jeśli chcesz



niedziela, 2 czerwca 2013

dorastanie

polega być może na tym,
że zaczynamy rozumieć,
że jedyne realne zmiany,
na jakie możemy mieć wpływ

zachodzą w naszym wnętrzu

i wtedy powolutku
odpuszczamy światu
a świat zaczyna oddychać z ulgą

dorosłych od dzieci różnią sposoby, za pośrednictwem których generują zmiany
a kryterium podziału sposobów jest efektywność 

do wnętrza można dotrzeć
wyłącznie od wewnątrz
dlatego wszystkie zewnętrzne środki/metody
także substancje zmieniające świadomość
zawodzą

nikt i nic poza tobą
nie ma do ciebie dostępu


to nie idea przemiany jest naiwna
ale sposoby jej realizacji
i wyobrażenia na temat tego, czym sama przemiana powinna być, pochodzące z zewnątrz

w pewnym sensie oświecenie jest tylko mitem
który zbyt wielu realizowało pomijając siebie

tak więc zamiast wstawać o czwartej nad ranem,
by ćwiczyć jogę w ogrodzie
zacznij od siebie
nie od fragmentu, z którym się utożsamiasz i na który najłatwiej ci wpłynąć
nie od ciała czy umysłu
(ciało i ty to to samo nie dlatego, że ty jesteś ciałem, ale że ciało jest tobą)
ale od tego, co prawdziwie realne
zacznij od siebie

środa, 15 maja 2013

z cyklu: reminiscencje


Odnajdę wszystkich tego samego dnia,
gdy tylko zgubię moje dokumenty, kartę do bankomatu
nikt mnie nie uleczy
To będzie święto państwowe,
miasto rozdzieli biały mur
Po stronie katedry
wypłoszę radosną żebraczkę

A potem pojawisz się przede mną, będziesz się uśmiechał, a ja po raz pierwszy poczuję, że nareszcie jestem gotowa na to spotkanie, że jestem na tyle sobą, by móc być, kiedy ty jesteś. Zabierzesz mnie do więzienia, bo trzeba będzie wyjaśnić twoją długą nieobecność. Nasza wolność będzie tak przezroczysto pusta, że jedyne, co nam pozostanie, to powrót do obszaru formy zniewolonej. W więzieniu będzie basen pełen błękitnej wody i będziesz opowiadał, ty i inni. Ja, słuchając, nie będę wierzyć, zabawny będzie nawet obcięty palec z długim czerwonym paznokciem. Będziemy się napawać tym, co się wydarzyło, naszym zwycięstwem, po którym nie ma już żadnej przyszłości.   
                                                                                                                                       (09.2009)   

proces dialektyczny w toku...

...konflikt na Bliskim Wschodzie być może znajdzie swoje rozwiązanie




Chorzów Batory. Tu wszystko może się zdarzyć.

sobota, 11 maja 2013

my parallel project: mind wisps

albo "pasma umysłu"

początkowo miały być "ścieżki",
ale ścieżki zawsze dokądś prowadzą
- po pasmach za to krąży się w nieskończoność
wciąż pozostając we właściwym miejscu

ponieważ  pasma są nie do czytania, tylko do oglądania,
będą dostępne na osobnym blogu:

mindwisps.blogspot.com/

piątek, 12 kwietnia 2013

nauka patrzenia poprzez

to nie przedmiot jest ważny, ale potrzeba, którą zaspokaja

nazywanie kogoś materialistą to jedno z największych nieporozumień w historii ludzkości - człowiek nigdy nie służył przedmiotom - jeżeli cokolwiek go zniewala, to tylko wyobrażenia - na temat własnych potrzeb i możliwości ich zaspokojenia przez rzecz


niedziela, 7 kwietnia 2013

secret lover


niczego nie narzuca
niczego nie oczekuje
do niczego nie chce cię przekonać

jak chłodna tafla lustra
przynosi wytchnienie

całkowicie nieinwazyjna
przepływa
tuż obok

albo cię bierze, albo nie
każda opcja jest równie właściwa
o ile jest prawdą

ciepła obojętnością
w której nie ma żalu
nie myśli o tym, aby cię pochłonąć
pochłonięta sobą

nie zostawia śladu
być może wcale jej nie było


dedicate to:
vondelpark.camels 

środa, 3 kwietnia 2013

emptiness

w pewnym momencie rzeczywistość znika
 
świat zawęża się
do ścieżek
wytyczonych przez nasze cele

na których rzeczy
istnieją nie ze względu na siebie /a se/
ale ze względu na nas   

poruszamy się w przestrzeniach wyobrażonych
i stajemy się coraz ubożsi


sobota, 2 lutego 2013

credo. intro

papież nie istnieje (jest tylko człowiek, którego niektórzy tak nazywają)

istnieje za to wybór - pomiędzy dobrem a złem - który dotyczy wszystkich
i którego każdy z nas
dokonuje raz za razem

wybór to jedyna realność
jednak żaden wybór nie jest ostateczny
- to, że raz wybrałeś właściwie czy niewłaściwie  nie przesądza o niczym poza polem aktualnej decyzji
następnym razem możesz wybrać inaczej lub tak samo

właśnie dlatego nic nie świadczy o niczym

wybór się odnawia/zeruje
w przeciwnym wypadku nie moglibyśmy mówić o wyborze

a przecież doświadczenie uczy, że możemy
powiedzieć tak albo nie
uderzyć albo powstrzymać się od ciosu
zostać albo odejść


to nie ma nic wspólnego z nadzieją
wybór to tylko świadomość możliwości,
która nie wyklucza się ze świadomością
znikomego prawdopodobieństwa



piątek, 1 lutego 2013

a difference

różnica
pomiędzy dzieckiem chcianym a niechcianym
polega głównie na tym, że dziecko chciane
czując się
usprawiedliwione w swoim istnieniu
nie zadaje
tak rozpaczliwie
pytania o sens

b jak body. again

ciało to nasze najwierniejsze zwierzę

czwartek, 10 stycznia 2013

Nie tylko o papudze w Cieszynie



Poniżej zapis wystąpienia, które wygłosiłam 9 stycznia na konferencji Dobrostan zwierząt – wczoraj, dziś, jutro zorganizowanej przez Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji  Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, uzupełniony o refleksje, które nasunęły mi się w związku z dyskusją nad sposobem, w jaki sformułowana została propozycja zakazu tworzenia dzieł sztuki, których integralną częścią jest zwierzę bądź żywa materia.  
Bardzo dziękuję Organizatorom konferencji - szczególnie pani Barbarze Wronie, jak również Wszystkim, którzy zainteresowali się tematem.

I jeszcze wielki szacunek dla Tych, którzy przez miesiąc prowadzili akcję "Cztery łapy w Twoich rękach"! 

Tekst wystąpienia:

Sztuka bezgraniczna? O zwierzęciu jako żywym tworzywie artysty

            W obszarze sztuki współczesnej powstają prace będące efektem bezpośredniego angażowania zwierząt i materii żywej w działania twórcze. Jako przykłady wskazać  można: 

1) Guillermo Habacuc Vargas, Exposition nr 1 – tak artysta nazwał pracę, którą był pies przywiązany do ściany w galerii – nie podawano mu wody ani jedzenia, 2) Eduardo Kac – GFP Bunny –wykreowany przez artystę królik z genem fluorescencji,  3) Heide Hatry Heads and Tales – artystka wykonała rzeźby kobiecych głów wykorzystując świńską skórę, mięso, świńskie oczy – zarejestrowała również proces powstawania rzeźb, 4) Katinka Simonse, holenderska artystka o pseudonimie Tinkebell - My dearest cat Pinkeltje – torebka z zabitego przez nią kota, 5) Verena Kaminiarz, Ich vergleiche mich zu dir – dwugłowy wypławek, do powstania którego artystka doprowadziła w warunkach domowego labolatorium. Więcej przykładów znaleźć można w artykule pani profesor Moniki Bakke – Bio art in vivo i ni vitro  (www.obieg.pl/teksty/4408) czy na blogu pani Doroty Łagodzkiej (www.niezla-sztuka.blogspot.com).

            Konsekwencją tego typu artystycznych realizacji jest sprowadzenie zwierzęcia do roli przedmiotu, narzędzia, czy też „żywego obiektu” i ugruntowanie w świadomości zbiorowej przekonania, że  można  nim swobodnie dysponować. Co więcej, wyjątkowa i uprzywilejowana pozycja artystów, którą od czasów romantyzmu cieszą się oni w naszej kulturze i wciąż jeszcze silnie nobilitujące pojęcie „dzieła sztuki” prowadzi do sytuacji, w której następuje  wtórne dowartościowanie  działań takich jak  np. głodzenie psa czy wyrywanie motylom skrzydeł. Bez „artystycznego” kontekstu określilibyśmy je jako złe i niewłaściwe.   

            To rozszczepienie zachodzące pomiędzy etyką a sztuką i generowanie w ramach sztuki niezależnych pseudo-wartości prowadzi do wewnętrznie sprzecznej sytuacji,  w której potępiamy wykorzystywanie zwierząt w przemyśle spożywczym czy farmakologicznym – nawet większość ludzi, którzy jedzą mięso nie twierdzi, że to, co robimy się zwierzętom w rzeźni, jest dobre a równocześnie cenimy i wystawiamy prace artystów, które nie mogłyby powstać, gdyby artysta nie wykorzystał stosunku nadrzędności i władzy, jaką człowiek ma nad zwierzęciem. Paradoksalnie więc takie dzieło samym swoim istnieniem przyczynia się do uprawomocnienia sytuacji, której – jak często deklarują artyści – ma zapobiegać. Katarzyna Kozyra, która nakręciła w rzeźni film przedstawiający zabijanie klaczy nie różni się niczym od konsumenta, który kupuje w sklepie sztukę mięsa – zarówno ona, jak i on skorzystali z faktu, że zabijamy zwierzęta. Wydaje się dosyć prawdopodobne, że zabijanemu zwierzęciu jest obojętne, czy ktoś przerobi je na kotlet, czy na dzieło sztuki.

            Przykład filmu Katarzyny Kozyry – choć można odnieść się także do filmu Heide Hartry – pozwala podkreślić wewnętrzną sprzeczność, w której tkwimy. Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 24 sierpnia 2004 roku dotyczące wykazu prac wzbronionych młodocianym  (Dz. U. z 14 września 2004 r. Nr 200, poz. 2047, zmiany: Dz.U. Nr 136, poz.1145 z 9 sierpnia 2005 r.) – wśród prac  zagrażających prawidłowemu rozwojowi psychicznemu młodocianych wymienia m.in. prace związane z ubojem i obróbką poubojową zwierząt. Prace przy uboju zwierząt hodowlanych wskazuje także Rozporządzenie Rady Ministrów w z dnia 10 września 1996 r. w sprawie wykazu prac szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia kobiet (Dz. U. Nr 114, poz. 545 z późn. zm.)– wedle ustawodawcy stwarzają one ryzyko  ciężkiego urazu psychicznego dla kobiet w ciąży lub karmiących piersią. 

Zatem to, co ustawodawca określa jako niszczące dla psychiki w jednym przypadku, w innym nazywamy dziełem sztuki. 
 
            Historyk sztuki, pani profesor Maria Poprzęcka w wywiadzie dla Wysokich Obcasów z 27 października 2012 roku Piramidę zwierząt Kozyry określiła jako „kanon”. Wywiad nosił tytuł „Dobre, bo boli”. Niestety teza, zawarta w tytule, nie niesie ze sobą psychologicznej prawdy. Z perspektywy psychologicznej bowiem  dzieła sztuki, które „bolą” - wbrew częstym tłumaczeniom artystów - nie zwiększają naszej wrażliwości – przeciwnie – są dla niej niszczące i oswajając ze śmiercią/zabijaniem/z obrazami krzywdzenia przyczyniają się do zobojętnienia. W efekcie kontakt z takim dziełem daje efekt przeciwny do zamierzonego czy też  deklarowanego przez twórcę. Dobrze tą psychologiczną prawidłowość charakteryzuje w Dwu szkicach o moralności ponowoczesnej Zygmunt Bauman:  „wraz z natężeniem hałasu rośnie próg wrażliwości, i każdy następny przekaz musi być głośniejszy od poprzedniego, każdy obraz jaskrawszy, każdy szok dotkliwszy. I tak wciąż po wznoszącej się spirali – aż szum ogłuszy, wizja oślepi, wstrząs sparaliżuje”.

            W toczącej się od października dyskusji o zwierzęciu i jego statusie w obszarze sztuki współczesnej zabrała głos pani Dorota Łagodzka – historyk sztuki, która w wypowiedzi dla tygodnika Nowiny Gliwickie z dnia 14 listopada 2012 roku stwierdziła, iż: „zwierzę NIE może być żywym tworzywem, gdyż zawsze jest wtedy uprzedmiotowione. Zwierzę może być natomiast współuczestnikiem sztuki, ale tylko pod warunkiem, że nie doznaje przy tym krzywdy fizycznej ani psychicznej, nie przebywa w niekomfortowych warunkach, nie jest obrażane ani ośmieszane”. 

            Pojawia się pytanie, czy zwierzę może być współuczestnikiem sztuki? W moim przekonaniu – nie może.  Ponieważ dopiero świadome uczestnictwo warunkuje bycie współuczestnikiem. Zwierzę nie jest w stanie wyrazić zgody bądź sprzeciwu wobec angażowania go w „działania” artystyczne ani uczestniczyć  w akcie artystycznym w sposób świadomy – przez co zawsze pozostaje rekwizytem artysty. Podobny pogląd wyraża pani Monika Popow we wpisie „Sztuka i władza”  na blogu Teoria kultury w praktyce: „(…) artysta znajduje się wobec wykorzystywanych podmiotów (ludzkich i zwierzęcych) w stosunku dominacji, ponieważ to on / ona posiada narzędzia komunikacji – to artysta, a nie zwierzę, wypowiada się w sztuce i, niezależnie, jakie warunki zostaną stworzone, podejmuje też wszystkie decyzje. Sztuka to przestrzeń ludzka. Dlatego też wszelkie próby zdekonstruowania relacji pomiędzy człowiekiem i naturą z pominięciem relacji władzy, w które uwikłany jest sam artysta, wydają mi się naiwne i utopijne.” (www.teoriakulturywpraktyce.blox.pl/2012/11/sztuka-i-wladza.html ).

            Właśnie ze względu na powyższą kwestię problemu wykorzystywania zwierząt w sztuce jako żywego tworzywa nie można sprowadzić do dychotomii krzywdzony/niekrzywdzony. Rzeczywisty szacunek dla zwierzęcia jako Innego nakazywałby wyłączyć je całkowicie z obszaru działań artystycznych, które pozostają ludzką domeną – i ani zwierzęcia nie uprzedmiatawiać, ani upodmiatawiać, bo obydwie te kategorie są czysto ludzkie. 

            Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie żądanie jest całkowicie nierealne. Natomiast konieczne jest – w moim przekonaniu - wprowadzenie prawnego zakazu tworzenia i wystawiania tych dzieł sztuki, których integralną częścią jest żywe zwierzę bądź żywa materia. Taki zapis nie wyklucza zdjęć zwierząt, nawet film  nagrany w rzeźni przez Katarzynę Kozyrę byłby (gdyby zakaz obowiązywał) dopuszczalny, ponieważ integralną częścią filmu nie jest zwierzę tylko zapis cyfrowy na określonym nośniku bądź taśma VHS. W przypadku zdjęcia jego integralną częścią jest octan celulozy, z którego dziś wykonuje się błonę fotograficzną bądź zapis cyfrowy i ewentualnie papier, na którym zdjęcie zostało wydrukowane/wywołane. Nawet, gdyby zakaz wprowadzić,  dopuszczalna byłaby  praca Józefa Robakowskiego „Rozmyślania przy lizaniu”, którą pani Dorota Łagodzka  wskazała jako przykład sztuki „upodmiatawiającej” zwierzę (źródło: www.niezla-sztuka.blogspot.com) – ponieważ artysta wylizującego się kota sfilmował. Filmy przyrodnicze czy dokumentalne poświęcone zwierzętom również nie byłyby zakazane, chociażby dlatego, że nie pretendują do miana dzieła sztuki. W przeciwieństwie do nich zakazana byłaby instalacja Michała Brzezińskiego, którą prezentował on w ramach wystawy Life Expanded Definition, ponieważ w jej skład wchodziła klatka z żywą papugą – tu zatem zwierzę było integralną częścią dzieła sztuki

            I właśnie powstawaniu takich prac, w których bezpośrednim nośnikiem wyrażanych przez artystę treści staje się zwierzę (również materiał pochodzenia zwierzęcego – np. znalezione w szafie futro z lisa czy ciało zabitego zwierzęcia) lub żywa materia  - zapis miałby przeciwdziałać.

Przypomnę jego treść:
zakazuje się tworzenia i wystawiania dzieł sztuki, których integralną część stanowią żywe zwierzęta bądź żywe komórki lub też dzieł sztuki, które powstały w konsekwencji manipulacji (także w obszarze genotypu i fenotypu) dokonywanych na
żywym organizmie bądź żywych komórkach lub też dzieł sztuki, do stworzenia których artysta wykorzystał jako tworzywo/materiał żywe zwierzę bądź żywe komórki.
 
Podsumowując - w moim przekonaniu potrzebne jest wprowadzenie prawnego zakazu angażowania żywych zwierząt i żywej materii w działania artystyczne:
1)      ponieważ mogą one powodować cierpienie zwierząt zarówno wymiarze psychicznym, jak i fizycznym, włącznie z ich śmiercią;
2)      ponieważ przyczyniają się one do ugruntowania w świadomości społecznej przekonania, że zwierzę jest „rekwizytem” i „narzędziem”, którym można dowolnie dysponować - a zatem usprawiedliwiają przedmiotowe traktowanie zwierząt;
3)      ponieważ tego typu działania nie są niczym uzasadnione poza pojęciem „swobody twórczej” – posługiwanie się „żywym materiałem” nie jest  konieczne artyście dla wyrażenia określonych – często istotnych treści;
4)       ponieważ kontakt z takimi dziełami jest niszczący dla psychiki i wrażliwości, powoduje zobojętnienie;
5)      ponieważ  stanowią one przesłankę do podejmowania analogicznych działań  w obszarze sztuki wobec osób niepełnosprawnych intelektualnie czy dzieci.

          Ostatni argument, który nazwałam argumentem ontologicznym, odwołuje się do uniwersalnej wartości, jaką jest szacunek do życia jako takiego -  na każdym z jego poziomów organizacji i niezależne od stopnia skomplikowania.  Właśnie dlatego zakazem objęte miałyby być dzieła sztuki wykorzystujące nie tylko zwierzęta, ale także materię żywą. 
Życie nie powinno bowiem służyć do zabawy. 
Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ wciąż kryje się w nim tajemnica bytu i świadomości, wbrew scjentystycznemu złudzeniu, że nazwanie tajemnicy „DNA” cokolwiek wyjaśniło (warto tu przypomnieć, że nauka odpowiada wyłącznie na pytanie „jak?”, a nie na pytanie „dlaczego?”). Po drugie – ponieważ życie i szacunek są ze sobą sprzężone – jeśli nie szanujesz życia, to go po prostu nie zachowasz.