piątek, 27 sierpnia 2010

jedyny dogmat

ostatecznym źródłem zła jest lęk

albo inaczej, chociaż to to samo:

zło jest słabością, która nie pozwala przyznać się do słabości

może jest tak, że 
jeżeli nie boisz się bać
jeżeli nie boisz się przegrać
jeżeli nie boisz się zgubić
to nigdy nie zabłądzisz

sobota, 21 sierpnia 2010

Historie miłosne vol.0

Dramat Ch. i M. M. (przy przyjęciu bądź zawieszeniu wiadomych założeń)
On pragnął zostać ukrzyżowany, ostatecznie po to zstąpił na Ziemię. A Ona?  Cóż, musiała się z tym po prostu pogodzić - pozostało jej rozpaczliwe przylgnięcie do krzyża w bocznej kaplicy poznańskiej fary.  Może od tego momentu miłość zaczyna splatać się z bezsilnością: "kocham Cię, ale to niczego nie zmienia" i staje się jałową adoracją. Symptomatyczne, że właśnie średniowiecze, epoka osadzona w paradygmacie Ewangelii jak klejnot, wydało ideał miłości dworskiej, której istotą było niespełnienie. Pod krzyżem Śmierć okazuje się potężniejsza od miłości, a ta ostatnia traci swoją moc - moc transformacji, dzięki której wszystko jest możliwe. Bo przecież mógł zrezygnować - zrezygnować z cierpienia i wszystkich na rzecz tej Jedynej. Nie odważył się i dlatego Królestwo nie zatryumfowało.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

problemy z ciałem vol. 0

a może wtajemniczeni są tylko kinestetycy:
"jeśli nie poczujecie, nie zrozumiecie",
a cała historia cywilizacji to próba wyrażenia tego, co oni poczuli.

Bo czy prawdę się rozumie, czy prawdę się się "czuje"? Czy "oczywistość" jest czymś wyrozumowanym, czy odczutym? Przekonując o szczerości/prawdziwości swoich intencji i działań samuraj rozcina sobie brzuch.
A więc dowód ostateczny - to dowód z ciała, nie z dyskursu. Dowód z brzucha, tego siedliszcza  nerwicy żołądka
i przyczajonych błękitnych motylków - dowód biorący na świadka centrum przeżywania, nie myślenia.
Dlaczego?
ponieważ emocje zawsze są prawdziwe - przynajmniej dla podmiotu, który je odczuwa - w tym sensie są też od niego niezależne. Emocje, jak prawda - są totalitarne. Nie ma odwołania, można się tylko zgodzić na wyrok. Przed sobą samym.

Czy zatem prawdę można tylko przeżywać? Oczywiście, można również o niej myśleć, ale z jakiegoś powodu myślenie pozbawione jest tej bezpośredniości właściwej przeżywaniu - nigdy nie jestem tym, o czym myślę ( nie ma tu przymusu utożsamienia), a  przeżycie jest zawsze tym co moje, czasem bardziej rzeczywistym od samoświadomości, która potrafi się tylko przyglądać.

Ciału więc bliżej do prawdy niż myśleniu?
nie chodzi tu o "bezcielesność" myślenia i ortodoksyjny dualizm postawiony na głowie, dowartościowujący rzecz rozciągłą,
ile o fakt, że ciało, inaczej niż myślenie, wiąże się z przeżywaniem i przez to, być może, stanowi swoisty "detektor prawdy". Myśleć mogę absolutnie wszystko, co mi się podoba - przeżywać już nie.

Ciało nie kłamie - w moim brzuchu umierają motyle.
dobrym jest, że nie musimy robić wszystkiego, co możemy