a może wtajemniczeni są tylko kinestetycy:
"jeśli nie poczujecie, nie zrozumiecie",
a cała historia cywilizacji to próba wyrażenia tego, co oni poczuli.
Bo czy prawdę się rozumie, czy prawdę się się "czuje"? Czy "oczywistość" jest czymś wyrozumowanym, czy odczutym? Przekonując o szczerości/prawdziwości swoich intencji i działań samuraj rozcina sobie brzuch.
A więc dowód ostateczny - to dowód z ciała, nie z dyskursu. Dowód z brzucha, tego siedliszcza nerwicy żołądka
i przyczajonych błękitnych motylków - dowód biorący na świadka centrum przeżywania, nie myślenia.
Dlaczego?
ponieważ emocje zawsze są prawdziwe - przynajmniej dla podmiotu, który je odczuwa - w tym sensie są też od niego niezależne. Emocje, jak prawda - są totalitarne. Nie ma odwołania, można się tylko zgodzić na wyrok. Przed sobą samym.
Czy zatem prawdę można tylko przeżywać? Oczywiście, można również o niej myśleć, ale z jakiegoś powodu myślenie pozbawione jest tej bezpośredniości właściwej przeżywaniu - nigdy nie jestem tym, o czym myślę ( nie ma tu przymusu utożsamienia), a przeżycie jest zawsze tym co moje, czasem bardziej rzeczywistym od samoświadomości, która potrafi się tylko przyglądać.
Ciału więc bliżej do prawdy niż myśleniu?
nie chodzi tu o "bezcielesność" myślenia i ortodoksyjny dualizm postawiony na głowie, dowartościowujący rzecz rozciągłą,
ile o fakt, że ciało, inaczej niż myślenie, wiąże się z przeżywaniem i przez to, być może, stanowi swoisty "detektor prawdy". Myśleć mogę absolutnie wszystko, co mi się podoba - przeżywać już nie.
Ciało nie kłamie - w moim brzuchu umierają motyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz