Poniżej
zapis wystąpienia, które wygłosiłam 9 stycznia na konferencji Dobrostan zwierząt
– wczoraj, dziś, jutro zorganizowanej przez Wydział Etnologii i Nauk o
Edukacji Uniwersytetu Śląskiego w
Cieszynie, uzupełniony o refleksje, które nasunęły mi się w związku z dyskusją
nad sposobem, w jaki sformułowana została propozycja zakazu tworzenia dzieł
sztuki, których integralną częścią jest zwierzę bądź żywa materia.
Bardzo dziękuję Organizatorom konferencji - szczególnie pani Barbarze Wronie, jak również Wszystkim, którzy zainteresowali się tematem.
I jeszcze wielki szacunek dla Tych, którzy przez miesiąc prowadzili akcję "Cztery łapy w Twoich rękach"!
I jeszcze wielki szacunek dla Tych, którzy przez miesiąc prowadzili akcję "Cztery łapy w Twoich rękach"!
Tekst
wystąpienia:
Sztuka bezgraniczna? O zwierzęciu jako żywym tworzywie
artysty
W obszarze sztuki współczesnej
powstają prace będące efektem bezpośredniego angażowania zwierząt i materii
żywej w działania twórcze. Jako przykłady wskazać można:
1)
Guillermo Habacuc Vargas, Exposition
nr 1 – tak artysta nazwał pracę, którą był pies przywiązany do ściany w
galerii – nie podawano mu wody ani jedzenia, 2) Eduardo Kac – GFP Bunny –wykreowany przez artystę
królik z genem fluorescencji, 3) Heide
Hatry Heads and Tales – artystka
wykonała rzeźby kobiecych głów wykorzystując świńską skórę, mięso,
świńskie oczy – zarejestrowała również proces powstawania rzeźb, 4) Katinka Simonse, holenderska artystka o pseudonimie
Tinkebell - My dearest cat Pinkeltje – torebka z zabitego
przez nią kota, 5) Verena Kaminiarz, Ich vergleiche mich zu dir – dwugłowy
wypławek, do powstania którego artystka doprowadziła w warunkach domowego
labolatorium. Więcej przykładów znaleźć można w artykule pani profesor Moniki
Bakke – Bio art in vivo i ni vitro (www.obieg.pl/teksty/4408)
czy na blogu pani Doroty Łagodzkiej (www.niezla-sztuka.blogspot.com).
Konsekwencją tego typu artystycznych
realizacji jest sprowadzenie zwierzęcia
do roli przedmiotu, narzędzia, czy też „żywego obiektu” i ugruntowanie
w świadomości zbiorowej przekonania, że można
nim swobodnie dysponować. Co
więcej, wyjątkowa i uprzywilejowana pozycja artystów, którą od czasów
romantyzmu cieszą się oni w naszej kulturze i wciąż jeszcze silnie nobilitujące
pojęcie „dzieła sztuki” prowadzi do sytuacji, w której następuje wtórne
dowartościowanie działań takich jak np. głodzenie psa czy wyrywanie motylom
skrzydeł. Bez „artystycznego” kontekstu określilibyśmy je jako złe i
niewłaściwe.
To
rozszczepienie zachodzące pomiędzy etyką a sztuką i generowanie w ramach sztuki
niezależnych pseudo-wartości prowadzi do wewnętrznie sprzecznej sytuacji, w której potępiamy wykorzystywanie zwierząt w
przemyśle spożywczym czy farmakologicznym – nawet większość ludzi, którzy jedzą
mięso nie twierdzi, że to, co robimy się zwierzętom w rzeźni, jest dobre a
równocześnie cenimy i wystawiamy prace artystów, które nie mogłyby powstać,
gdyby artysta nie wykorzystał stosunku nadrzędności i władzy, jaką człowiek ma
nad zwierzęciem. Paradoksalnie więc takie dzieło samym swoim istnieniem
przyczynia się do uprawomocnienia sytuacji, której – jak często deklarują
artyści – ma zapobiegać. Katarzyna Kozyra, która nakręciła w rzeźni film
przedstawiający zabijanie klaczy nie różni się niczym od konsumenta, który
kupuje w sklepie sztukę mięsa – zarówno ona, jak i on skorzystali z faktu, że
zabijamy zwierzęta. Wydaje się dosyć
prawdopodobne, że zabijanemu zwierzęciu jest obojętne, czy ktoś przerobi je na
kotlet, czy na dzieło sztuki.
Przykład
filmu Katarzyny Kozyry – choć można odnieść się także do filmu Heide Hartry –
pozwala podkreślić wewnętrzną sprzeczność, w której tkwimy. Rozporządzenie Rady
Ministrów z dnia 24 sierpnia 2004 roku dotyczące wykazu prac wzbronionych
młodocianym (Dz. U. z 14 września 2004
r. Nr 200, poz. 2047, zmiany: Dz.U. Nr 136, poz.1145 z 9 sierpnia 2005 r.) –
wśród prac zagrażających prawidłowemu
rozwojowi psychicznemu młodocianych wymienia m.in. prace związane z ubojem i
obróbką poubojową zwierząt. Prace przy uboju zwierząt hodowlanych wskazuje
także Rozporządzenie Rady Ministrów w z dnia 10 września 1996 r. w sprawie
wykazu prac szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia kobiet (Dz. U.
Nr 114, poz. 545 z późn. zm.)– wedle ustawodawcy stwarzają one ryzyko ciężkiego urazu psychicznego dla kobiet w
ciąży lub karmiących piersią.
Zatem to, co ustawodawca określa jako niszczące dla
psychiki w jednym przypadku, w innym nazywamy dziełem sztuki.
Historyk
sztuki, pani profesor Maria Poprzęcka w wywiadzie dla Wysokich Obcasów z 27
października 2012 roku Piramidę zwierząt Kozyry określiła jako „kanon”.
Wywiad nosił tytuł „Dobre, bo boli”. Niestety teza, zawarta w tytule, nie
niesie ze sobą psychologicznej prawdy. Z perspektywy psychologicznej bowiem dzieła sztuki, które „bolą” - wbrew częstym
tłumaczeniom artystów - nie zwiększają naszej wrażliwości – przeciwnie – są dla
niej niszczące i oswajając ze śmiercią/zabijaniem/z obrazami krzywdzenia
przyczyniają się do zobojętnienia. W efekcie kontakt z takim dziełem daje efekt
przeciwny do zamierzonego czy też
deklarowanego przez twórcę. Dobrze tą psychologiczną prawidłowość
charakteryzuje w Dwu szkicach o moralności ponowoczesnej Zygmunt
Bauman: „wraz z natężeniem hałasu rośnie
próg wrażliwości, i każdy następny przekaz musi być głośniejszy od
poprzedniego, każdy obraz jaskrawszy, każdy szok dotkliwszy. I tak wciąż po
wznoszącej się spirali – aż szum ogłuszy, wizja oślepi, wstrząs sparaliżuje”.
W
toczącej się od października dyskusji o zwierzęciu i jego statusie w obszarze sztuki współczesnej zabrała
głos pani Dorota Łagodzka – historyk sztuki, która w wypowiedzi dla tygodnika
Nowiny Gliwickie z dnia 14 listopada 2012 roku stwierdziła, iż: „zwierzę NIE
może być żywym tworzywem, gdyż zawsze jest wtedy uprzedmiotowione. Zwierzę może
być natomiast współuczestnikiem sztuki, ale tylko pod warunkiem, że nie doznaje
przy tym krzywdy fizycznej ani psychicznej, nie przebywa w niekomfortowych
warunkach, nie jest obrażane ani ośmieszane”.
Pojawia
się pytanie, czy zwierzę może być współuczestnikiem sztuki? W moim przekonaniu
– nie może. Ponieważ dopiero świadome
uczestnictwo warunkuje bycie współuczestnikiem. Zwierzę nie jest w stanie
wyrazić zgody bądź sprzeciwu wobec angażowania go w „działania” artystyczne ani
uczestniczyć w akcie artystycznym w
sposób świadomy – przez co zawsze pozostaje rekwizytem artysty. Podobny pogląd
wyraża pani Monika Popow we wpisie „Sztuka i władza” na blogu Teoria kultury w praktyce: „(…)
artysta znajduje się wobec wykorzystywanych podmiotów (ludzkich i zwierzęcych)
w stosunku dominacji, ponieważ to on / ona posiada narzędzia komunikacji – to
artysta, a nie zwierzę, wypowiada się w sztuce i, niezależnie, jakie warunki
zostaną stworzone, podejmuje też wszystkie decyzje. Sztuka to przestrzeń
ludzka. Dlatego też wszelkie próby zdekonstruowania relacji pomiędzy
człowiekiem i naturą z pominięciem relacji władzy, w które uwikłany jest sam
artysta, wydają mi się naiwne i utopijne.” (www.teoriakulturywpraktyce.blox.pl/2012/11/sztuka-i-wladza.html
).
Właśnie
ze względu na powyższą kwestię problemu wykorzystywania zwierząt w sztuce jako
żywego tworzywa nie można sprowadzić do dychotomii krzywdzony/niekrzywdzony. Rzeczywisty
szacunek dla zwierzęcia jako Innego nakazywałby wyłączyć je całkowicie z
obszaru działań artystycznych, które pozostają ludzką domeną – i ani zwierzęcia
nie uprzedmiatawiać, ani upodmiatawiać, bo obydwie te kategorie są czysto
ludzkie.
Oczywiście
zdaję sobie sprawę, że takie żądanie jest całkowicie nierealne. Natomiast
konieczne jest – w moim przekonaniu - wprowadzenie prawnego zakazu tworzenia i
wystawiania tych dzieł sztuki, których integralną częścią jest żywe
zwierzę bądź żywa materia. Taki zapis nie wyklucza zdjęć zwierząt, nawet
film nagrany w rzeźni przez Katarzynę
Kozyrę byłby (gdyby zakaz obowiązywał) dopuszczalny, ponieważ integralną
częścią filmu nie jest zwierzę tylko zapis cyfrowy na określonym nośniku bądź
taśma VHS. W przypadku zdjęcia jego integralną częścią jest octan celulozy,
z którego dziś wykonuje się błonę fotograficzną bądź zapis cyfrowy i
ewentualnie papier, na którym zdjęcie zostało wydrukowane/wywołane. Nawet,
gdyby zakaz wprowadzić, dopuszczalna
byłaby praca Józefa Robakowskiego „Rozmyślania przy
lizaniu”, którą pani Dorota Łagodzka
wskazała jako przykład sztuki „upodmiatawiającej” zwierzę (źródło: www.niezla-sztuka.blogspot.com)
– ponieważ artysta wylizującego się kota sfilmował. Filmy przyrodnicze czy
dokumentalne poświęcone zwierzętom również nie byłyby zakazane, chociażby
dlatego, że nie pretendują do miana dzieła sztuki. W przeciwieństwie do nich
zakazana byłaby instalacja Michała Brzezińskiego, którą prezentował on w ramach
wystawy Life Expanded Definition, ponieważ w jej skład wchodziła klatka z żywą
papugą – tu zatem zwierzę było integralną częścią dzieła sztuki.
I właśnie
powstawaniu takich prac, w których bezpośrednim nośnikiem wyrażanych
przez artystę treści staje się zwierzę (również materiał pochodzenia
zwierzęcego – np. znalezione w szafie futro z lisa czy ciało zabitego
zwierzęcia) lub żywa materia - zapis miałby
przeciwdziałać.
Przypomnę jego treść:
zakazuje się tworzenia i wystawiania dzieł sztuki,
których integralną część stanowią żywe
zwierzęta bądź żywe komórki lub też dzieł sztuki, które powstały
w konsekwencji manipulacji (także w obszarze genotypu i fenotypu) dokonywanych
na
żywym organizmie bądź żywych komórkach lub też dzieł sztuki, do stworzenia których artysta wykorzystał jako tworzywo/materiał żywe zwierzę bądź żywe komórki.
żywym organizmie bądź żywych komórkach lub też dzieł sztuki, do stworzenia których artysta wykorzystał jako tworzywo/materiał żywe zwierzę bądź żywe komórki.
Podsumowując - w moim przekonaniu potrzebne jest
wprowadzenie prawnego zakazu angażowania żywych zwierząt i żywej materii w
działania artystyczne:
1)
ponieważ mogą one powodować cierpienie zwierząt zarówno wymiarze
psychicznym, jak i fizycznym, włącznie z ich śmiercią;
2)
ponieważ przyczyniają się one do ugruntowania w świadomości społecznej
przekonania, że zwierzę jest „rekwizytem” i „narzędziem”, którym
można dowolnie dysponować - a zatem usprawiedliwiają przedmiotowe traktowanie
zwierząt;
3)
ponieważ tego typu działania nie są niczym uzasadnione poza
pojęciem „swobody twórczej” – posługiwanie się „żywym materiałem” nie jest konieczne artyście dla wyrażenia określonych
– często istotnych treści;
4)
ponieważ kontakt z takimi
dziełami jest niszczący dla psychiki i wrażliwości, powoduje zobojętnienie;
5)
ponieważ stanowią one
przesłankę do podejmowania analogicznych działań w obszarze sztuki wobec osób niepełnosprawnych
intelektualnie czy dzieci.
Ostatni argument, który nazwałam argumentem
ontologicznym, odwołuje się do uniwersalnej wartości, jaką jest szacunek do
życia jako takiego - na każdym z jego
poziomów organizacji i niezależne od stopnia skomplikowania. Właśnie dlatego zakazem objęte
miałyby być dzieła sztuki wykorzystujące nie tylko zwierzęta, ale także materię
żywą.
Życie nie powinno bowiem służyć do zabawy.
Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ
wciąż kryje się w nim tajemnica bytu i świadomości, wbrew scjentystycznemu złudzeniu,
że nazwanie tajemnicy „DNA” cokolwiek wyjaśniło (warto tu przypomnieć, że nauka
odpowiada wyłącznie na pytanie „jak?”, a nie na pytanie „dlaczego?”). Po drugie
– ponieważ życie i szacunek są ze sobą sprzężone – jeśli nie szanujesz życia,
to go po prostu nie zachowasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz