niedziela, 26 lipca 2015

Muzykanci



Dawno, dawno temu w pewnym królestwie prowadzono przygotowania do wesela. Ponieważ żenił się następca tronu, wszystko musiało być  doskonałe, a wciąż nie udawało się znaleźć godnych wydarzenia muzyków. Pałacowa orkiestra nie była zła, ale dawno się już wszystkim znudziła. W końcu z odległego kraju sprowadzono parę szarookich muzykantów – kobietę i mężczyznę. On grał na złotej  harmonijce, ona miała srebrny flet. O ich muzyce mówiono, że jest seledynowa, chociaż nikt do końca nie wiedział, co to znaczy. Ale podczas wesela roztańczone, radosne tony harmonijki urzekły wszystkich gości. Króla zdziwiło jednak, że ze srebrnego fletu kobiety nie wydobywa się żaden dźwięk. Kiedy uczta dobiegła końca monarcha stwierdził, że zapłaci tylko mężczyźnie. Muzykanci odeszli. Jakiś czas potem na świat przyszło pierwsze dziecko księcia i jego pięknej żony. Ponieważ wszyscy wciąż byli pod wrażeniem harmonijkowych melodii, na uroczystość chrztu postanowiono zaprosić szarookiego muzykanta. Przyszli oboje, ale tym razem kobieta usiadła z boku sali – jej srebrny flet leżał zamknięty w czarnym, aksamitnym futerale. Mężczyzna zaczął grać na harmonijce -  ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Goście wciąż rozmawiali, żartowali, zajadali ciastka, rzucali się kawałkami tortu… Mężczyzna grał, gwar trwał, a rozdrażnienie gości rosło.  Zdesperowany król podbiegł do muzyka. Ten tylko wskazał oczami na swoją towarzyszkę. Król podszedł do niej, wypowiedział błagalne słowa. Kobieta wstała, wyjęła srebrny flet i stanęła obok grajka. Jakby chłodna fala spłynęła na biesiadników, którzy zastygli w skupieniu. 

Po skończonej uroczystości muzykant powiedział królowi: „Czy teraz rozumiesz? To ona tworzy ciszę, w której ja mogę grać.”




"Muzykanci", rzeźba Stanisława Pietrusa, jedna z moich ulubionych w Parku Śląskim (aka WPKiW). Więcej o rzeźbach: TUTAJ

 Nie byłoby baśni, gdybym się nie wybrała  na warsztaty Fundacji Napraw sobie miasto - dzięki! :)