środa, 11 listopada 2020

Dlaczego nie popieram prawnego zakazu aborcji w sytuacjach skrajnych

 W dyskusjach na FB, jakie w tej sprawie toczyłam, pojawiał się – przywoływany przez zwolenników prawnego zakazu aborcji – argument „z morderstwa”. Czyli – skoro prawnie zakazujemy morderstwa,  dlaczego zabicie dziecka nienarodzonego ma być tym zakazem nie objęte.Myślę nad tym, mam wrażenie, że ten argument jest chybiony, poniżej spróbuję to wyjaśnić.

Zacznijmy od podsumowania tego, co w poprzednich dyskusjach chciałam powiedzieć. Mój główny zarzut do środowisk pro-life i do rozwiązywania tej kwestii przez zakaz – polega na tym, że dobry cel – jakim jest ochrona dzieci nienarodzonych – jest realizowany w niewłaściwy, a wręcz zły sposób.

Uważam, że jednym z zasadniczych problemów tego sporu jest to, że matka i dziecko, a dokładnie, matka, ojciec i dziecko - zamiast być postrzegani jako całość - a już matka i dziecko nienarodzone szczególnie - są rozdzielani i antagonizowani. Kobieta kontra dziecko, kobieta kontra mężczyzna. Środowiska pro-life - walcząc o dziecko - wydają się kompletnie nie zwracać uwagi na tą, która to dziecko nosi. Na kobietę. Z kolei feministki - bez wahania poświęcają dziecko – na rzecz kobiety, która nie chce być matką. Brakuje myślenia które ŁĄCZY, myślenia w stylu katolickiego "i", ontologii relacji, a nie myślenia w kategoriach izolowanych jednobytów. Ani przyszła matka, ani nienarodzone dziecko nie są odrębnymi bytami. Tu jest potrzebna zmiana myślenia na poziomie fundamentalnym, ontologicznym (ontologia – dziedzina zajmująca się bytem, tym, co jest i jak to, co jest rozumiemy).

A zakaz (czyli postulowana przez niektórych penalizacja aborcji) utrwala system myślenia, który nie sprzyja ani matce, ani dziecku, ani rodzinie, czyli matce, ojcu i dziecku, ponieważ nie wzmacnie myślenia o nich jako całości. Przeciwnie - wpisana jest w niego myśl, że chronić dziecko można tylko ubezwłasnowalniając matkę. 

Podkreślam: zakaz aborcji nie jest skutecznym sposobem jej zapobiegania. Ten zakaz antagoznizuje matkę przeciw dziecku, jest destrukcyjny dla samej idei macierzyństwa i dla idei rodziny. (Tak, wiem, to brzmi paradoksalnie, już widzę, jak powyższe zdanie będzie przeinaczane "chcesz bronić rodziny dopuszczając zabijanie dzieci haha". Nie chcę, nie o to mi chodzi, ale czytając mnóstwo wpisów ludzi, którzy są rodzicami dzieci upośledzonych - widzę, że oni mimo dopuszczalności aborcji w skrajnych przypadkach - wcale się na nią nie zdecydowali. Nie trzeba ich było zmuszać. Zdecydowali się nie dlatego, że zostali zmuszeni, ale dlatego, że kochali. "Kochaj i rób co chcesz" - to przecież św. Augustyn). Problem aborcji NIE JEST problemem, który się rozwiąże za pomocą zakazu.  

Żeby zapobiec aborcji trzeba się ZWRÓCIĆ DO MATKI, a nie skupiać się na dziecku. A w tym sporze kobietę się pomija. Dziecko nienarodzone NIE JEST osobnym, samodzielnym bytem. DZIECKO NIENARODZONE ŻYJE TYLKO DZIĘKI MATCE. Porównanie aborcji do zabójstwa, morderstwa  jest fałszywe, bo kobieta, która chce dokonać aborcji  nie biega za tym dzieckiem po ulicy z nożem - nie wystarczy jej tylko od zabójstwa powstrzymać, zabrać dziecko i wszystko będzie ok. ŻYCIE DZIECKA JEST UZALEŻNIONE OD KOBIETY. Nie słyszałam, aby jakikolwiek mężczyzna gardłujący za wprowadzeniem zakazu aborcji to przyznał wprost. Mężczyźni, szczególnie ci patriarchalnie nastawieni, mają kłopot z uznaniem niezależności i jakiejkolwiek władzy kobiet. A tu – nie oszukujmy się – kobieta ma nad dzieckiem absolutną władzę. To straszny sposób widzenia tej sprawy, ale trzeba ją tak zobaczyć, żeby coś zrozumieć. Dlatego właśnie spór o aborcję – ma też drugie dno. Możemy je nazwać patriarchalno – feministycznym, gdzie obie te postawy swoje źródło mają w lęku – mężczyzn przed kobietami i kobiet przed mężczyznami. To jest spór o władzę, a potrzeba władzy pojawia się tam, gdzie nie ma miłości, zaufania, poczucia bezpieczeństwa. Władza i przemoc z nią związana pojawia się tam, gdzie jest lęk.

Kobieta ma władzę nie tylko nad śmiercią dziecka - a na tym się skupia sam zakaz aborcji, ale też nad tym, ŻE DZIECKO BĘDZIE ŻYŁO. W żadnym innym wypadku nie jest tak, że kiedy morderca przestanie oddychać, to jego ofiara przestaje żyć. W żadnym innym przypadku ofiara nie jest tak bezbronna i zdana na łaskę i niełaskę tego, kto chce zabić - jak w przypadku dziecka nienarodzonego i kobiety, która je nosi.

Nie ma takiej zależności pomiędzy "zwykłym" mordercą a ofiarą. Życie ofiary nie zależało od mordercy przed dokonaniem aktu mordu tak, jak życie dziecka poczętego zależy od matki. Aborcja też jest zabiciem dziecka – ale KONTEKST i RELACJA pomiędzy nimi jest zupełnie inna. Dlatego nie ma tu PROSTEGO przełożenia. Kobieta usuwająca ciążę NIE JEST takim samym mordercą, jak ktoś, kto zabija drugiego na chodniku. Tu mamy JEDNOKIERUNKOWĄ, także dosłowną, cielesną, materialną relację zależności - matka - dziecko. 

I to matka, nie dziecko, jest w tej relacji nadrzędna.

 Jednokierunkowa zależność jest też po narodzeniu dziecka. I dlatego mamy trzecie przykazanie – czcij ojca i matkę swoją. W tym przykazaniu jest zawarte zupełnie inne spojrzenie na rodzicielstwo, na macierzyństwo – tutaj rodzenie, poczęcie życia jest NIEWYOBRAŻALNYM DAREM, któremu należy się cześć. Trzecie przykazanie wskazuje, że macierzyństwo, rodzenie, dawanie życia jest CZYMŚ ŚWIĘTYM, UŚWIĘCONYM.

Sposób, w jakim ustawia tą sytuację prawny zakaz aborcji, który oznacza też NAKAZ RODZENIA,  przymus rodzenia - odziera rodzenie ze świętości i zamienia je w horror.

Kobieta, która MUSI rodzić  niczym się nie różni od maciory w klatce, którą się unieruchamia, żeby prosiaczki miały stały dostęp do jej sutków,  a jak kobieta nie będzie chciała rodzić, to się ją zamknie w więzieniu i do tego zmusi. Może się jej też unieruchomi ręce i nogi, żeby już całkowicie ochronić życie poczęte. Celowo uskrajniam, żeby patriarchalnym obrońcom życia nienarodzonego uświadomić, że broniąc go przez NAKAZY I ZAKAZY w taki sposób PONIŻAJĄ, ZOHYDZAJĄ I DEGRADUJĄ MACIERZYŃSTWO I RODZICIELSTWO, traktując je jako coś CO MOŻE zostać wymuszone.

Otóż NIE MOŻE. Bo jest święte. Tak jak nie mogliśmy zmusić Boga, żeby nas odkupił. Bóg to zrobił sam, z własnej woli ofiarował Swego Syna. A gdyby został zmuszony – to jego dar nie miałby żadnej mocy.

Życie, narodziny SĄ DAREM i nie można na nikim tego daru wymuszać.     

Powtórzmy - ten przepis, zakaz aborcji, forsowany na siłę, koncentruje się tylko na jednej stronie medalu. Na tym, że kobieta jest winna śmierci dziecka. Kompletnie pomijana jest druga strona - że kobieta nie tylko odpowiada za śmierć dziecka, ale też podtrzymuje jego życie.

DLACZEGO NIE MOŻE BYĆ PRZEPISU, KTÓRY ZOBOWIĄŻE PAŃSTWO DO UDZIELENIA KOBIECIE WSZELKIEJ MOŻLIWEJ POMOCY W DONOSZENIU CIĄŻY – do momentu, kiedy będzie mogła dziecko np. przekazać do adopcji, albo do okna życia?

Tak sformułowany przepis nie wzbudziłby tak wielkich kontrowersji i oporu. Obecny przepis czyni z kobiety ZAOCZNIE morderczynię. Poniża ją, bo zakłada, że jedynym wyborem kobiety będzie morderstwo własnego dziecka. CZEMU PIĘTNOWAĆ LUDZI ZA ZŁO, KTÓREGO JESZCZE NIE POPEŁNILI, ZAMIAST WZMACNIAĆ W NICH DOBRO, KTÓRE MOGĄ UCZYNIĆ?  Nakierowywać ich na dobro? PRZYMUS I GWAŁT SĄ ZŁEM. I tym złem nie sposób uczynić dobra, a jeśli się je czyni, to przy ogromnych kosztach, przy ogromnym cierpieniu - tak dziecka, niechcianego i znienawidzonego, jak i kobiety, zmuszanej do noszenia niechcianej ciąży przez 9 miesięcy, zamykanej do więzienia, jak to się robi w Teksasie. Spróbujcie sobie wyobrazić jak taka kobieta może się czuć, jak się czuje nienawidzone przez nią dziecko. Strasznie. Obydwoje są piekle. Bo to nienawiść jest piekłem. 

I jeszcze jedna kwestia, całkowicie w tej dyskusji, ukazującej kobiety chcące dokonać aborcji jako morderczynie – pomijana. Ile kobiet popełniło SAMOBÓJSTWO dlatego, że zaszły w ciążę? Jeżeli kobiety wahające się nad przepaścią aborcji chcecie nazwać morderczyniami, to idąc za tą logiką nazywajmy dzieci nienarodzone tymi, które zabijają. Życie poczęte może zabić to życie, które się już urodziło. Szaleństwo? Więc MOŻE SKUPMY SIĘ NA TYM, ŻEBY CHRONIĆ KAŻDE ŻYCIE, ŻEBY NIE WARTOŚCIOWAĆ, KTÓRE ŻYCIE JEST CENNIEJSZE A KTÓRE MNIEJ!

Zacznijmy myśleć jako ochronić I MATKĘ I DZIECKO!

Oskarża się teraz feminizm, że usuwa odpowiedzialność mężczyzny, że kobiety krzyczą „moje ciało, mój wybór”. A co robił patriarchat w przypadku ciąży pozamałżeńskiej? „Twoje dziecko, twoja odpowiedzialność”. Patriarchat robił dokładnie to samo. Albo odbierał kobiecie - w małżeństwie – jakąkolwiek władzę zarówno nad ciałem, jak i nad dzieckiem – albo czynił ją jedynie winną w przypadku ciąży pozamałżeńskiej. I kiedy widzę, że jakiś nastolatek na jednym z pro-lifowych portali zamieszcza zdjęcie swojej dłoni z napisem: "Twój wybór - to mój syn" to nie mam wątpliwości, że kręcimy się w kółko - bo kobieta znów redukowana jest tylko do inkubatora, potrzebnego po to, żeby syn się urodził. A przecież ten chłopak mógł napisać inaczej: "Twój wybór - to nasze dziecko".

Kobiety - w patriarchalnym społeczeństwie - stały (i wciąż, w wielu miejscach) stoją przed wyborem - albo zabić siebie, albo zabić dziecko. To społeczeństwo, wzmacnianie przez patriarchalny kościół, tak potępiało kobiety, które zachodziły w ciążę pozamałżeńską, nie "uświęconą" przez sakrament, przez instytucję, że KOBIETY NIE CHCIAŁY ŻYĆ. Takimi kobietami pogardzano, nie dawano im żadnego wsparcia. To kobieta w społeczeństwie patriarchalnym jest tą, która „się puściła”, która uległa. Mężczyzna to ten, który zdobył, który wygrał. „Kobieto, jesteś jak twierdza o zburzonych murach.  I zdjęty twój diadem, pożądanie mężczyzny”, pisał Exupery. Kobieta w patriarchacie może być albo dziwką, albo świętą – a tak naprawdę - nie jest ani jednym ani drugim. Szaleństwo feminizmu trzeciej fali, poza wyrzuceniem kobiecości – i szerzej, natury ludzkiej - do kosza, polega z kolei na tym, że usilnie stara się kobietę przekonać, że bycie dziwką to albo coś normalnego – pojęcie  sex work, albo coś, z czego wręcz, jako formy promiskuityzmu - należy być dumnym.

Patriarchat, dokładnie tak samo jak feminizm, ustawia relacje kobiety i mężczyzny w polu rywalizacji, walki o to, kto kogo, walki o władzę. Ani w patriarchacie, ani w feminizmie nie ma szansy na miłość. Z patriarchatem i feminizmem jest jak z modernizmem i postmodernizmem - ten drugi to konsekwencja i popłuczyny po tym pierwszym. To jest chory dualizm. Antagonizowanie. Feminizm i patriarchat to wykwity myślenia dialektycznego, które z istoty swojej jest gnostyckie.

Czas oba te chore systemy wreszcie przekroczyć. Bo obydawa są nieludzkie. A ZMIAST TWORZYĆ PRAWO, KTÓRE ZAKAZUJE I PONIŻA, ZACZĄĆ TWORZYĆ PRAWO, KTÓRE WSPIERA.

Zacznijmy tworzyć prawo, które będzie ludzkie. Które będzie sprzyjać miłości, a nie nienawiści. 

I na koniec wiersz, dopiero teraz mi się przypominał. Czytałam go jako dziecko, ciągle do niego wracałam. Moja mama uwielbiała Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. W tym wierszu jest wszystko, co chcę powiedzieć. Nie wiem, czy mi się udaje. Może Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej się uda.

Chodzi o to, aby stawać się bardziej ludzkim. I prawo powinno być także bardziej ludzkie. Nie przymuszać do dobra, ale robić wszystko, by ludzie z własnej woli zaczęli dobro czynić.

 

 Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Topielice

Rudą nocą, pod mostem, w Sekwanie
płynie kotka, przemokła i sina.
Pod następnym mostem, niespodzianie,

przyłączyła się do niej dziewczyna.

Opryskują je lampy portowe,
owijają je posępne fale,
a one prowadzą rozmowę,
nie oddychają już wcale.  

„Dzieci z mostu mnie w wodę wrzuciły.
A ciebie?” – „I mnie także. Wiedz to…
Choć tak bliskie, dalekie, bez siły,
w zimną wodę rzuciło mnie dziecko.

Teraz we mnie odpływa jak w łodzi,
w dal od brzegów, tonących w mgły krepie…
Nie zobaczy już świata.” – „Nie szkodzi”…
- „Nie wyrośnie na ludzi”… - „To lepiej…”            

Paryż, 1929

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz