czytając wywiad z laureatką konkursu Siemens Future Living Award 2014, Sabiną Sujecką,
myślę sobie, że
koncepcja "kuchni na godziny" jest nie tyle innowacyjna, ile czysto przystosowawcza - trochę za dużo tu determinizmu, by posługiwać się słowem etymologicznie zakorzenionym w pojęciu "tego, co nowe", bo to, co faktycznie nowe, bywa zazwyczaj nie do przewidzenia i nieoczekiwane - a kuchnia na godziny w świecie "zmniejszającej się przestrzeni życiowej" jest czymś wręcz odwrotnym - do bólu logiczną konsekwencją przyjętych wyjściowo przez projektantkę założeń:
"projekt zakłada scenariusz, w którym kwestionuję możliwość posiadania kuchni w mieszkaniu przez część społeczeństwa".
Oczywiście, jeśli zgodzimy się z Sabiną Sujecką - że "innowacyjność"zależy od tego, jak ją definiujemy, powyższy zarzut traci rację bytu i sensu, ale równocześnie rację bytu i sensu straci także kategoria "innowacyjności", która znacząc wszystko, co tylko zechcemy, przestanie znaczyć cokolwiek.
Determinizmu znajdziemy w wypowiedziach laureatki konkursu Siemensa o wiele więcej - już zaproponowana przez nią definicja "innowacyjności" nie pozostawia wątpliwości, że to użytkownika należy przykrawać do zastanych (czy raczej przewidywanych) warunków, a nie na odwrót:
innowacyjne według Sabiny Sujeckiej są bowiem te "rozwiązania, które formułują nowe zwyczaje ludzi po to, aby wspierać ich dobrobyt i zadowolenie przy jednoczesnym zrównoważonym rozwoju biznesowym".
Argument "dobrobytu", który w ujęciu projektantki gwarantować mają "wysokiej jakości urządzenia", w jakie wyposażona zostanie "kuchnia na godziny", a także kwiaty i świece, jakoś jednak mnie nie przekonuje, żeby tak po prostu zgodzić się, że jedyna dostępna mi innowacyjność oznacza przystosowanie się do tego, co jest, czy też (możliwe że) będzie. A co z poszukiwaniem takich innowacyjnych rozwiązań, które pozwoliłyby mi pozostać we własnej kuchni?
Czy to jest niemożliwe, czy może po prostu nieopłacalne?
Projektant, jak zauważa Sabina Sujecka, "porusza się w triadzie Biznes - Technologia - Użytkownik." Kolejność wydaje się tu nieprzypadkowa, jak również pewne ontologiczne zachwianie - bo przecież z tych trzech wydawałoby się równorzędnych bytów rzeczywisty jest tylko ostatni - człowiek, pardon, Użytkownik. A jednak stosunek wypada tu zdecydowanie na jego niekorzyść: jest 2 do 1, albo nawet 3 do 1/2, bo człowiek w tej triadzie zredukowany został do użytkownika - liczy się o tyle, o ile używa tego, co podsuną mu dwie wielkie Hipostazy - Biznes i Technologia, które wydają się dziś o wiele bardziej realne niż ich faktyczny twórca.
Co więcej, jeśli rolą projektanta - jak chce Sabina Sujecka - jest "wymyślenie bardzo dobrego produktu lub usługi, odpowiadającej na potrzeby rynku, konkurencyjnej, posiadającej wartość dodaną dla użytkownika", to okazuje się, że w wielkiej technologicznej narracji wcale nie człowiek i jego potrzeby są najważniejsze - w technopolu człowiek/użytkownik liczyć może najwyżej na wartość dodaną.
Najpierw Biznes i Technologia na jego usługach zredukują do minimum twoją przestrzeń życiową, potem przekonają cię, że to, co się wydarzyło, było nieuchronne, a potem dadzą ci coś, co nazwą rozwiązaniem, a co w zasadzie stanowić będzie środek, który pozwoli ci się przystosować do stworzonych przez nie warunków. Prawda? Nieprawda. Bo nie istnieją Biznes i Technologia. Nie istnieją również projektanci i użytkownicy.
Istnieją za to ludzie. Ludzie, którzy myśląc o sobie jako o projektantach i użytkownikach zaczynają zapominać, że zawsze mogą powiedzieć "nie". Jeśli przyjmiemy nieuchronność, to nieuchronnie się ona wydarzy - ale wcale nie musimy tego robić.
Jeszcze nie.
myślę sobie, że
koncepcja "kuchni na godziny" jest nie tyle innowacyjna, ile czysto przystosowawcza - trochę za dużo tu determinizmu, by posługiwać się słowem etymologicznie zakorzenionym w pojęciu "tego, co nowe", bo to, co faktycznie nowe, bywa zazwyczaj nie do przewidzenia i nieoczekiwane - a kuchnia na godziny w świecie "zmniejszającej się przestrzeni życiowej" jest czymś wręcz odwrotnym - do bólu logiczną konsekwencją przyjętych wyjściowo przez projektantkę założeń:
"projekt zakłada scenariusz, w którym kwestionuję możliwość posiadania kuchni w mieszkaniu przez część społeczeństwa".
Oczywiście, jeśli zgodzimy się z Sabiną Sujecką - że "innowacyjność"zależy od tego, jak ją definiujemy, powyższy zarzut traci rację bytu i sensu, ale równocześnie rację bytu i sensu straci także kategoria "innowacyjności", która znacząc wszystko, co tylko zechcemy, przestanie znaczyć cokolwiek.
Determinizmu znajdziemy w wypowiedziach laureatki konkursu Siemensa o wiele więcej - już zaproponowana przez nią definicja "innowacyjności" nie pozostawia wątpliwości, że to użytkownika należy przykrawać do zastanych (czy raczej przewidywanych) warunków, a nie na odwrót:
innowacyjne według Sabiny Sujeckiej są bowiem te "rozwiązania, które formułują nowe zwyczaje ludzi po to, aby wspierać ich dobrobyt i zadowolenie przy jednoczesnym zrównoważonym rozwoju biznesowym".
Argument "dobrobytu", który w ujęciu projektantki gwarantować mają "wysokiej jakości urządzenia", w jakie wyposażona zostanie "kuchnia na godziny", a także kwiaty i świece, jakoś jednak mnie nie przekonuje, żeby tak po prostu zgodzić się, że jedyna dostępna mi innowacyjność oznacza przystosowanie się do tego, co jest, czy też (możliwe że) będzie. A co z poszukiwaniem takich innowacyjnych rozwiązań, które pozwoliłyby mi pozostać we własnej kuchni?
Czy to jest niemożliwe, czy może po prostu nieopłacalne?
Projektant, jak zauważa Sabina Sujecka, "porusza się w triadzie Biznes - Technologia - Użytkownik." Kolejność wydaje się tu nieprzypadkowa, jak również pewne ontologiczne zachwianie - bo przecież z tych trzech wydawałoby się równorzędnych bytów rzeczywisty jest tylko ostatni - człowiek, pardon, Użytkownik. A jednak stosunek wypada tu zdecydowanie na jego niekorzyść: jest 2 do 1, albo nawet 3 do 1/2, bo człowiek w tej triadzie zredukowany został do użytkownika - liczy się o tyle, o ile używa tego, co podsuną mu dwie wielkie Hipostazy - Biznes i Technologia, które wydają się dziś o wiele bardziej realne niż ich faktyczny twórca.
Co więcej, jeśli rolą projektanta - jak chce Sabina Sujecka - jest "wymyślenie bardzo dobrego produktu lub usługi, odpowiadającej na potrzeby rynku, konkurencyjnej, posiadającej wartość dodaną dla użytkownika", to okazuje się, że w wielkiej technologicznej narracji wcale nie człowiek i jego potrzeby są najważniejsze - w technopolu człowiek/użytkownik liczyć może najwyżej na wartość dodaną.
Najpierw Biznes i Technologia na jego usługach zredukują do minimum twoją przestrzeń życiową, potem przekonają cię, że to, co się wydarzyło, było nieuchronne, a potem dadzą ci coś, co nazwą rozwiązaniem, a co w zasadzie stanowić będzie środek, który pozwoli ci się przystosować do stworzonych przez nie warunków. Prawda? Nieprawda. Bo nie istnieją Biznes i Technologia. Nie istnieją również projektanci i użytkownicy.
Istnieją za to ludzie. Ludzie, którzy myśląc o sobie jako o projektantach i użytkownikach zaczynają zapominać, że zawsze mogą powiedzieć "nie". Jeśli przyjmiemy nieuchronność, to nieuchronnie się ona wydarzy - ale wcale nie musimy tego robić.
Jeszcze nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz