myślenie o architekturze w kategoriach stylu jest objawem degeneracji myślenia i degradacji architektury
sobota, 5 grudnia 2020
objaw
niedziela, 22 listopada 2020
katolicki ergo ponadkulturowy
katolicki oznacza powszechny
katolicki oznacza ponadkulturowy
a więc internacjonalny,
i już wiadomo, czemu chrześcijaństwo, a katolicyzm w szczególności jest największym zagrożeniem dla marksizmu
piątek, 13 listopada 2020
Miłość jest większa niż prawo
Na stronie Teologii Politycznej przeczytałam artykuł Pawła Grada "Nierozstrzygalny spór o oczywiste wartości". Nie zgadzam się z jego zasadniczą tezą, ale oddaję mu szacunek, bo miał odwagę przyznać, że ochrona życia nienarodzonych przez wymuszanie na społeczeństwie zakazu prawnego jest niczym innym jak przemocą.
środa, 11 listopada 2020
Dlaczego nie popieram prawnego zakazu aborcji w sytuacjach skrajnych
W dyskusjach na FB, jakie w tej sprawie toczyłam, pojawiał
się – przywoływany przez zwolenników prawnego zakazu aborcji – argument „z
morderstwa”. Czyli – skoro prawnie zakazujemy morderstwa, dlaczego zabicie dziecka nienarodzonego ma być
tym zakazem nie objęte.Myślę nad tym, mam wrażenie, że ten argument jest chybiony, poniżej spróbuję to wyjaśnić.
Zacznijmy od podsumowania tego, co w poprzednich dyskusjach chciałam powiedzieć. Mój główny zarzut do środowisk pro-life i do rozwiązywania tej kwestii przez zakaz – polega na tym, że dobry cel – jakim jest ochrona dzieci nienarodzonych – jest realizowany w niewłaściwy, a wręcz zły sposób.
Uważam, że jednym z zasadniczych problemów tego sporu jest to, że matka i dziecko, a dokładnie, matka, ojciec i dziecko - zamiast być postrzegani jako całość - a już matka i dziecko nienarodzone szczególnie - są rozdzielani i antagonizowani. Kobieta kontra dziecko, kobieta kontra mężczyzna. Środowiska pro-life - walcząc o dziecko - wydają się kompletnie nie zwracać uwagi na tą, która to dziecko nosi. Na kobietę. Z kolei feministki - bez wahania poświęcają dziecko – na rzecz kobiety, która nie chce być matką. Brakuje myślenia które ŁĄCZY, myślenia w stylu katolickiego "i", ontologii relacji, a nie myślenia w kategoriach izolowanych jednobytów. Ani przyszła matka, ani nienarodzone dziecko nie są odrębnymi bytami. Tu jest potrzebna zmiana myślenia na poziomie fundamentalnym, ontologicznym (ontologia – dziedzina zajmująca się bytem, tym, co jest i jak to, co jest rozumiemy).
A zakaz (czyli postulowana przez
niektórych penalizacja aborcji) utrwala system myślenia, który nie sprzyja ani matce,
ani dziecku, ani rodzinie, czyli matce, ojcu i dziecku, ponieważ nie wzmacnie myślenia
o nich jako całości. Przeciwnie - wpisana jest w niego myśl, że chronić dziecko można tylko ubezwłasnowalniając matkę.
Podkreślam: zakaz aborcji nie jest skutecznym sposobem jej zapobiegania. Ten zakaz antagoznizuje matkę przeciw dziecku, jest destrukcyjny dla samej idei macierzyństwa i dla idei rodziny. (Tak, wiem, to brzmi paradoksalnie, już widzę, jak powyższe zdanie będzie przeinaczane "chcesz bronić rodziny dopuszczając zabijanie dzieci haha". Nie chcę, nie o to mi chodzi, ale czytając mnóstwo wpisów ludzi, którzy są rodzicami dzieci upośledzonych - widzę, że oni mimo dopuszczalności aborcji w skrajnych przypadkach - wcale się na nią nie zdecydowali. Nie trzeba ich było zmuszać. Zdecydowali się nie dlatego, że zostali zmuszeni, ale dlatego, że kochali. "Kochaj i rób co chcesz" - to przecież św. Augustyn). Problem aborcji NIE JEST problemem, który się rozwiąże za pomocą zakazu.
Żeby zapobiec aborcji trzeba się ZWRÓCIĆ DO MATKI, a nie skupiać się na dziecku. A w tym sporze kobietę się pomija. Dziecko nienarodzone NIE JEST osobnym, samodzielnym bytem. DZIECKO NIENARODZONE ŻYJE TYLKO DZIĘKI MATCE. Porównanie aborcji do zabójstwa, morderstwa jest fałszywe, bo kobieta, która chce dokonać aborcji nie biega za tym dzieckiem po ulicy z nożem - nie wystarczy jej tylko od zabójstwa powstrzymać, zabrać dziecko i wszystko będzie ok. ŻYCIE DZIECKA JEST UZALEŻNIONE OD KOBIETY. Nie słyszałam, aby jakikolwiek mężczyzna gardłujący za wprowadzeniem zakazu aborcji to przyznał wprost. Mężczyźni, szczególnie ci patriarchalnie nastawieni, mają kłopot z uznaniem niezależności i jakiejkolwiek władzy kobiet. A tu – nie oszukujmy się – kobieta ma nad dzieckiem absolutną władzę. To straszny sposób widzenia tej sprawy, ale trzeba ją tak zobaczyć, żeby coś zrozumieć. Dlatego właśnie spór o aborcję – ma też drugie dno. Możemy je nazwać patriarchalno – feministycznym, gdzie obie te postawy swoje źródło mają w lęku – mężczyzn przed kobietami i kobiet przed mężczyznami. To jest spór o władzę, a potrzeba władzy pojawia się tam, gdzie nie ma miłości, zaufania, poczucia bezpieczeństwa. Władza i przemoc z nią związana pojawia się tam, gdzie jest lęk.
Kobieta ma władzę nie tylko nad śmiercią dziecka - a na tym się skupia sam zakaz aborcji, ale też nad tym, ŻE DZIECKO
BĘDZIE ŻYŁO. W żadnym innym wypadku nie jest tak, że kiedy morderca przestanie
oddychać, to jego ofiara przestaje żyć. W żadnym innym przypadku ofiara nie jest tak bezbronna i zdana na łaskę i niełaskę tego, kto chce zabić - jak w przypadku dziecka nienarodzonego i kobiety, która je nosi.
Nie ma takiej zależności pomiędzy "zwykłym" mordercą a ofiarą. Życie ofiary nie zależało od mordercy przed dokonaniem aktu mordu tak, jak życie dziecka poczętego zależy od matki. Aborcja też jest zabiciem dziecka – ale KONTEKST i RELACJA pomiędzy nimi jest zupełnie inna. Dlatego nie ma tu PROSTEGO przełożenia. Kobieta usuwająca ciążę NIE JEST takim samym mordercą, jak ktoś, kto zabija drugiego na chodniku. Tu mamy JEDNOKIERUNKOWĄ, także dosłowną, cielesną, materialną relację zależności - matka - dziecko.
I to matka, nie dziecko, jest w tej relacji nadrzędna.
Jednokierunkowa zależność jest też po narodzeniu dziecka. I dlatego mamy trzecie przykazanie – czcij ojca i matkę swoją. W tym przykazaniu jest zawarte zupełnie inne spojrzenie na rodzicielstwo, na macierzyństwo – tutaj rodzenie, poczęcie życia jest NIEWYOBRAŻALNYM DAREM, któremu należy się cześć. Trzecie przykazanie wskazuje, że macierzyństwo, rodzenie, dawanie życia jest CZYMŚ ŚWIĘTYM, UŚWIĘCONYM.
Sposób, w jakim ustawia tą sytuację prawny zakaz aborcji, który oznacza też NAKAZ RODZENIA, przymus rodzenia - odziera rodzenie ze świętości i zamienia je w horror.
Kobieta, która MUSI rodzić niczym się nie różni od maciory w klatce, którą się unieruchamia, żeby prosiaczki miały stały dostęp do jej sutków, a jak kobieta nie będzie chciała rodzić, to się ją zamknie w więzieniu i do tego zmusi. Może się jej też unieruchomi ręce i nogi, żeby już całkowicie ochronić życie poczęte. Celowo uskrajniam, żeby patriarchalnym obrońcom życia nienarodzonego uświadomić, że broniąc go przez NAKAZY I ZAKAZY w taki sposób PONIŻAJĄ, ZOHYDZAJĄ I DEGRADUJĄ MACIERZYŃSTWO I RODZICIELSTWO, traktując je jako coś CO MOŻE zostać wymuszone.
Otóż NIE MOŻE. Bo jest święte. Tak jak nie mogliśmy zmusić Boga, żeby nas odkupił. Bóg to zrobił sam, z własnej woli ofiarował Swego Syna. A gdyby został zmuszony – to jego dar nie miałby żadnej mocy.
Życie, narodziny SĄ DAREM i nie można na nikim tego daru wymuszać.
Powtórzmy - ten przepis, zakaz aborcji, forsowany na siłę, koncentruje się tylko na jednej stronie medalu. Na tym, że kobieta jest winna śmierci dziecka. Kompletnie pomijana jest druga strona - że kobieta nie tylko odpowiada za śmierć dziecka, ale też podtrzymuje jego życie.
DLACZEGO NIE MOŻE BYĆ PRZEPISU, KTÓRY ZOBOWIĄŻE PAŃSTWO DO UDZIELENIA KOBIECIE WSZELKIEJ MOŻLIWEJ POMOCY W DONOSZENIU CIĄŻY – do momentu, kiedy będzie mogła dziecko np. przekazać do adopcji, albo do okna życia?
Tak sformułowany przepis nie wzbudziłby tak wielkich kontrowersji i oporu. Obecny przepis czyni z kobiety ZAOCZNIE morderczynię. Poniża ją, bo zakłada, że jedynym wyborem kobiety będzie morderstwo własnego dziecka. CZEMU PIĘTNOWAĆ LUDZI ZA ZŁO, KTÓREGO JESZCZE NIE POPEŁNILI, ZAMIAST WZMACNIAĆ W NICH DOBRO, KTÓRE MOGĄ UCZYNIĆ? Nakierowywać ich na dobro? PRZYMUS I GWAŁT SĄ ZŁEM. I tym złem nie sposób uczynić dobra, a jeśli się je czyni, to przy ogromnych kosztach, przy ogromnym cierpieniu - tak dziecka, niechcianego i znienawidzonego, jak i kobiety, zmuszanej do noszenia niechcianej ciąży przez 9 miesięcy, zamykanej do więzienia, jak to się robi w Teksasie. Spróbujcie sobie wyobrazić jak taka kobieta może się czuć, jak się czuje nienawidzone przez nią dziecko. Strasznie. Obydwoje są piekle. Bo to nienawiść jest piekłem.
I jeszcze jedna kwestia, całkowicie w tej dyskusji, ukazującej kobiety chcące dokonać aborcji jako morderczynie – pomijana. Ile kobiet popełniło SAMOBÓJSTWO dlatego, że zaszły w ciążę? Jeżeli kobiety wahające się nad przepaścią aborcji chcecie nazwać morderczyniami, to idąc za tą logiką nazywajmy dzieci nienarodzone tymi, które zabijają. Życie poczęte może zabić to życie, które się już urodziło. Szaleństwo? Więc MOŻE SKUPMY SIĘ NA TYM, ŻEBY CHRONIĆ KAŻDE ŻYCIE, ŻEBY NIE WARTOŚCIOWAĆ, KTÓRE ŻYCIE JEST CENNIEJSZE A KTÓRE MNIEJ!
Zacznijmy myśleć jako ochronić I MATKĘ I DZIECKO!
Oskarża się teraz feminizm, że usuwa odpowiedzialność mężczyzny, że kobiety krzyczą „moje ciało, mój wybór”. A co robił patriarchat w przypadku ciąży pozamałżeńskiej? „Twoje dziecko, twoja odpowiedzialność”. Patriarchat robił dokładnie to samo. Albo odbierał kobiecie - w małżeństwie – jakąkolwiek władzę zarówno nad ciałem, jak i nad dzieckiem – albo czynił ją jedynie winną w przypadku ciąży pozamałżeńskiej. I kiedy widzę, że jakiś nastolatek na jednym z pro-lifowych portali zamieszcza zdjęcie swojej dłoni z napisem: "Twój wybór - to mój syn" to nie mam wątpliwości, że kręcimy się w kółko - bo kobieta znów redukowana jest tylko do inkubatora, potrzebnego po to, żeby syn się urodził. A przecież ten chłopak mógł napisać inaczej: "Twój wybór - to nasze dziecko".
Kobiety - w patriarchalnym społeczeństwie - stały (i wciąż, w wielu miejscach) stoją przed wyborem - albo zabić siebie, albo zabić dziecko. To społeczeństwo, wzmacnianie przez patriarchalny kościół, tak potępiało kobiety, które zachodziły w ciążę pozamałżeńską, nie "uświęconą" przez sakrament, przez instytucję, że KOBIETY NIE CHCIAŁY ŻYĆ. Takimi kobietami pogardzano, nie dawano im żadnego wsparcia. To kobieta w społeczeństwie patriarchalnym jest tą, która „się puściła”, która uległa. Mężczyzna to ten, który zdobył, który wygrał. „Kobieto, jesteś jak twierdza o zburzonych murach. I zdjęty twój diadem, pożądanie mężczyzny”, pisał Exupery. Kobieta w patriarchacie może być albo dziwką, albo świętą – a tak naprawdę - nie jest ani jednym ani drugim. Szaleństwo feminizmu trzeciej fali, poza wyrzuceniem kobiecości – i szerzej, natury ludzkiej - do kosza, polega z kolei na tym, że usilnie stara się kobietę przekonać, że bycie dziwką to albo coś normalnego – pojęcie sex work, albo coś, z czego wręcz, jako formy promiskuityzmu - należy być dumnym.
Patriarchat, dokładnie tak samo jak feminizm, ustawia relacje kobiety i mężczyzny w polu rywalizacji, walki o to, kto kogo, walki o władzę. Ani w patriarchacie, ani w feminizmie nie ma szansy na miłość. Z patriarchatem i feminizmem jest jak z modernizmem i postmodernizmem - ten drugi to konsekwencja i popłuczyny po tym pierwszym. To jest chory dualizm. Antagonizowanie. Feminizm i patriarchat to wykwity myślenia dialektycznego, które z istoty swojej jest gnostyckie.
Czas oba te chore systemy wreszcie przekroczyć. Bo obydawa są nieludzkie. A ZMIAST TWORZYĆ PRAWO, KTÓRE ZAKAZUJE I PONIŻA, ZACZĄĆ TWORZYĆ PRAWO, KTÓRE WSPIERA.
Zacznijmy tworzyć prawo, które będzie ludzkie. Które będzie sprzyjać miłości, a nie nienawiści.
I na koniec wiersz, dopiero teraz mi się przypominał. Czytałam go jako dziecko, ciągle do niego wracałam. Moja mama uwielbiała Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. W tym wierszu jest wszystko, co chcę powiedzieć. Nie wiem, czy mi się udaje. Może Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej się uda.
Chodzi o to, aby stawać się bardziej ludzkim. I prawo powinno być także bardziej ludzkie. Nie przymuszać do dobra, ale robić wszystko, by ludzie z własnej woli zaczęli dobro czynić.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Topielice
Rudą nocą, pod mostem, w Sekwanie
płynie kotka, przemokła i sina.
Pod następnym mostem, niespodzianie,
przyłączyła się do niej dziewczyna.
Opryskują je lampy portowe,
owijają je posępne fale,
a one prowadzą rozmowę,
nie oddychają już wcale.
„Dzieci z mostu mnie w wodę wrzuciły.
A ciebie?” – „I mnie także. Wiedz to…
Choć tak bliskie, dalekie, bez siły,
w zimną wodę rzuciło mnie dziecko.
Teraz we mnie odpływa jak w łodzi,
w dal od brzegów, tonących w mgły krepie…
Nie zobaczy już świata.” – „Nie szkodzi”…
- „Nie wyrośnie na ludzi”… - „To lepiej…”
Paryż, 1929
czwartek, 29 października 2020
ciało
ciało jest ostatnim bastionem chroniącym nas przed dyskursywizacją
dlatego należy mu się ochrona
dlatego ciało powinno być traktowane z szacunkiem
poniedziałek, 5 października 2020
niedziela, 27 września 2020
na co pozwala mi symbol
na to, że nie muszę się domyślać
nie muszę konstruować ani "konceptualizować"
mogę rozumieć
sobota, 26 września 2020
poniedziałek, 14 września 2020
antother rule
ponieważ nie ma czasu.
powtarzać sobie: ponieważ nie ma czasu
ponieważ zostało bardzo mało czasu
tak właśnie należy działać
bo zawsze jest bardzo mało czasu
bo wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym
tylko nam się wydaje, że są jakieś próby
próby są tylko w teatrze
który nie jest czymś prawdziwym
sobota, 5 września 2020
najpierw
nie pytaj, jaką kulturę reprezentuję, ale do jakiej społeczności przynależę
najpierw społeczność, potem kultura
czas pytań esencjalnych
akurat mamy rok Ingardena - czas zapytać CZYM jest kobiecość
bo ona JEST. Już jest. Nie trzeba jej wymyślać, nie trzeba jej kreować.
Trzeba ją za to rozpoznać i spróbować zrozumieć.
Inaczej niż Ingarden uważam, że pytania esencjalne powinien poprzedzać sąd egzystencjalny.
Dokonać rozróżnienia pomiędzy tym, co istnieje, co jest, a tym, co istnieje tylko wymysł, fikcja.
To rozróżnienie jest możliwe, bo prawda wciąż różni się od fałszu. Nawet jeśli wydaję sąd, że nie mogę rozróżnić czy coś jest prawdą, czy fałszem - to ten są jest prawdziwy, o ile nie kłamię.
Im więcej strachu, tym więcej kłamstwa.
Na zewnątrz nie ma innej drogi, jak tylko poprzez siebie.
czwartek, 3 września 2020
Kobiecość? Nie wszytsko gra
Poniżej mój tekst, opublikowany w 2012 roku na stronie portalu infoposter.eu, która dziś jest nieaktywna.
http://www.info-poster.eu/sztuka-na-dwa-glosy-1-ewa-chudyba-kobiecosc-nie-wszystko-gra/
A szkoda. Bo tekst aktualny jest dalej. Dziś może nawet jeszcze bardziej. Dlatego warto go przypomnieć:)
***
W książce „Przyszłość należy do nas, towarzyszu” z 1960 roku, którą Jerzy Kosiński pisał jako Joseph Novak, znajduje się historia o wycieczce grupy obywateli Związku Radzieckiego do Paryża. Ich oburzenie wyglądem i zachowaniem paryżanek, które chodzą „jak moskiewskie tancerki przed rewolucją (…), mają kolorowe włosy, zielone, niebieskie, czerwone jak cegła (…) twarze też malują na różne kolory, noszą fałszywe rzęsy, tak jak nasze aktorki na scenie (…)”- nie miało granic. W wypowiedzi jednej z Rosjanek pada stwierdzenie, że te kobiety „wyglądają jak z karykatury”. Dzisiaj, ponad 50 lat po wydaniu Drugiej płci Simone de Beauvoir, kiedy występy drag queen cieszą się ogromną popularnością, filmy Almodovara to klasyki, a genderowe rozróżnienie na płeć kulturową i biologiczną funkcjonuje niemal jak aksjomat, traktowanie kobiecości jako sztucznego tworu, jako formy gry i performancu na nikim nie robi specjalnego wrażenia. Kiedy jednak kobiecość określona zostaje jako „wymuszone cytowanie normy” (Judith Butler) słychać w kącie chichot patriarchatu.
Takie ujęcie kobiecości jest bowiem równie deprecjonujące, jak za najlepszych czasów męskiej dominacji, kiedy sprowadzano ją do takich cech jak zależność, pasywność, uczuciowość, podległość i ofiarność, a epitet „jesteś jak baba” stanowił jedną z największych obelg. Negując „kobiecość” jako taką, czymkolwiek by ona nie była, ruch wyzwolenia kobiet sprawia momentami wrażenie „ruchu wyzwolenia od kobiecości”. No i kryzys tożsamości „kobieta wyzwolona” ma zagwarantowany. W pewnym sensie dziecko zostało wylane z kąpielą – w duchu najlepszych, patriarchalnych tradycji pozbyliśmy się tej poniewieranej, pogardzanej przez wieki kobiecości, zanim w ogóle na spokojnie można było zastanowić się, czym ona jest.
Definiując ją jako grę, jako kwintesencję
maskarady i fałszu, paradoksalnie potwierdzamy najbardziej płaskie szowinistyczne
stereotypy o kobietach - manipulantkach, oszustkach zwodzących ród męski na
manowce. Pewne wątpliwości budzi również fakt, że o ile „kobiecość” jest w
ostatnim półwieczu dekonstruowana na wszelkie możliwe sposoby,
poddana bezpardonowej intelektualnej penetracji, o tyle „męskość” ma się
całkiem nieźle. Nie
spotkałam jeszcze mężczyzny – bez względu na jego orientację seksualną – który
wstydziłby się tego, że jest mężczyzną. Znam natomiast kilka kobiet, dla
których sam fakt bycia kobietą jest problemem, chociaż nie są transseksualne. I
trochę się obawiam, że mówienie o kobiecości jako czymś sztucznym i zakłamanym
wcale im nie pomaga. Co więcej, wzorzec „kobiety wyzwolonej” jest równie
sztywny i ograniczający jak ten wypracowany za czasów patriarchatu. Kobieta
wciąż nie ma prawa do tego, by być tym, kim tylko ma ochotę. Dziś też wielu
rzeczy kobiecie nie wypada – nie wypada jej na przykład być kurą domową.
W sierpniowym numerze Wysokich Obcasów z 2011
roku wodą perfumowaną
Givenchy i książką został nagrodzony list pewnej gimnazjalistki, która o swojej
matce pisze: „moja ponad 40-letna mama jest – krótko mówiąc - otyłą kurą domową.
Teoretycznie nie powinno mi to przeszkadzać (…) jednak z roku na rok czuję do
niej coraz większe obrzydzenie. (…) Uważam, ze każda kobieta powinna mieć coś z
damy. Mojej mamie daleko do tego modelu. Beka, dłubie w zębach, chodzi z
przetłuszczonymi włosami, nie dba o siebie. (…) Jestem jej całkowitym
przeciwieństwem, nie wyobrażam sobie, że sama mogłabym wybrać takie życie. (…)
Nie mogę się ciągle nadziwić, jak można żyć jako kura domowa, nie rozumiem, jak
można być szczęśliwą, tak żyjąc.” Dziwna sytuacja – matka, pozostająca niejako
poza komercyjnym, standardowym wzorcem „kobiecości”, świadomie bądź
nieświadomie od niego wolna, spotyka się z pogardą córki, na którą, jak sama w
liście pisze „duży wpływ mają media, w których ciągle mowa o równości kobiet, o
kobietach wyzwolonych, feministkach.” Nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś
gdzieś poszło nie tak. I wcale nie chodzi o to, żeby kobiety gremialnie wróciły
do kuchni. Tylko o to, żeby każdy ich wybór, bez względu na to, jakim by nie
był, spotykał się z szacunkiem. Nawet jeśli wybierają bekanie i tłuste włosy.
W jednej z legend celtyckich pojawia się Gromer Somer Joure, potężna magiczna istota,
która więzi króla Artura, a w zamian za jego uwolnienie żąda odpowiedzi na pytanie:
„Czego kobieta pragnie najbardziej na świecie?” Pewnej nocy do Artura
przychodzi stara kobieta, która przedstawia mu się jako Ragnell. Jest siostrą
Gromera, zaklętą przez niego w staruchę. Zna odpowiedź na pytanie, ale jako
warunek żąda, by któryś z Rycerzy Okrągłego Stołu pojął ją za żonę. Zgodził się
Gawain. W noc poślubną pocałowana przez Gawaina Ragnell zmieniła się w piękną
kobietę. Oświadczyła mu, że od niego zależy, czy ma być piękna w nocy, a
brzydka w dzień, czy też na odwrót. Gawain nie mógł się zdecydować i pozostawił
jej wybór. W ten sposób znalazł właściwą odpowiedź – każda kobieta najbardziej
na świecie pragnie możliwości wyboru albo władzy – przy czym ta władza dotyczy
władzy nad samą sobą. Niewiele więcej wiem o kobiecości, ale - mówiąc szczerze
– to mi wystarcza.
Ewa Chudyba
Spośród autorek tropiących kobiecość nie po to, by ją osaczyć, ale by ją zrozumieć, polecam:
Clarissa Estes „Biegnąca z wilkami”
Maja Storch „Tęsknota silnej kobiety za silnym mężczyzną”
I moje zdjęcie, które tam też przy artykule było. Ewa z 2012 roku gdzieś tam na polach pod Zbrosławicami, na marcowej trawie;)