Wzięłam udział w poniedziałkowym spotkaniu (27.01.20) zorganizowanym przez dominikanów w kościele Przemienienia Pańskiego. Dziękuję Redakacji Christianitas za opublikowanie mojej relacji.
***
Spotkanie zaczęło się o godz. 19, ja
byłam parę minut po tej godzinie, a zakończyło się mniej więcej pół
godziny przed 22. Na spotkaniu zebrało się około 50-70 osób, a ponieważ
na początku bardzo długo trwało przedstawianie projektu przez
architektów, część ludzi wyszła, zanim zaczęto zadawać pytania.
Słuchaliśmy o Tadeuszu Łobosie,
projektancie modernistycznego kościoła, o odcieniach bieli, o
trawertynie spod Częstochowy, dowiedzieliśmy się, że mamy kościół
modernistyczny, dlatego projekt musi być zgodny z duchem miejsca i jego
tożsamością. Jeden z architektów nie rozumiał, dlaczego w komentarzach
na FB ktoś skrytykował jego wypowiedź, że kościół ma być miejscem
spotkania z samym sobą. Powiedział, że przecież jak się przychodzi do
spowiedzi, to najpierw się człowiek musi spotkać z samym sobą i się
wyciszyć, dlatego wnętrze musi być białe, żeby nic nas nie rozpraszało.
Ktoś z zespołu architektów powiedział
także: „świątynia ma być momentem zero, to jest nasze doświadczenie
współczesne, że jest potrzebny moment zero". Słowo "Bóg" chyba nie padło
w ogóle. Były słowa: "sacrum", "transcendencja", „sakralność”.
Dowiedzieliśmy się też, że zmiana nie
byłaby dobra dla tożsamości miejsca, dużo było też mowy o grze światła i
o tym, że ławki będą z palonego jesionu bardzo miłego w dotyku. A
także, że oświetlenie będzie łagodne, takie, jakie stosowane jest w
galeriach handlowych. Mowa była też o tym, że dzięki grze światła biel
będzie każdego dnia inna.
Potem wystąpił o. Golonka, który
trzymając Mszał w ręce zaczął mówić do nas trochę jak do dzieci: "tak to
sobie postudiowałem, i znalazłem, wiecie co, taki rozdział o
urządzeniu kościoła – i wiecie, co było w pierwszym punkcie – ołtarz – i
my mamy ołtarz, bo przecież spotykamy się na Eucharystii i ona jest
najważniejsza (...) a wiecie, w którym punkcie było o tabernakulum?
Dopiero w czwartym punkcie jest wymienione, bo to ołtarz jest
najważniejszy (...) a wiecie, że w naszej katowickiej archikatedrze
tabernakulum jest w ogóle w osobnej kaplicy – no właśnie – bo
najważniejsza jest Eucharystia, wtedy Chrystus jest obecny". Padło potem
stwierdzenie: "nic nie ma w kościele i dopiero my się gromadzimy w
kościele na Eucharystii". Potem jakoś zostało to uzupełnione wypowiedzią
o Obecności pod postaciami, ale…
Później pani architekt z zespołu
projektowego stwierdziła: "my budujemy tylko scenografię, ona ożyje,
kiedy pojawią się ludzie, przeżycia..."
Oczywiście były też zdjęcia, nie
zabrakło realizacji Tadao Ando z prześwitem w kształcie krzyża. Wszystko
puste, gra przestrzeniami i płaszczyznami i mowa o tym, że potrzebujemy
"przestrzeni do resetu". O modlitwie jakoś mało było mówione – nie
wiem, czy w ogóle. Dopiero w czasie pytań jeden ze starszych parafian
powiedział, że on przychodzi do kościoła po to, aby się pomodlić.
Prosił, aby tabernakulum było w centrum, a nie z boku. Prośba o
tabernakulum w centrum pojawiła się potem jeszcze raz.
Wreszcie przyszedł czas na pytania,
pierwszy był starszy pan, parafianin, który zapytał, co się stanie z
obecnym wyposażeniem, z obrazami – jeden z nich liczy osiemdziesiąt lat,
pochodzi z wcześniejszej, neogotyckiej świątyni, z chrzcielnicą, także
starą, z krzyżem, który znajduje się obecnie w centralnym miejscu
prezbiterium – czy zostaną uszanowane.
Przeor, o. Golonka, odpowiedział: "na
część z tych rzeczy mamy już pomysł, z innymi rzeczami jeszcze nie
wiemy, co zrobimy, ale będą uszanowane, oczywiście, że będą uszanowane,
zostaną zinwentaryzowane, bo każdy proboszcz kościoła prowadzi
inwentarz".
Przeor dodał następnie, żartując, że nie
"podniosą ręki" na Najświętszą Marię Pannę w bocznej kaplicy i obraz
Jezusa Miłosiernego. Część zebranych odetchnęła z ulgą, ale mnie było
dalej zimno, bo zmroziło mnie nazwanie „rzeczami” obrazów świętych,
figur, starej chrzcielnicy, która kiedyś była podobno kropielnicą i –
jak mówił o. Golonka – znów będzie kropielnicą. Bo to przedmioty służące
kultowi, obrzędowi, w których zapisał się duch miejsca, uświęcone
modlitwą wierzących, którzy przychodzą do świątyni od lat. Czy zawartemu
w nich „duchowi miejsca” nie należy się troska? Dlaczego „duch
modernistycznej tożsamości” ma być ważniejszy w świątyni?
Pewien młody mężczyzna zapytał jak to
się stało, że pierwszy projekt został zastąpiony drugim i dlaczego. O.
Golonka zaczął mówić o procesie, o tym, że on myśli nad tym cały czas,
ale jego odpowiedź nie była jasna.
Młoda dziewczyna prosiła dominikanów,
żeby przemyśleli może jednak zastrzeżenia, ponieważ wiele osób się nie
odnajduje w takim kościele.
Była też pani profesor Ewa Chojecka,
która powiedziała parafianom, że mogą mieć wybitny projekt kościoła,
przeciwstawiający się "pop-kulturze obrazkowej" która panuje na
zewnątrz.
Zabrałam głos, pozwoliłam sobie
zripostować, że ikony nie są "obrazkami", zacytowałam fragment z Mszału
(rozdział V punkt XI) o obrazach i powiedziałam o. Golonce, że bardzo mi
przykro, że – jak wynika z piątkowego wywiadu z nim opublikowanego w
Dzienniku Zachodnim – nie chce się spotkać ze mną, ponieważ nie podoba
mi się projekt. Mimo, że też jestem osobą wierzącą, tu nie ma dla mnie
miejsca.
Ponieważ w trakcie wystąpienia zespołu
architektów ktoś z nich mówił o kościele: „budynek”, zwróciłam też
uwagę, że kościół nie jest „budynkiem”, ale czymś więcej – to jest dom
Boży – budują i projektują dom Boży. Wyraziłam także wątpliwości co do
zarysu na ścianie prezbiterium, który ma być krzyżem, ponieważ ten znak
nie jest jednoznaczny. Zresztą w trakcie wystąpienia architektów
stwierdzili oni, że chcieli zaprojektować „krzyż rozumiany inaczej, niż
zwykliśmy o nim sądzić”, który kojarzyć się będzie z korporałem, ze
złożoną i rozłożoną kartką papieru. Problem w tym, że ten zarys może też
wzbudzać zupełnie inne skojarzenia. Poza tym przecież nie czcimy
abstrakcyjnego znaku, ale Chrystusa, który został ukrzyżowany – Boga,
który wcielił się w ciało człowieka – stał się we wszystkim, prócz
grzechu, podobny do nas.
Po moim wystąpieniu wstał dr Ryszard
Nakonieczny i powiedział, że krzyż na ścianie (ten zarys) też jest
ikoną, tylko trzeba się bardziej wgłębić.
Na samym końcu wstała starsza, wiekowa
już pani krucha, delikatna, malutka. Wstała, taka przygarbiona,
przeprosiła wszystkich, powiedziała, że jej się ten projekt nie podoba,
ale "może młodzi teraz tak wolą, może im się będzie w kościele podobać".
Mnie się serce krajało, bo była w niej taka pokora. Podziękowała
przeorowi, że Matka Boża zostanie w kaplicy i zapytała czy oni
koniecznie chcą zdejmować ten krucyfiks. Obecnie na ścianie prezbiterium
wisi krzyż z figurą Chrystusa, a przed tym krzyżem tylu ludzi się
modliło, że on jest taki "omodlony" i pani ta pytała czy by go jednak
można było nie zdejmować...
Nic na to nie odpowiedziano.
Przeor powiedział, że już późno, że to
tak długo już trwa, pomodliliśmy się, pobłogosławił nas w imię Ojca i
Syna i Ducha Świętego.
Wyszłam z uczuciem żalu, pomieszania i smutku.
***
PS. Kiedy wrzucałam link do mojej relacji na FB (środa, 29 stycznia) - napisałam, że to subiektywna relacja, że pisząc ją, trudno mi było oddzielić całkowicie emocje. Dziś (niedziela, 02 lutego) trafiłam na opublikowaną dzień później relację dziennikarki Gazety Wyborczej, w której część kluczowych dla dyskusji uwag - np. prośby o to, aby umieścić tabernakulum w centrum, czy pozostawić krzyż z figurą Chrystusa - które mogłyby wskazywać, że problem nie dotyczy estetyki, ale potrzeb osób wierzących - została najzwyczajniej w świecie pominięta. Tak, jakby ich nigdy nie było. Artykuł gazety, której redakcji podobno "nie jest wszystko jedno" - TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz