sobota, 5 grudnia 2020

objaw

 myślenie o architekturze w kategoriach stylu jest objawem degeneracji myślenia i degradacji architektury

niedziela, 22 listopada 2020

katolicki ergo ponadkulturowy

katolicki oznacza powszechny

katolicki oznacza ponadkulturowy

a więc internacjonalny, 

i już wiadomo, czemu chrześcijaństwo, a katolicyzm w szczególności jest największym zagrożeniem dla marksizmu 

 

piątek, 13 listopada 2020

Miłość jest większa niż prawo

 Na stronie Teologii Politycznej przeczytałam artykuł Pawła Grada "Nierozstrzygalny spór o oczywiste wartości". Nie zgadzam się z jego zasadniczą tezą, ale oddaję mu szacunek, bo miał odwagę przyznać, że ochrona życia nienarodzonych przez wymuszanie na społeczeństwie zakazu prawnego jest niczym innym jak przemocą.

Pisze on: "Ów spór o aborcję jest bowiem klasycznym przykładem nowoczesnego, nierozstrzygalnego sporu moralnego. Spór nierozstrzygalny zamienia się w konflikt rozstrzygalny jedynie środkami przymusu i siły, którego przemocowa natura jest tylko dlatego niejawna, że jako uczestnicy <nowoczesnej debaty publicznej> wolimy myśleć o sobie jako uczestnikach sporu albo dyskusji, a nie wojny". 
 
Co do przemocy - zgadzmmy się. Co do tego, że spór jest nierozwiązywalny - już nie.
 
Postulat ochrony życia nienarodzonych i najsłabszych jest starszy niż nowoczesność. 
I to nie ten spór jest nierozwiązywalny, ale nowoczesny, czyli MODERNISTYCZNY sposób ujęcia tego sporu czyni go nierozwiązywalnym.  Sposób ujęcia go poprzez odwołanie się do kategorii praw człowieka. 
 
Powtórzmy: To nowoczesne ujęcie tego sporu czyni go nierozwiązywalnym. Ponieważ przedstawia konieczność ochrony życia nienarodzonych w kategoriach praw - a to jest myślenie, które przejęliśmy w spadku po Oświeceniu - a więc samym źródle tego sekularyzmu, który ze smutkiem konstatuje Paweł Grad. 
 
Nie jesteście w stanie zatrzymać sekularyzmu, stosując narzędzia systemu, paradygmatu, który właśnie do niczego innego niż sekularyzm nie doprowadził. Kiedy się to stało? Kiedy zamiast o świętości życia, zaczęliśmy mówić o prawie do życia. 
 
Nic tylko słyszę w koło o prawach. Wszyscy mają prawo do wszystkiego. Dzieci do bezstresowego wychowania, kobiety do samorealizcji, dzieci nienarodzone do tego, żeby się "przynajmniej urodzić", zwolennicy zaostrzenia prawa aborcyjnego uważają, że mają prawo do zmuszania kobiet do rodzenia - w imię praw dzieci, zwolennicy legalizacji aborcji uważają, że mają prawo zabijać dzieci nienarodzone w imię praw kobiet.

I potem czytam różne analizy - jaka to protestująca młodzież jest rozwydrzona i roszczeniowa, egoistyczna  - skupiona wyłącznie na sobie - a jakoś nikt nie zauważa, że kiedy mówimy o prawach nienarodzonych do tego, żeby przynajmniej się urodzić - albo o prawie matki do usunięcia ciąży - czyli o prawie do zabicia dziecka - wygrywamy jeden egoizm przeciwko drugiemu. 

OŚWIECENIOWE MYŚLENIE W KATEGORIACH PRAW JEST PUŁAPKĄ.

Bo przecież wprowadzające pojęcie praw Oświecenie właśnie w kategoriach egoizmu i naturalizmu widziało człowieka, odmawiając mu transcendencji. Przecież to nie gdzie indziej, ale w Oświeceniu rozpoczyna się sekularyzacja, odrzucenie Boga. Po co Bóg skoro człowiekowi wszystko się należy, do wszystkiego ma prawo, do życia, do narodzenia, do komfortu - wszystko jest prawem człowieka, a cała rzeczywistość ma leżeć u jego stóp. Pycha modernizmu jest nieskończona. 
 
Zastąpienie świętości życia pojęciem prawa do życia jest dagradacją, za którą idą kolejne - jak degradacja rodzicielstwa - świetnym przykładem jest tu list Pawła Ozdoby z Centrum Życia i Rodziny, który krzywdząco dla rodziców pisze: " tłum żąda, by życie dziecka przed narodzeniem zależało od widzimisię rodziców". Naprawdę o "widzimisię" tu chodzi? Ta chęć ochrony dziecka ze strony środowisk pro life  zaczyna się przekształcać w dokładnie tą samą tendencję, która w latach 60. XX w. zaowocowała antypedagogiką i kompletnym rozwydrzeniem dzieci - zdegradowaniem rodziców - na które teraz zaczyna narzekać minister Czarnek. Najprościej i skrótowo - źródłem tego wszystkiego jest oświeceniowe myślenie w KATEGORIACH PRAW. To jest miecz obosieczny, bo kiedy mówicie o prawie do życia, albo przynajmniej do urodzenia się - to z drugiej strony słychać - o prawie do wolności, o prawie do samorealizacji itd. Bo to nie spór o aborcję - jak chce Paweł Grad - jest nierozwiązywalny, ale oświeceniowe uznanie, że można go rozwiązać za pomocą odwoływania się do kategorii praw. To założenie jest oświeceniowe, modernistyczne.   


Drodzy  Pawle Milcarku, Tomaszu Rowiński i Piotrze Chrzanowski - zrozumiałam wreszcie czemu tak trudno nam się porozumieć - wy jesteście przedstawicielami chrześcijańskiego modernizmu. To, co ja nieumiejętnie i nieudolnie nazywam patriarchatem, ta bezwzględność, nieludzkość tego, że chcecie naprawiać świat przez nakazy i zakazy - że chcecie czynić dobro przez przemoc i na siłę - to jest modernizm, formalistyczne myślenie, które się ugruntowało w oświeceniowym, naturalistycznym widzeniu człowieka bez horyzontu transcendencji. Przecież właśnie o tym pisze w "Umyśle zamkniętym" Alan Bloom.
 
Chrystus nie był modernistą. Nie był nowoczesny. Jego przesłanie było aktualne zanim modernizm zafundował nam  "nierozstrzygalny spór moralny" o zakaz aborcji. Chrystus nie mówił o prawach, Chrystus mówił o tych, którzy są błogosławieni. 

Czy życie jest prawem? Czy mamy zagwarantowane prawo do życia? Przez Kogo poza Panem Bogiem (dla tych, którzy w Niego wierzą)? Co to w ogóle znaczy, że człowiek ma prawo żyć? A bakteria ma prawo żyć? A mój kot? A drzewo? WSZYSCY, KTÓRZY ŻYJĄ, MAJĄ PRAWO ŻYĆ. I kto w ogóle ma decydować, kto ma prawo żyć?

"Darmo otrzymaliście i darmo dawajcie"

Życie nie jest prawem. Jest darem.  I to darem, bezcennym.  O tym, czy byliśmy godni ten dar otrzymać - rozstrzygamy my sami, przez całe nasze bycie tutaj piłka jest w grze, a dowiemy się dopiero na końcu.   

Czy  można więc  bronić świętości życia - każdego życia - bo każde stworzenie żywe - od ameby po mamuta,  od dżdżownicy po dziecko - od Stwórcy pochodzi?  - za pomocą odwołania się do kategorii prawa, mówiąc że się nam ono należy? To może należy się nam też zbawienie? Kobiety muszą rodzić, najlepiej przed trzydziestką, Bóg musi zbawiać. Chrystus MUSI umrzeć i zmartwychwstać. Bo my mamy prawo do życia, my mamy prawo do życia wiecznego. Otóż nie. NIC SIĘ NAM NIE NALEŻY. Ani życie, ani życie wieczne.  Bo wszystko co mamy - darmo otrzymaliśmy. I wcale się nam nie należało. Otrzymaliśmy nie dlatego, że coś się nam należy czy że mamy prawo, ale przez miłość. Czasem nie w pełni dojrzałą, nie pełni rozwiniętą - ale zawsze przez miłość.

Życie nie jest prawem. Człowiek jest bytem przygodnym, a nie koniecznym. Dla osób wierzących koniecznym bytem jest Bóg. I nikt poza Nim. Dla niewierzących - wszyscy są równie przypadkowi. Cały wszechświat.  Nie musiało nas tu być. To że jesteśmy - to cud. To, że jesteśmy jest darem. Czasem bardzo trudnym cudem i darem - który trudno ofiarować i trudno przyjąć. Bo życie to nie prawo, ale OGROMNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Za siebie i za innych. Za życie - nasze i to, które nas otacza. Za wszystkie przejawy tego życia.

Jak więc chronić życie? Przez pojęcie prawa?

To miłość, nie prawo, zwycięża śmierć. I wszyscy, którzy czytali Pieśń nad Pieśniami o tym wiedzą. 
 
Tylko miłością i przez miłość przezwyciężymy cywilizację śmierci. Bo zwyciężymy ją tylko wtedy, kiedy nauczymy się kochać ludzi - wszystkich. I kiedy przestaniemy innymi pogardzać.

Prawo nie ma żadnej władzy, żadnej mocy. Moc jest po stronie miłości. Zacznijcie tworzyć prawo w oparciu o miłość. Nie o przemoc.


Prawo, które staje się przemocą, przestaje być prawem, a staje się gwałtem.  Wymuszanie dobra przemocą  nie jest z istoty chrześcijańskie. Chrystus powiedział do Piotra: "schowaj miecz". Chrystus dał się zabić. Rozumiecie co to znaczy? - nie tworzył prawa, które zbawi wszystkich, tylko sam oddał się za zbawienie. Dał się zabić. Jeśli chcecie naprawdę chronić życie nienarodzone, zwolennicy zakazu aborcji, idźcie do kobiety, która chce dokonać aborcji, i powiedzcie - "zabij, proszę, mnie, zamiast tego dziecka". Dziecko nienarodzone jest niewinne. A my, dorośli, silni, świadomi - jesteśmy winni tego, że nie zrobiliśmy wszystkiego, co można było, żeby uszanować macierzyństwo, żeby kobiety chciały rodzić dzieci, żeby wszem i wobec głosić, że posiadanie dziecka jest czymś wspaniałym. Wszyscy jesteśmy winni. Ja też jestem winna, i wy też jesteście winni. I TRZEBA ZROBIĆ WSZYSTKO, ŻEBY TO NAPRAWIAĆ. Ale nie przemocą. 
 
I powiedziecie dalej tej kobiecie: "A jeśli oszczędzisz życie tego dziecka, zaopiekuję się nim po jego urodzeniu, zapewnię mu wszystko, czego będzie potrzebować, aby mogło stać się dobrym, odpowiedzialnym także za innych człowiekiem, ja - ja osobiście wezmę za to odpowiedzialność - konkretnie, indywidualnie, nie zrzucę tego obowiązku na domy dziecka, na bidule, na pracowników społecznych z marną pensją, ale ja zadbam o to, żeby dziecko nie padło ofiarą okrutników i zboczeńców. 
 
I mówicie dalej tej kobiecie: "A jeśli zdecydujesz się wychować dziecko - będę cię wspierać, wspomagać tak, jak tylko będę potrafić, żeby danie życia twojemu dziecku nie oznaczało dla ciebie utraty własnego życia, szansy na życie godne i pełne".
 
Wtedy dopiero możecie powiedzieć, że jesteście za życiem nienarodzonych. Teraz nie jesteście za niczym innym jak tylko za przemocą.

 

  

środa, 11 listopada 2020

Dlaczego nie popieram prawnego zakazu aborcji w sytuacjach skrajnych

 W dyskusjach na FB, jakie w tej sprawie toczyłam, pojawiał się – przywoływany przez zwolenników prawnego zakazu aborcji – argument „z morderstwa”. Czyli – skoro prawnie zakazujemy morderstwa,  dlaczego zabicie dziecka nienarodzonego ma być tym zakazem nie objęte.Myślę nad tym, mam wrażenie, że ten argument jest chybiony, poniżej spróbuję to wyjaśnić.

Zacznijmy od podsumowania tego, co w poprzednich dyskusjach chciałam powiedzieć. Mój główny zarzut do środowisk pro-life i do rozwiązywania tej kwestii przez zakaz – polega na tym, że dobry cel – jakim jest ochrona dzieci nienarodzonych – jest realizowany w niewłaściwy, a wręcz zły sposób.

Uważam, że jednym z zasadniczych problemów tego sporu jest to, że matka i dziecko, a dokładnie, matka, ojciec i dziecko - zamiast być postrzegani jako całość - a już matka i dziecko nienarodzone szczególnie - są rozdzielani i antagonizowani. Kobieta kontra dziecko, kobieta kontra mężczyzna. Środowiska pro-life - walcząc o dziecko - wydają się kompletnie nie zwracać uwagi na tą, która to dziecko nosi. Na kobietę. Z kolei feministki - bez wahania poświęcają dziecko – na rzecz kobiety, która nie chce być matką. Brakuje myślenia które ŁĄCZY, myślenia w stylu katolickiego "i", ontologii relacji, a nie myślenia w kategoriach izolowanych jednobytów. Ani przyszła matka, ani nienarodzone dziecko nie są odrębnymi bytami. Tu jest potrzebna zmiana myślenia na poziomie fundamentalnym, ontologicznym (ontologia – dziedzina zajmująca się bytem, tym, co jest i jak to, co jest rozumiemy).

A zakaz (czyli postulowana przez niektórych penalizacja aborcji) utrwala system myślenia, który nie sprzyja ani matce, ani dziecku, ani rodzinie, czyli matce, ojcu i dziecku, ponieważ nie wzmacnie myślenia o nich jako całości. Przeciwnie - wpisana jest w niego myśl, że chronić dziecko można tylko ubezwłasnowalniając matkę. 

Podkreślam: zakaz aborcji nie jest skutecznym sposobem jej zapobiegania. Ten zakaz antagoznizuje matkę przeciw dziecku, jest destrukcyjny dla samej idei macierzyństwa i dla idei rodziny. (Tak, wiem, to brzmi paradoksalnie, już widzę, jak powyższe zdanie będzie przeinaczane "chcesz bronić rodziny dopuszczając zabijanie dzieci haha". Nie chcę, nie o to mi chodzi, ale czytając mnóstwo wpisów ludzi, którzy są rodzicami dzieci upośledzonych - widzę, że oni mimo dopuszczalności aborcji w skrajnych przypadkach - wcale się na nią nie zdecydowali. Nie trzeba ich było zmuszać. Zdecydowali się nie dlatego, że zostali zmuszeni, ale dlatego, że kochali. "Kochaj i rób co chcesz" - to przecież św. Augustyn). Problem aborcji NIE JEST problemem, który się rozwiąże za pomocą zakazu.  

Żeby zapobiec aborcji trzeba się ZWRÓCIĆ DO MATKI, a nie skupiać się na dziecku. A w tym sporze kobietę się pomija. Dziecko nienarodzone NIE JEST osobnym, samodzielnym bytem. DZIECKO NIENARODZONE ŻYJE TYLKO DZIĘKI MATCE. Porównanie aborcji do zabójstwa, morderstwa  jest fałszywe, bo kobieta, która chce dokonać aborcji  nie biega za tym dzieckiem po ulicy z nożem - nie wystarczy jej tylko od zabójstwa powstrzymać, zabrać dziecko i wszystko będzie ok. ŻYCIE DZIECKA JEST UZALEŻNIONE OD KOBIETY. Nie słyszałam, aby jakikolwiek mężczyzna gardłujący za wprowadzeniem zakazu aborcji to przyznał wprost. Mężczyźni, szczególnie ci patriarchalnie nastawieni, mają kłopot z uznaniem niezależności i jakiejkolwiek władzy kobiet. A tu – nie oszukujmy się – kobieta ma nad dzieckiem absolutną władzę. To straszny sposób widzenia tej sprawy, ale trzeba ją tak zobaczyć, żeby coś zrozumieć. Dlatego właśnie spór o aborcję – ma też drugie dno. Możemy je nazwać patriarchalno – feministycznym, gdzie obie te postawy swoje źródło mają w lęku – mężczyzn przed kobietami i kobiet przed mężczyznami. To jest spór o władzę, a potrzeba władzy pojawia się tam, gdzie nie ma miłości, zaufania, poczucia bezpieczeństwa. Władza i przemoc z nią związana pojawia się tam, gdzie jest lęk.

Kobieta ma władzę nie tylko nad śmiercią dziecka - a na tym się skupia sam zakaz aborcji, ale też nad tym, ŻE DZIECKO BĘDZIE ŻYŁO. W żadnym innym wypadku nie jest tak, że kiedy morderca przestanie oddychać, to jego ofiara przestaje żyć. W żadnym innym przypadku ofiara nie jest tak bezbronna i zdana na łaskę i niełaskę tego, kto chce zabić - jak w przypadku dziecka nienarodzonego i kobiety, która je nosi.

Nie ma takiej zależności pomiędzy "zwykłym" mordercą a ofiarą. Życie ofiary nie zależało od mordercy przed dokonaniem aktu mordu tak, jak życie dziecka poczętego zależy od matki. Aborcja też jest zabiciem dziecka – ale KONTEKST i RELACJA pomiędzy nimi jest zupełnie inna. Dlatego nie ma tu PROSTEGO przełożenia. Kobieta usuwająca ciążę NIE JEST takim samym mordercą, jak ktoś, kto zabija drugiego na chodniku. Tu mamy JEDNOKIERUNKOWĄ, także dosłowną, cielesną, materialną relację zależności - matka - dziecko. 

I to matka, nie dziecko, jest w tej relacji nadrzędna.

 Jednokierunkowa zależność jest też po narodzeniu dziecka. I dlatego mamy trzecie przykazanie – czcij ojca i matkę swoją. W tym przykazaniu jest zawarte zupełnie inne spojrzenie na rodzicielstwo, na macierzyństwo – tutaj rodzenie, poczęcie życia jest NIEWYOBRAŻALNYM DAREM, któremu należy się cześć. Trzecie przykazanie wskazuje, że macierzyństwo, rodzenie, dawanie życia jest CZYMŚ ŚWIĘTYM, UŚWIĘCONYM.

Sposób, w jakim ustawia tą sytuację prawny zakaz aborcji, który oznacza też NAKAZ RODZENIA,  przymus rodzenia - odziera rodzenie ze świętości i zamienia je w horror.

Kobieta, która MUSI rodzić  niczym się nie różni od maciory w klatce, którą się unieruchamia, żeby prosiaczki miały stały dostęp do jej sutków,  a jak kobieta nie będzie chciała rodzić, to się ją zamknie w więzieniu i do tego zmusi. Może się jej też unieruchomi ręce i nogi, żeby już całkowicie ochronić życie poczęte. Celowo uskrajniam, żeby patriarchalnym obrońcom życia nienarodzonego uświadomić, że broniąc go przez NAKAZY I ZAKAZY w taki sposób PONIŻAJĄ, ZOHYDZAJĄ I DEGRADUJĄ MACIERZYŃSTWO I RODZICIELSTWO, traktując je jako coś CO MOŻE zostać wymuszone.

Otóż NIE MOŻE. Bo jest święte. Tak jak nie mogliśmy zmusić Boga, żeby nas odkupił. Bóg to zrobił sam, z własnej woli ofiarował Swego Syna. A gdyby został zmuszony – to jego dar nie miałby żadnej mocy.

Życie, narodziny SĄ DAREM i nie można na nikim tego daru wymuszać.     

Powtórzmy - ten przepis, zakaz aborcji, forsowany na siłę, koncentruje się tylko na jednej stronie medalu. Na tym, że kobieta jest winna śmierci dziecka. Kompletnie pomijana jest druga strona - że kobieta nie tylko odpowiada za śmierć dziecka, ale też podtrzymuje jego życie.

DLACZEGO NIE MOŻE BYĆ PRZEPISU, KTÓRY ZOBOWIĄŻE PAŃSTWO DO UDZIELENIA KOBIECIE WSZELKIEJ MOŻLIWEJ POMOCY W DONOSZENIU CIĄŻY – do momentu, kiedy będzie mogła dziecko np. przekazać do adopcji, albo do okna życia?

Tak sformułowany przepis nie wzbudziłby tak wielkich kontrowersji i oporu. Obecny przepis czyni z kobiety ZAOCZNIE morderczynię. Poniża ją, bo zakłada, że jedynym wyborem kobiety będzie morderstwo własnego dziecka. CZEMU PIĘTNOWAĆ LUDZI ZA ZŁO, KTÓREGO JESZCZE NIE POPEŁNILI, ZAMIAST WZMACNIAĆ W NICH DOBRO, KTÓRE MOGĄ UCZYNIĆ?  Nakierowywać ich na dobro? PRZYMUS I GWAŁT SĄ ZŁEM. I tym złem nie sposób uczynić dobra, a jeśli się je czyni, to przy ogromnych kosztach, przy ogromnym cierpieniu - tak dziecka, niechcianego i znienawidzonego, jak i kobiety, zmuszanej do noszenia niechcianej ciąży przez 9 miesięcy, zamykanej do więzienia, jak to się robi w Teksasie. Spróbujcie sobie wyobrazić jak taka kobieta może się czuć, jak się czuje nienawidzone przez nią dziecko. Strasznie. Obydwoje są piekle. Bo to nienawiść jest piekłem. 

I jeszcze jedna kwestia, całkowicie w tej dyskusji, ukazującej kobiety chcące dokonać aborcji jako morderczynie – pomijana. Ile kobiet popełniło SAMOBÓJSTWO dlatego, że zaszły w ciążę? Jeżeli kobiety wahające się nad przepaścią aborcji chcecie nazwać morderczyniami, to idąc za tą logiką nazywajmy dzieci nienarodzone tymi, które zabijają. Życie poczęte może zabić to życie, które się już urodziło. Szaleństwo? Więc MOŻE SKUPMY SIĘ NA TYM, ŻEBY CHRONIĆ KAŻDE ŻYCIE, ŻEBY NIE WARTOŚCIOWAĆ, KTÓRE ŻYCIE JEST CENNIEJSZE A KTÓRE MNIEJ!

Zacznijmy myśleć jako ochronić I MATKĘ I DZIECKO!

Oskarża się teraz feminizm, że usuwa odpowiedzialność mężczyzny, że kobiety krzyczą „moje ciało, mój wybór”. A co robił patriarchat w przypadku ciąży pozamałżeńskiej? „Twoje dziecko, twoja odpowiedzialność”. Patriarchat robił dokładnie to samo. Albo odbierał kobiecie - w małżeństwie – jakąkolwiek władzę zarówno nad ciałem, jak i nad dzieckiem – albo czynił ją jedynie winną w przypadku ciąży pozamałżeńskiej. I kiedy widzę, że jakiś nastolatek na jednym z pro-lifowych portali zamieszcza zdjęcie swojej dłoni z napisem: "Twój wybór - to mój syn" to nie mam wątpliwości, że kręcimy się w kółko - bo kobieta znów redukowana jest tylko do inkubatora, potrzebnego po to, żeby syn się urodził. A przecież ten chłopak mógł napisać inaczej: "Twój wybór - to nasze dziecko".

Kobiety - w patriarchalnym społeczeństwie - stały (i wciąż, w wielu miejscach) stoją przed wyborem - albo zabić siebie, albo zabić dziecko. To społeczeństwo, wzmacnianie przez patriarchalny kościół, tak potępiało kobiety, które zachodziły w ciążę pozamałżeńską, nie "uświęconą" przez sakrament, przez instytucję, że KOBIETY NIE CHCIAŁY ŻYĆ. Takimi kobietami pogardzano, nie dawano im żadnego wsparcia. To kobieta w społeczeństwie patriarchalnym jest tą, która „się puściła”, która uległa. Mężczyzna to ten, który zdobył, który wygrał. „Kobieto, jesteś jak twierdza o zburzonych murach.  I zdjęty twój diadem, pożądanie mężczyzny”, pisał Exupery. Kobieta w patriarchacie może być albo dziwką, albo świętą – a tak naprawdę - nie jest ani jednym ani drugim. Szaleństwo feminizmu trzeciej fali, poza wyrzuceniem kobiecości – i szerzej, natury ludzkiej - do kosza, polega z kolei na tym, że usilnie stara się kobietę przekonać, że bycie dziwką to albo coś normalnego – pojęcie  sex work, albo coś, z czego wręcz, jako formy promiskuityzmu - należy być dumnym.

Patriarchat, dokładnie tak samo jak feminizm, ustawia relacje kobiety i mężczyzny w polu rywalizacji, walki o to, kto kogo, walki o władzę. Ani w patriarchacie, ani w feminizmie nie ma szansy na miłość. Z patriarchatem i feminizmem jest jak z modernizmem i postmodernizmem - ten drugi to konsekwencja i popłuczyny po tym pierwszym. To jest chory dualizm. Antagonizowanie. Feminizm i patriarchat to wykwity myślenia dialektycznego, które z istoty swojej jest gnostyckie.

Czas oba te chore systemy wreszcie przekroczyć. Bo obydawa są nieludzkie. A ZMIAST TWORZYĆ PRAWO, KTÓRE ZAKAZUJE I PONIŻA, ZACZĄĆ TWORZYĆ PRAWO, KTÓRE WSPIERA.

Zacznijmy tworzyć prawo, które będzie ludzkie. Które będzie sprzyjać miłości, a nie nienawiści. 

I na koniec wiersz, dopiero teraz mi się przypominał. Czytałam go jako dziecko, ciągle do niego wracałam. Moja mama uwielbiała Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. W tym wierszu jest wszystko, co chcę powiedzieć. Nie wiem, czy mi się udaje. Może Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej się uda.

Chodzi o to, aby stawać się bardziej ludzkim. I prawo powinno być także bardziej ludzkie. Nie przymuszać do dobra, ale robić wszystko, by ludzie z własnej woli zaczęli dobro czynić.

 

 Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Topielice

Rudą nocą, pod mostem, w Sekwanie
płynie kotka, przemokła i sina.
Pod następnym mostem, niespodzianie,

przyłączyła się do niej dziewczyna.

Opryskują je lampy portowe,
owijają je posępne fale,
a one prowadzą rozmowę,
nie oddychają już wcale.  

„Dzieci z mostu mnie w wodę wrzuciły.
A ciebie?” – „I mnie także. Wiedz to…
Choć tak bliskie, dalekie, bez siły,
w zimną wodę rzuciło mnie dziecko.

Teraz we mnie odpływa jak w łodzi,
w dal od brzegów, tonących w mgły krepie…
Nie zobaczy już świata.” – „Nie szkodzi”…
- „Nie wyrośnie na ludzi”… - „To lepiej…”            

Paryż, 1929

 

czwartek, 29 października 2020

ciało

 ciało jest ostatnim bastionem chroniącym nas przed dyskursywizacją

dlatego należy mu się ochrona

dlatego ciało powinno być traktowane z szacunkiem

niedziela, 27 września 2020

poniedziałek, 14 września 2020

antother rule

ponieważ nie ma czasu.

powtarzać sobie: ponieważ nie ma czasu

ponieważ zostało bardzo mało czasu

tak właśnie należy działać

bo zawsze jest bardzo mało czasu

bo wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym 

tylko nam się wydaje, że są jakieś próby

próby są tylko w teatrze

który nie jest czymś prawdziwym

sobota, 5 września 2020

najpierw

 nie pytaj, jaką kulturę reprezentuję, ale do jakiej społeczności przynależę

najpierw społeczność, potem kultura

czas pytań esencjalnych

akurat mamy rok Ingardena - czas zapytać CZYM jest kobiecość
bo ona JEST. Już jest. Nie trzeba jej wymyślać, nie trzeba jej kreować.
Trzeba ją za to rozpoznać i spróbować zrozumieć.

Inaczej niż Ingarden uważam, że pytania esencjalne powinien poprzedzać sąd egzystencjalny. 

Dokonać rozróżnienia pomiędzy tym, co istnieje, co jest, a tym, co istnieje tylko wymysł, fikcja.
To rozróżnienie jest możliwe, bo prawda wciąż różni się od fałszu. Nawet jeśli wydaję sąd, że nie mogę rozróżnić czy coś jest prawdą, czy fałszem - to ten są jest prawdziwy, o ile nie kłamię.

Im więcej strachu, tym więcej kłamstwa. 

Na zewnątrz nie ma innej drogi, jak tylko poprzez siebie.

czwartek, 3 września 2020

bon mot na dziś

 bycie szczęśliwym wymaga odwagi:)

Kobiecość? Nie wszytsko gra

Poniżej mój tekst, opublikowany w 2012 roku na stronie portalu infoposter.eu, która dziś jest nieaktywna. 

 http://www.info-poster.eu/sztuka-na-dwa-glosy-1-ewa-chudyba-kobiecosc-nie-wszystko-gra/

A szkoda. Bo tekst aktualny jest dalej. Dziś może nawet jeszcze bardziej. Dlatego warto go  przypomnieć:) 

 ***

W książce „Przyszłość należy do nas, towarzyszu” z 1960 roku, którą Jerzy Kosiński pisał jako Joseph Novak, znajduje się historia o wycieczce grupy obywateli Związku Radzieckiego do Paryża. Ich oburzenie wyglądem i zachowaniem paryżanek, które chodzą „jak moskiewskie tancerki przed rewolucją (…), mają kolorowe włosy, zielone, niebieskie, czerwone jak cegła (…) twarze też malują na różne kolory, noszą fałszywe rzęsy, tak jak nasze aktorki na scenie (…)”- nie miało granic. W wypowiedzi jednej z Rosjanek pada stwierdzenie, że te kobiety „wyglądają jak z karykatury”. Dzisiaj, ponad 50 lat po wydaniu Drugiej płci Simone de Beauvoir, kiedy występy drag queen cieszą się ogromną popularnością, filmy Almodovara to klasyki, a genderowe rozróżnienie na płeć kulturową i biologiczną funkcjonuje niemal jak aksjomat, traktowanie kobiecości jako sztucznego tworu, jako formy gry i performancu na nikim nie robi specjalnego wrażenia. Kiedy jednak kobiecość określona zostaje jako „wymuszone cytowanie normy” (Judith Butler) słychać w kącie chichot patriarchatu.

Takie ujęcie kobiecości jest bowiem równie deprecjonujące, jak za najlepszych czasów męskiej dominacji, kiedy sprowadzano ją do takich cech jak zależność, pasywność, uczuciowość, podległość i ofiarność, a epitet „jesteś jak baba” stanowił jedną z największych obelg. Negując „kobiecość” jako taką, czymkolwiek by ona nie była, ruch wyzwolenia kobiet sprawia momentami wrażenie „ruchu wyzwolenia od kobiecości”. No i kryzys tożsamości „kobieta wyzwolona” ma zagwarantowany. W pewnym sensie dziecko zostało wylane z kąpielą – w duchu najlepszych, patriarchalnych tradycji pozbyliśmy się tej poniewieranej, pogardzanej przez wieki kobiecości, zanim w ogóle na spokojnie można było zastanowić się, czym ona jest.

Definiując ją jako grę, jako kwintesencję maskarady i fałszu, paradoksalnie potwierdzamy najbardziej płaskie szowinistyczne stereotypy o kobietach - manipulantkach, oszustkach zwodzących ród męski na manowce. Pewne wątpliwości budzi również fakt, że o ile „kobiecość” jest w ostatnim półwieczu dekonstruowana na wszelkie możliwe sposoby,
poddana bezpardonowej intelektualnej penetracji, o tyle „męskość” ma się całkiem nieźle. Nie
spotkałam jeszcze mężczyzny – bez względu na jego orientację seksualną – który wstydziłby się tego, że jest mężczyzną. Znam natomiast kilka kobiet, dla których sam fakt bycia kobietą jest problemem, chociaż nie są transseksualne. I trochę się obawiam, że mówienie o kobiecości jako czymś sztucznym i zakłamanym wcale im nie pomaga. Co więcej, wzorzec „kobiety wyzwolonej” jest równie sztywny i ograniczający jak ten wypracowany za czasów patriarchatu. Kobieta wciąż nie ma prawa do tego, by być tym, kim tylko ma ochotę. Dziś też wielu rzeczy kobiecie nie wypada – nie wypada jej na przykład być kurą domową.

W sierpniowym numerze Wysokich Obcasów z 2011 roku wodą perfumowaną
Givenchy i książką został nagrodzony list pewnej gimnazjalistki, która o swojej matce pisze: „moja ponad 40-letna mama jest – krótko mówiąc - otyłą kurą domową. Teoretycznie nie powinno mi to przeszkadzać (…) jednak z roku na rok czuję do niej coraz większe obrzydzenie. (…) Uważam, ze każda kobieta powinna mieć coś z damy. Mojej mamie daleko do tego modelu. Beka, dłubie w zębach, chodzi z przetłuszczonymi włosami, nie dba o siebie. (…) Jestem jej całkowitym przeciwieństwem, nie wyobrażam sobie, że sama mogłabym wybrać takie życie. (…) Nie mogę się ciągle nadziwić, jak można żyć jako kura domowa, nie rozumiem, jak można być szczęśliwą, tak żyjąc.” Dziwna sytuacja – matka, pozostająca niejako poza komercyjnym, standardowym wzorcem „kobiecości”, świadomie bądź
nieświadomie od niego wolna, spotyka się z pogardą córki, na którą, jak sama w liście pisze „duży wpływ mają media, w których ciągle mowa o równości kobiet, o kobietach wyzwolonych, feministkach.” Nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś gdzieś poszło nie tak. I wcale nie chodzi o to, żeby kobiety gremialnie wróciły do kuchni. Tylko o to, żeby każdy ich wybór, bez względu na to, jakim by nie był, spotykał się z szacunkiem. Nawet jeśli wybierają bekanie i tłuste włosy.


W jednej z legend celtyckich pojawia się Gromer Somer Joure, potężna magiczna istota, która więzi króla Artura, a w zamian za jego uwolnienie żąda odpowiedzi na pytanie: „Czego kobieta pragnie najbardziej na świecie?” Pewnej nocy do Artura przychodzi stara kobieta, która przedstawia mu się jako Ragnell. Jest siostrą Gromera, zaklętą przez niego w staruchę. Zna odpowiedź na pytanie, ale jako warunek żąda, by któryś z Rycerzy Okrągłego Stołu pojął ją za żonę. Zgodził się Gawain. W noc poślubną pocałowana przez Gawaina Ragnell zmieniła się w piękną kobietę. Oświadczyła mu, że od niego zależy, czy ma być piękna w nocy, a brzydka w dzień, czy też na odwrót. Gawain nie mógł się zdecydować i pozostawił jej wybór. W ten sposób znalazł właściwą odpowiedź – każda kobieta najbardziej na świecie pragnie możliwości wyboru albo władzy – przy czym ta władza dotyczy władzy nad samą sobą. Niewiele więcej wiem o kobiecości, ale - mówiąc szczerze – to mi wystarcza.

 
Ewa Chudyba

Spośród autorek tropiących kobiecość nie po to, by ją osaczyć, ale by ją zrozumieć, polecam:
Clarissa Estes „Biegnąca z wilkami”
Maja Storch „Tęsknota silnej kobiety za silnym mężczyzną”

 

I moje zdjęcie, które tam też przy artykule było. Ewa z 2012 roku gdzieś tam na polach pod Zbrosławicami, na marcowej trawie;)