podczas rozmowy z kimś znajomym stałam i zakręciło mi się w głowie, która zresztą mnie bolała - przyłożyłam sobie dłoń do czoła, bo kiedy mnie boli, mam odruch, że przyciskam ją mocno - to nie pomaga, ale czasem iluzja jest lepsza niż nic, a ta osoba, widząc, co robię, kpiąco powtórzyła mój gest i powiedziała: "oh, aktorka".
Tylko że ten gest nie był grą - był naprawdę.
I myślę, że to jeden z największych problemów, jakie mamy - nie potrafimy rozpoznać tego, co prawdziwe. Otacza nas tyle kłamstwa, fałszu, udawania, że wolimy założyć, że ci, których mamy wokół - komunikują "na niby" - podkoloryzowują, przeinaczają. Nie twierdzę, że w wielu przypadkach tak nie jest - bo jest. Ale nie zawsze.
I właśnie w ramach tej prewencji, żeby się przypadkiem nie okazać naiwnym, żeby nas - mówiąc eufemistycznie - nie "wystrychnęli na dudka" - przestajemy wierzyć, przestajemy ufać - generalnie.
Czy "bycie człowiekiem wielkiej wiary" oznacza zawsze bycie nieuchronnie naiwnym?
Niekoniecznie. Przecież zaufanie i wiarę można stopniować. Zaufanie i wiara powinny przyrastać z czasem. Ale tak się nie dzieje. Mój znajomy mnie znał, wiedział, że nie jestem typem aktorki - a mimo to przypisał mi egzaltowaną intencję. Bardziej wierzył w swoje wyobrażenia na temat ludzi i ich zachowań niż mnie.
Wszystko okazuje się kwestią wiary.
Najważniejsze jest jednak to, w co i komu wierzymy.
Tylko że ten gest nie był grą - był naprawdę.
I myślę, że to jeden z największych problemów, jakie mamy - nie potrafimy rozpoznać tego, co prawdziwe. Otacza nas tyle kłamstwa, fałszu, udawania, że wolimy założyć, że ci, których mamy wokół - komunikują "na niby" - podkoloryzowują, przeinaczają. Nie twierdzę, że w wielu przypadkach tak nie jest - bo jest. Ale nie zawsze.
I właśnie w ramach tej prewencji, żeby się przypadkiem nie okazać naiwnym, żeby nas - mówiąc eufemistycznie - nie "wystrychnęli na dudka" - przestajemy wierzyć, przestajemy ufać - generalnie.
Czy "bycie człowiekiem wielkiej wiary" oznacza zawsze bycie nieuchronnie naiwnym?
Niekoniecznie. Przecież zaufanie i wiarę można stopniować. Zaufanie i wiara powinny przyrastać z czasem. Ale tak się nie dzieje. Mój znajomy mnie znał, wiedział, że nie jestem typem aktorki - a mimo to przypisał mi egzaltowaną intencję. Bardziej wierzył w swoje wyobrażenia na temat ludzi i ich zachowań niż mnie.
Wszystko okazuje się kwestią wiary.
Najważniejsze jest jednak to, w co i komu wierzymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz