"Postęp genetyki, transplantologii, chirurgii
plastycznej, robotyki i automatyki przyczyniają się do dynamicznego rozwoju
społeczeństwa postbilogicznego. Ani skóra, ani też ubranie nie są niezmiennymi
granicami ludzkiego ciała" napisała Agnieszka Ogonowska w artykule
"Ubiór jednostki jako przedmiot interpretacji i badań
interdyscyplinarnych"[1].
Wszystko się zgadza, jeśli przyjmiemy, że skóra kiedykolwiek
była granicą ludzkiego ciała. Gdyby tak było,
niepokryte skórą oko zawsze byłoby bezgraniczne. Granicą ciała jest
ciało, a nie arbitralna kategoria wygenerowana przez umysł do jego opisu.
Poszatkowaliśmy ciało na części i elementy - w sposób przydatny, ale fałszywy w
samej istocie - ponieważ ciało jest całością. Czy ktoś jest w stanie wskazać, w
którym miejscu kończy się mózg przechodzący w rdzeń kręgowy, który z kolei
rozgałęzia się na żyłkowania nerwów? Gdzie kończy się oko, a zaczyna mózg?
Ciało jest całością - jeśli w ogóle miałabym je do czegoś przyrównać,
powiedziałabym, że jest czymś w rodzaju nieskończenie skomplikowanego narządu
służącego przeżywaniu rzeczywistości, za pośrednictwem którego możemy dotrzeć
do tego, co realne. Ciało - w przeciwieństwie do umysłu - nie potrafi kłamać
(pomyśleć mogę wszystko, co mi się podoba, ale poczuć - już nie). Właśnie
dlatego ciało jest detektorem prawdy. Jedynym, jaki posiadamy.
Ciało jest instancją, za której pośrednictwem docieramy do
rzeczywistości. Ale jest czymś jeszcze.
Ciało ma granice - to że w epoce
"postbiologicznej" z taką łatwością się je przekracza - nie znaczy,
że nie istnieją. Co więcej - ciało JEST
granicą - stoi na straży naszej miary -
pozwala nam rozpoznać, co nam służy, a
co nie i w jakich ilościach. Ponieważ każdy ma własne ciało - ma także -
zgodnie z twierdzeniem sofistów - własną miarę.Wspólne jest to, że miarę - choć
inną dla każdego - posiadają wszyscy.
Właśnie dlatego, że mamy ciało, mamy swoją miarę - jeśli
przekroczymy ją w jedzeniu - chorujemy na niestrawność, jeśli pracujemy za dużo
- boli nas głowa, jeśli nadużyjemy alkoholu - mamy kaca. Ciało mówi nam, gdzie
leży granica, której - by zachować siebie - nie należy przekraczać.
Pozostając przy przyjętej wyżej metaforze można nazwać ciało
narządem służącym do rozpoznawania i zachowania siebie. W nasze ciało wpisane
są już nasze preferencje - jeśli nie tolerujemy alkoholu, nie zmusimy ciała do
zmiany zdania*,
tak jak nie musieliśmy uczyć go, jak się uśmiechać, ani przekonywać, żeby
smakowała mu zupa pomidorowa (o ile nam smakuje). Nasze ciało już nas zna - wie
o naszych "likes and dislikes" zanim my staniemy się ich świadomi.
Dzięki ciału mamy szansę rozpoznać sami siebie.
W ciele zapisana jest tajemnica nas samych.
Jeśli ciało jest
naszym jedynym pośrednikiem w kontakcie z rzeczywistością (tą wewnętrzną i zewnętrzną) - a my modyfikujemy sygnały, jakie z niego płyną …momentami uśmierzając sam fakt
posiadania ciała
to w konsekwencji stajemy się coraz bardziej odporni na prawdę i nieprzejrzyści dla siebie samych (o innych nie wspominając).
Tracimy też zdolność wyboru - bo jak wybierać pozbawiwszy
się dostępu do wiedzy o własnych preferencjach, o "likes and
dislikes?".
Ciało, zabetonowane od wewnątrz pseudolekami, zobojętnieje.
A wraz z nim - my.
Ameba ucieka od kropli kwasu wpuszczonej do zbiornika w którym się znajduje. Łatwo przewidzieć, co stanie się z amebą, która straci umiejętność rozróżniania pomiędzy kwasem a wodą. Choć niedostrzegana- różnica pomiędzy tym, co szkodliwe i nieszkodliwe - będzie istnieć nadal. Na szczęście albo na zgubę wszystkich ameb uniwersum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz