wtorek, 27 sierpnia 2019

Festfestival - dodatkowy komentarz o relanych korzyściach

Poniżej fragment noty, jaka opublikowana została na profilu FB "Parku Śląskiego" po zakończeniu Festfestivalu:

"Fest Festival, który odbył się w miniony weekend był największą i jedyną tak dużą imprezą w sezonie 2019 w przestrzeni Parku Śląskiego. To nowa bardzo ciekawa propozycja na festiwalowej mapie Polski. Zjechało na niego kilkadziesiąt tysięcy ludzi z całego kraju. Poza świętem muzyki, to również bardzo dobra promocja Parku Śląskiego poza aglomeracją.

(...) każdego dnia festiwalu bawiło się od 20 do 25 tysięcy ludzi. Uczestnicy wydarzenia byli bardzo zadowoleni z przygotowanej przez organizatorów oferty. Bardzo dobre wrażenie zrobiło na nich również miejsce, w którym się ono odbyło. Zdajemy sobie jednak sprawę z uciążliwości, jakie niesie za sobą przeprowadzenie tego typu przedsięwzięcia. Wszystkim stałym bywalcom parku dziękujemy za wyrozumiałość i przepraszamy za wszelkie niedogodności. Jednocześnie informujemy, że intencją Parku Śląskiego było udostępnienie terenu pod wydarzenie, jakiego w tym miejscu jeszcze nie było".

Najlepszym komentarzem do niej jest wpis użytkownika, który tak oto ją podsumował 

"Tomek Baranski Brawo Park!, w pogoni za promocją proponuję udostępnić park Pierwszemu Międzygalaktycznemu festiwalowi drwali leśnych- Zręb 2020 , 15 000 drwali zapewni że będzie to impreza, jakiej w tym miejscu jeszcze nie było."
 ***

Ja też dodam swoje trzy grosze, ponieważ nie rozumiem, jaką realną korzyść odniósł nasz region, jego mieszkańcy (oczywiście poza tymi, którzy bawili się na Festiwalu i mieli radość z  rozwieszonych przez organizatorów sznureczków i lampek) i sam Park Sląski w związku z Festfestivalem, skoro:

każdego dnia festiwalu na wydzielonej przestrzeni Parku Śląskiego bawiło się od 20 do 25 tysięcy ludzi - a zatem:
 przez 48 h skomasowano 25 tysięcy osób na niewielkiej przestrzeni - plus food trucki, plus wjazd na parkowe alejki tirów przewożących ciężki sprzęt (sceny, nagłośnienie, namioty etc), plus 48 godzin prawie nieprzerwanych dźwięków o wysokim natężeniu - takie nagromadzenie czynników niszczących w jednym miejscu i czasie - tak wygląda kataklizm - oczywiście można go też nazwać "dobrą zabawą" i "bardzo dobrą promocją" - tyle że to nic nie znaczy, bo "bardzo dobra promocja" zazwyczaj nie przyczynia się do dewastacji tego, co promuje

- to świetnie, że "Uczestnicy wydarzenia byli bardzo zadowoleni" - zatem wydane przez nich na festivalowy karnet 300 zł było warte każdego grosza, tylko co to zmienia in plus dla mieszkańca Katowic bądź Chorzowa, że łaskawi goście z kraju i zagranicy łaskawie imprezowali w naszym Parku, wypróżniając się na drzewa i krzewy?

 Byłam w niedzielę w Parku i najbardziej intensywnym zapachem - (i to nie tylko w okolicach toy toyów) - ale właściwie w obrębie całego festiwalowego miasteczka - tam, gdzie można było już zajrzeć - był zapach moczu i przetrawionego alkoholu. I pójdź tam teraz z dzieckiem oglądać roślinki.

Faktycznie, to szokujące, że Park Sląski podobał się festiwalowym gościom. Jak można się było tego spodziewać?! To zapewne zasługa lampek i kolorowych sznureczków rozwieszonych przez organizatora. Silę się na sarkazm. Bo przepraszam, ale kogo trzeba przekonywać, że Park Sląski to miejsce wyjątkowe, skoro co weekend są w nim tłumy? Naprawdę trzeba w nim wieszać sznurki i lampki?

Park Sląski jest cudem. I to cud, że do tej pory się jako tako uchował. Ale jego szanse - przy tak dobrej promocji i takich Festfestivalach - maleją w tempie wykładniczym. 


-  biorąc pod uwagę wpis innej komentującej entuzjastyczne podsumowanie festiwalu, jakie pojawiło się na FB Parku Śląskiego:

"Helena Elżbieta Proszę wyciągnąć wnioski z błędów i na przyszłoroczny festiwal się bardziej postarać. Nie dość, że zamkneliście park przed mieszkańcami i przyjezdnymi gośćmi, którzy oczekiwali relaksu podczas spacerów itp. to odgrodziliście lokale gastronomiczne, które się znajdują obok kapelusza narażając je na ogromne straty finansowe. Do poprawy!"

można stwierdzić, że również bardziej pragmatyczne argumenty, które mogłyby przemawiać za Festfestivalem - czyli że wymierną korzyść odnieśli właściciele lokalnych gastronomii czy sklepów - nie mają tu zastosowania:
miasteczko festiwalowe całą infrastrukturę gastronomiczno- cukierniczo-alkoholową przywiozło ze sobą. Włącznie  ze sklepikiem z festiwalowymi gadżetami.
 
Zarobiły co najwyżej dyskonty - portugalski na B. i niemiecki na L., znajdujące się na osiedlu Tysiąclecia, gdzie sporadycznie w sobotę spotkać można było festiwalowych gości - wcale nie było ich zresztą tak wielu - po co, skoro wszystko mieli w swoim hermetycznym miasteczku, któremu nasz Park posłużył wyłącznie jako scenografia i miejsce do totalnego skolonizowania. 
 
Tubylcy nie mieli nic do powiedzenia, ani do skorzystania. 

Mniej więcej tak jak Mc Donald w Egipcie - ten FestFestival mógł odbyć się wszędzie na świecie - i wszędzie na świecie wyglądałby podobnie. Byłby lampki i sznureczki. Tak jak wszystkie galerie handlowe są do siebie podobne - Bytom, Gliwice czy Katowice - te same firmy, te same ciuchy, ten sam bezosobowy "bezwygląd".
Georg Ritzer, socjolog, mówi na to "Globalizacja niczego", opisując magiczny świat konsumpcji jako "nijaki, poprawny, ustandaryzowany, bez charakteru" -  i dokładnie taka sama była ta słodka cukierkowość półprzezroczystych napisów, lampek i kolorowych sznureczków Festfestivalu, która tak urzekła jego uczestników, dla których estetyczny standard wyznacza zapewne Starbucks i którym imponują wyzuci z tożsamości hipsterzy z Warszaffki.

- kto skorzystał: 

pomnóżcie 20-25 tysięcy osób x 300 zł za karnet - to już coś koło 6 milionów złotych. Plus pieniądze wydane na alkohol, festivalowe - bo przecież nie Parkowe - gadżety, słodycze  - i będziecie wiedzieć, że  głównym beneficjentem tej historii jest organizator Festfestivalu - firma "Follow The Step" pana Marcina Szymanowskiego z - nomen omen - Warszawy.

Mogłaby być tu puenta, o tym, jak kompleksy, głęboko hodowane poczucie prowincjonalności i chęć dorównania Amsterdamom, innym Berlinom i "cywilizowanemu światu" - to najlepsza droga do zniszczenia własnej unikalności i niepowtarzalności. Ale nie będzie.









 

1 komentarz:

  1. Wszystko na sprzedaż? Za "srebrniki",urzędasy z magistratu i parku?

    OdpowiedzUsuń