czwartek, 10 stycznia 2013

Nie tylko o papudze w Cieszynie



Poniżej zapis wystąpienia, które wygłosiłam 9 stycznia na konferencji Dobrostan zwierząt – wczoraj, dziś, jutro zorganizowanej przez Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji  Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, uzupełniony o refleksje, które nasunęły mi się w związku z dyskusją nad sposobem, w jaki sformułowana została propozycja zakazu tworzenia dzieł sztuki, których integralną częścią jest zwierzę bądź żywa materia.  
Bardzo dziękuję Organizatorom konferencji - szczególnie pani Barbarze Wronie, jak również Wszystkim, którzy zainteresowali się tematem.

I jeszcze wielki szacunek dla Tych, którzy przez miesiąc prowadzili akcję "Cztery łapy w Twoich rękach"! 

Tekst wystąpienia:

Sztuka bezgraniczna? O zwierzęciu jako żywym tworzywie artysty

            W obszarze sztuki współczesnej powstają prace będące efektem bezpośredniego angażowania zwierząt i materii żywej w działania twórcze. Jako przykłady wskazać  można: 

1) Guillermo Habacuc Vargas, Exposition nr 1 – tak artysta nazwał pracę, którą był pies przywiązany do ściany w galerii – nie podawano mu wody ani jedzenia, 2) Eduardo Kac – GFP Bunny –wykreowany przez artystę królik z genem fluorescencji,  3) Heide Hatry Heads and Tales – artystka wykonała rzeźby kobiecych głów wykorzystując świńską skórę, mięso, świńskie oczy – zarejestrowała również proces powstawania rzeźb, 4) Katinka Simonse, holenderska artystka o pseudonimie Tinkebell - My dearest cat Pinkeltje – torebka z zabitego przez nią kota, 5) Verena Kaminiarz, Ich vergleiche mich zu dir – dwugłowy wypławek, do powstania którego artystka doprowadziła w warunkach domowego labolatorium. Więcej przykładów znaleźć można w artykule pani profesor Moniki Bakke – Bio art in vivo i ni vitro  (www.obieg.pl/teksty/4408) czy na blogu pani Doroty Łagodzkiej (www.niezla-sztuka.blogspot.com).

            Konsekwencją tego typu artystycznych realizacji jest sprowadzenie zwierzęcia do roli przedmiotu, narzędzia, czy też „żywego obiektu” i ugruntowanie w świadomości zbiorowej przekonania, że  można  nim swobodnie dysponować. Co więcej, wyjątkowa i uprzywilejowana pozycja artystów, którą od czasów romantyzmu cieszą się oni w naszej kulturze i wciąż jeszcze silnie nobilitujące pojęcie „dzieła sztuki” prowadzi do sytuacji, w której następuje  wtórne dowartościowanie  działań takich jak  np. głodzenie psa czy wyrywanie motylom skrzydeł. Bez „artystycznego” kontekstu określilibyśmy je jako złe i niewłaściwe.   

            To rozszczepienie zachodzące pomiędzy etyką a sztuką i generowanie w ramach sztuki niezależnych pseudo-wartości prowadzi do wewnętrznie sprzecznej sytuacji,  w której potępiamy wykorzystywanie zwierząt w przemyśle spożywczym czy farmakologicznym – nawet większość ludzi, którzy jedzą mięso nie twierdzi, że to, co robimy się zwierzętom w rzeźni, jest dobre a równocześnie cenimy i wystawiamy prace artystów, które nie mogłyby powstać, gdyby artysta nie wykorzystał stosunku nadrzędności i władzy, jaką człowiek ma nad zwierzęciem. Paradoksalnie więc takie dzieło samym swoim istnieniem przyczynia się do uprawomocnienia sytuacji, której – jak często deklarują artyści – ma zapobiegać. Katarzyna Kozyra, która nakręciła w rzeźni film przedstawiający zabijanie klaczy nie różni się niczym od konsumenta, który kupuje w sklepie sztukę mięsa – zarówno ona, jak i on skorzystali z faktu, że zabijamy zwierzęta. Wydaje się dosyć prawdopodobne, że zabijanemu zwierzęciu jest obojętne, czy ktoś przerobi je na kotlet, czy na dzieło sztuki.

            Przykład filmu Katarzyny Kozyry – choć można odnieść się także do filmu Heide Hartry – pozwala podkreślić wewnętrzną sprzeczność, w której tkwimy. Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 24 sierpnia 2004 roku dotyczące wykazu prac wzbronionych młodocianym  (Dz. U. z 14 września 2004 r. Nr 200, poz. 2047, zmiany: Dz.U. Nr 136, poz.1145 z 9 sierpnia 2005 r.) – wśród prac  zagrażających prawidłowemu rozwojowi psychicznemu młodocianych wymienia m.in. prace związane z ubojem i obróbką poubojową zwierząt. Prace przy uboju zwierząt hodowlanych wskazuje także Rozporządzenie Rady Ministrów w z dnia 10 września 1996 r. w sprawie wykazu prac szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia kobiet (Dz. U. Nr 114, poz. 545 z późn. zm.)– wedle ustawodawcy stwarzają one ryzyko  ciężkiego urazu psychicznego dla kobiet w ciąży lub karmiących piersią. 

Zatem to, co ustawodawca określa jako niszczące dla psychiki w jednym przypadku, w innym nazywamy dziełem sztuki. 
 
            Historyk sztuki, pani profesor Maria Poprzęcka w wywiadzie dla Wysokich Obcasów z 27 października 2012 roku Piramidę zwierząt Kozyry określiła jako „kanon”. Wywiad nosił tytuł „Dobre, bo boli”. Niestety teza, zawarta w tytule, nie niesie ze sobą psychologicznej prawdy. Z perspektywy psychologicznej bowiem  dzieła sztuki, które „bolą” - wbrew częstym tłumaczeniom artystów - nie zwiększają naszej wrażliwości – przeciwnie – są dla niej niszczące i oswajając ze śmiercią/zabijaniem/z obrazami krzywdzenia przyczyniają się do zobojętnienia. W efekcie kontakt z takim dziełem daje efekt przeciwny do zamierzonego czy też  deklarowanego przez twórcę. Dobrze tą psychologiczną prawidłowość charakteryzuje w Dwu szkicach o moralności ponowoczesnej Zygmunt Bauman:  „wraz z natężeniem hałasu rośnie próg wrażliwości, i każdy następny przekaz musi być głośniejszy od poprzedniego, każdy obraz jaskrawszy, każdy szok dotkliwszy. I tak wciąż po wznoszącej się spirali – aż szum ogłuszy, wizja oślepi, wstrząs sparaliżuje”.

            W toczącej się od października dyskusji o zwierzęciu i jego statusie w obszarze sztuki współczesnej zabrała głos pani Dorota Łagodzka – historyk sztuki, która w wypowiedzi dla tygodnika Nowiny Gliwickie z dnia 14 listopada 2012 roku stwierdziła, iż: „zwierzę NIE może być żywym tworzywem, gdyż zawsze jest wtedy uprzedmiotowione. Zwierzę może być natomiast współuczestnikiem sztuki, ale tylko pod warunkiem, że nie doznaje przy tym krzywdy fizycznej ani psychicznej, nie przebywa w niekomfortowych warunkach, nie jest obrażane ani ośmieszane”. 

            Pojawia się pytanie, czy zwierzę może być współuczestnikiem sztuki? W moim przekonaniu – nie może.  Ponieważ dopiero świadome uczestnictwo warunkuje bycie współuczestnikiem. Zwierzę nie jest w stanie wyrazić zgody bądź sprzeciwu wobec angażowania go w „działania” artystyczne ani uczestniczyć  w akcie artystycznym w sposób świadomy – przez co zawsze pozostaje rekwizytem artysty. Podobny pogląd wyraża pani Monika Popow we wpisie „Sztuka i władza”  na blogu Teoria kultury w praktyce: „(…) artysta znajduje się wobec wykorzystywanych podmiotów (ludzkich i zwierzęcych) w stosunku dominacji, ponieważ to on / ona posiada narzędzia komunikacji – to artysta, a nie zwierzę, wypowiada się w sztuce i, niezależnie, jakie warunki zostaną stworzone, podejmuje też wszystkie decyzje. Sztuka to przestrzeń ludzka. Dlatego też wszelkie próby zdekonstruowania relacji pomiędzy człowiekiem i naturą z pominięciem relacji władzy, w które uwikłany jest sam artysta, wydają mi się naiwne i utopijne.” (www.teoriakulturywpraktyce.blox.pl/2012/11/sztuka-i-wladza.html ).

            Właśnie ze względu na powyższą kwestię problemu wykorzystywania zwierząt w sztuce jako żywego tworzywa nie można sprowadzić do dychotomii krzywdzony/niekrzywdzony. Rzeczywisty szacunek dla zwierzęcia jako Innego nakazywałby wyłączyć je całkowicie z obszaru działań artystycznych, które pozostają ludzką domeną – i ani zwierzęcia nie uprzedmiatawiać, ani upodmiatawiać, bo obydwie te kategorie są czysto ludzkie. 

            Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie żądanie jest całkowicie nierealne. Natomiast konieczne jest – w moim przekonaniu - wprowadzenie prawnego zakazu tworzenia i wystawiania tych dzieł sztuki, których integralną częścią jest żywe zwierzę bądź żywa materia. Taki zapis nie wyklucza zdjęć zwierząt, nawet film  nagrany w rzeźni przez Katarzynę Kozyrę byłby (gdyby zakaz obowiązywał) dopuszczalny, ponieważ integralną częścią filmu nie jest zwierzę tylko zapis cyfrowy na określonym nośniku bądź taśma VHS. W przypadku zdjęcia jego integralną częścią jest octan celulozy, z którego dziś wykonuje się błonę fotograficzną bądź zapis cyfrowy i ewentualnie papier, na którym zdjęcie zostało wydrukowane/wywołane. Nawet, gdyby zakaz wprowadzić,  dopuszczalna byłaby  praca Józefa Robakowskiego „Rozmyślania przy lizaniu”, którą pani Dorota Łagodzka  wskazała jako przykład sztuki „upodmiatawiającej” zwierzę (źródło: www.niezla-sztuka.blogspot.com) – ponieważ artysta wylizującego się kota sfilmował. Filmy przyrodnicze czy dokumentalne poświęcone zwierzętom również nie byłyby zakazane, chociażby dlatego, że nie pretendują do miana dzieła sztuki. W przeciwieństwie do nich zakazana byłaby instalacja Michała Brzezińskiego, którą prezentował on w ramach wystawy Life Expanded Definition, ponieważ w jej skład wchodziła klatka z żywą papugą – tu zatem zwierzę było integralną częścią dzieła sztuki

            I właśnie powstawaniu takich prac, w których bezpośrednim nośnikiem wyrażanych przez artystę treści staje się zwierzę (również materiał pochodzenia zwierzęcego – np. znalezione w szafie futro z lisa czy ciało zabitego zwierzęcia) lub żywa materia  - zapis miałby przeciwdziałać.

Przypomnę jego treść:
zakazuje się tworzenia i wystawiania dzieł sztuki, których integralną część stanowią żywe zwierzęta bądź żywe komórki lub też dzieł sztuki, które powstały w konsekwencji manipulacji (także w obszarze genotypu i fenotypu) dokonywanych na
żywym organizmie bądź żywych komórkach lub też dzieł sztuki, do stworzenia których artysta wykorzystał jako tworzywo/materiał żywe zwierzę bądź żywe komórki.
 
Podsumowując - w moim przekonaniu potrzebne jest wprowadzenie prawnego zakazu angażowania żywych zwierząt i żywej materii w działania artystyczne:
1)      ponieważ mogą one powodować cierpienie zwierząt zarówno wymiarze psychicznym, jak i fizycznym, włącznie z ich śmiercią;
2)      ponieważ przyczyniają się one do ugruntowania w świadomości społecznej przekonania, że zwierzę jest „rekwizytem” i „narzędziem”, którym można dowolnie dysponować - a zatem usprawiedliwiają przedmiotowe traktowanie zwierząt;
3)      ponieważ tego typu działania nie są niczym uzasadnione poza pojęciem „swobody twórczej” – posługiwanie się „żywym materiałem” nie jest  konieczne artyście dla wyrażenia określonych – często istotnych treści;
4)       ponieważ kontakt z takimi dziełami jest niszczący dla psychiki i wrażliwości, powoduje zobojętnienie;
5)      ponieważ  stanowią one przesłankę do podejmowania analogicznych działań  w obszarze sztuki wobec osób niepełnosprawnych intelektualnie czy dzieci.

          Ostatni argument, który nazwałam argumentem ontologicznym, odwołuje się do uniwersalnej wartości, jaką jest szacunek do życia jako takiego -  na każdym z jego poziomów organizacji i niezależne od stopnia skomplikowania.  Właśnie dlatego zakazem objęte miałyby być dzieła sztuki wykorzystujące nie tylko zwierzęta, ale także materię żywą. 
Życie nie powinno bowiem służyć do zabawy. 
Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ wciąż kryje się w nim tajemnica bytu i świadomości, wbrew scjentystycznemu złudzeniu, że nazwanie tajemnicy „DNA” cokolwiek wyjaśniło (warto tu przypomnieć, że nauka odpowiada wyłącznie na pytanie „jak?”, a nie na pytanie „dlaczego?”). Po drugie – ponieważ życie i szacunek są ze sobą sprzężone – jeśli nie szanujesz życia, to go po prostu nie zachowasz.
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz