piątek, 29 kwietnia 2011

after

świat po oświeceniu jest jak pokój, z którego ścian usunięto wszystkie warstwy tapety
całkowicie nagi
i nie ma w nim nic znajomego

sobota, 23 kwietnia 2011

piątek, 22 kwietnia 2011

z serii: oksymoron

odczarowanie świata, pozbycie się względem niego złudzeń
nie pociąga za sobą utraty wyczucia
tego, co wartościowe,
tego, co ma ważność,
tego, co właściwe

(może nadzieja nie oznacza naiwnego liczenia, ze wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży - bo z tym to rożnie bywa - ale właśnie zdolność rozróżniania ziarna od plew, tego, co cenne, od powierzchownego poloru)

odczarowanie świata oznacza jedynie

że stajemy się świadomi,
iż ważność tego rozróżnienia obowiązuje wyłącznie w granicach naszego własnego ja
i nie obrażamy się na świat,
jeśli nie jest kompatybilny z naszą miarą

czasami natrafiamy na tych, których miara jest podobna do naszej
nie staje się ona przez to bardziej rzeczywista czy prawdziwa niż inne
ale nie ma co ukrywać,

że fajne to jest

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

czysto terotycznie

słońce zachodzi, a ja nie chcę się uśmiechać

(być może) pojęcie "matka"/"ojciec"
oznacza tylko
- zespół oczekiwań w świadomości zbiorowej rzutowany na osobę posiadającą dziecko
kulturową matrycę złożoną z przeświadczeń branych za oczywiste:
"rodzice powinni..."
 - rolę, którą jedni mniej, a inni bardziej adekwatnie pełnią i która tak szczelnie przysłania to, czym są poza nią, że wręcz zatracają pełnoludzki wymiar

być może to te oczekiwania są źródłem rozczarowań, a nie osoby, które nie potrafiły im sprostać 

"rodzice powinni..." a właściwie dlaczego "powinni"?

z tym nieustającym żalem wobec rodziców, którzy nie okazali się kompatybilni wobec oczekiwań,
jest trochę tak, jak ze słowami  piosenki:
"a mogło być tak pięknie..."
-a przecież zabawa polega właśnie na tym, że nie mogło - bo gdyby mogło, to by było

rozczarowanie wobec rodziców, którzy się nie sprawdzili,  bazuje na  założeniu,
że mieli możność postąpić właściwie/zgodnie z matrycą, ale z jakiś względów z niej nie skorzystali
(jakby ich dysfunkcjonalność była tylko
brzydką  formą powierzchowności, pod którą skrywa się ideał,
kwestią w pełni świadomego wyboru)

jeżeli rodzice byli dziećmi niezrozumienia, to nie mogli być inni, niż byli

powyższa teza nie stanowi formy usprawiedliwienia, ale konstatację faktu
i jest dowodem nie wprost, że tylko całkowita świadomość przynosi ostateczną ulgę
bo
umożliwiając zobaczenie rzeczywistości taką, jaką jest, a nie taką, jaka powinna być 
uwalnia od roszczeń, rozczarowań i rozpaczy

i pozwala zrozumieć, że nic nie zostało utracone - nigdy nie było alternatywnego scenariusza z happy endem 
więc nie ma czego żałować

piątek, 15 kwietnia 2011

a rule and an exception

nie należy stawiać ludzi w sytuacjach, którym nie są w stanie sprostać

gorzej, jeżeli my sami jesteśmy taką sytuacją

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Mój problem z Allenem vol.1

...polega od zawsze na tym samym - postacie z jego filmów są śmieszne, godne politowania, czasem - choć dosyć rzadko- można im współczuć
 ale nigdy nie wzbudzają szacunku

świat Allena jest światem dwuwymiarowym, światem anty-bohaterów, których reżyser uczy traktować
z pogardliwą protekcjonalnością

każdy jego film to wariacja na ten sam temat,
mająca uprawomocnić obraz człowieka jako lękliwego,  kurczowo trzymającego się własnych wyobrażeń
i namiętności,
poza których orbitę nie jest w stanie wykroczyć,
i który nie waha się tylko wówczas, gdy spójność wyobrażeń czy możliwość nieskrępowanego realizowania zachcianek zostaje zagrożona - wtedy stać go na wszystko, ale to wszystko, do którego człowiek się posuwa, znajduje się w płaszczyźnie horyzontalnej
w wertykalnej - nigdy
(radykalne działania w filmach Allena mają na celu utrzymanie status quo albo pełniejsze dostosowanie danej sytuacji do żywionych już wcześniej oczekiwań - nigdy nie chodzi o jakąkolwiek formę wyzwolenia z nich)

postać Allena nie wykracza poza samą siebie
dlatego właśnie jego świat jest płaski

nie ma w nim głębi

nie ma przemiany
żadna z jego postaci nie mówi "nie" - wykreował rzeczywistość, w której nie istnieje bunt

za to istnieje przyzwolenie na małe i większe świństewka, jak uwodzenie cudzej narzeczonej czy przywłaszczenie sobie rękopisu nieżyjącego przyjaciela

w świecie Allena nikt się na nikogo nie oburza, nie gniewa  - nie mówi: "to, co robisz, jest podłe, niskie, niegodne" - najwyżej zaczyna spazmować, przez co staje się już tylko śmieszny
równie śmieszny jak ten, który zła dokonał
(Allen idzie inną ścieżką niż Gombrowicz, który czyniących zło - przynajmniej w "Iwonie księżniczce Burgunda" - uszlachetnił, wprowadzając dychotomię dobry czyli głupi, niedorozwinięty kontra zły, ale samoświadomy
- u Allena zło wzbudza śmiech)

i to mnie odrobinę niepokoi (podobnie jak zabieg Gombrowicza, ale o tym innym razem)
bo jeśli coś jest śmieszne, to przestaje być groźne
zabawne zło przestaje być złe - oswaja się, traci ciężar gatunkowy, gubi wymiar transcendentny, staje się "niczym takim",
dodatkowo - jeśli jest zabawne, w pewien sposób zostaje usprawiedliwione

filmy Allena oduczają gniewu
a w pewnym sensie gniew jest jedną z bram prawdy (żeby nie było wątpliwości - gniew, nie nienawiść)

Allen to trochę taki pan, który ładnie i interesująco opowiada o brzydkich rzeczach takich jak niemożność podjęcia decyzji, zakłamanie, zdrada, wygodnictwo

sprawiając, że z brzydkich stają się zwykłe, a czasem nawet zabawne

jeżeli ze zła można się pośmiać, trudno jest się na nie oburzać
i zaczynamy ślepnąć na zło

które staje się tylko okazją do rozrywki
i aby nie było w tym względzie żadnych wątpliwości na początku filmu narrator przywołuje odpowiedni cytat z Szekspira (ah, ten polor klasycznego autorytetu - bo przecież kto jak kto, ale Szekspir nie może nie mieć racji), który ma nas przekonać, że to wszystko i tak nie ma przecież większego znaczenia ("Życie jest wrzaskliwą opowieścią, a na końcu nic nie znaczącą")

a może jednak ma?

ich nicht verstehe - dlaczego ma nie mieć?

czy ta sukcesywna deprecjacja - to odbieranie światu wartości -
(bo to co śmieszne u Allena jest tym, co żałosne -  nikt nie ceni tego, co budzi pogardę, ani się tym nie przejmuje)

jest formą usprawiedliwienia?

(jakaś ukryta sugestia zza ekranu w stylu: "nie martwcie się, nic się przecież takiego nie stało, a nawet jeśli się stało, to było to bardziej śmieszne niż straszne")

obraz świata, w którym nie ma przełomu, ale nie ma też odpowiedzialności za jego brak?

cena za usprawiedliwienie (i wolność od odpowiedzialności) wydaje się jednak dosyć wygórowana - aby je uzyskać należy przyjąć, że nic w życiu nie ma większej wartości

 wszyscy (anty)bohaterowie Allena unikają konfrontacji - może dlatego nie ma w jego świecie opcji  przeciwstawienia się złu,
  bo na to potrzebna byłaby odwaga - coś, co dawno temu nazywano "arete", "szlachetność", później zdyskredytowano utożsamiając z donkiszoteorią, naiwnością i głupotą, na czego trop wpadł Nietzsche, ale wszystko strasznie pogmatwał (o tym też kiedy indziej),
a o czym rzadko się dziś wspomina



na szczęście oprócz Allena są jeszcze bracia Coen

piątek, 8 kwietnia 2011

oczywiste uwagi bez związku (oprócz związku z epoche )

niespełnionym artystą może zostać tylko ten, kto wartość swojego dzieła uzależnia wyłącznie od opinii innych


procedury myślenia vol.0:

należy odróżnić

poczucie oswojenia z jakąś ideą/(świato)poglądem,
nabywane poprzez codzienne obcowanie/ocieranie się o nią w przestrzeni społecznej ("aha, aha, chrześcijaństwo", "no, Nietzsche, aha")

od rozumienia tej idei

bo w tym wypadku oswojenie nie zbliża, tylko oddala