poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Mój problem z Allenem vol.1

...polega od zawsze na tym samym - postacie z jego filmów są śmieszne, godne politowania, czasem - choć dosyć rzadko- można im współczuć
 ale nigdy nie wzbudzają szacunku

świat Allena jest światem dwuwymiarowym, światem anty-bohaterów, których reżyser uczy traktować
z pogardliwą protekcjonalnością

każdy jego film to wariacja na ten sam temat,
mająca uprawomocnić obraz człowieka jako lękliwego,  kurczowo trzymającego się własnych wyobrażeń
i namiętności,
poza których orbitę nie jest w stanie wykroczyć,
i który nie waha się tylko wówczas, gdy spójność wyobrażeń czy możliwość nieskrępowanego realizowania zachcianek zostaje zagrożona - wtedy stać go na wszystko, ale to wszystko, do którego człowiek się posuwa, znajduje się w płaszczyźnie horyzontalnej
w wertykalnej - nigdy
(radykalne działania w filmach Allena mają na celu utrzymanie status quo albo pełniejsze dostosowanie danej sytuacji do żywionych już wcześniej oczekiwań - nigdy nie chodzi o jakąkolwiek formę wyzwolenia z nich)

postać Allena nie wykracza poza samą siebie
dlatego właśnie jego świat jest płaski

nie ma w nim głębi

nie ma przemiany
żadna z jego postaci nie mówi "nie" - wykreował rzeczywistość, w której nie istnieje bunt

za to istnieje przyzwolenie na małe i większe świństewka, jak uwodzenie cudzej narzeczonej czy przywłaszczenie sobie rękopisu nieżyjącego przyjaciela

w świecie Allena nikt się na nikogo nie oburza, nie gniewa  - nie mówi: "to, co robisz, jest podłe, niskie, niegodne" - najwyżej zaczyna spazmować, przez co staje się już tylko śmieszny
równie śmieszny jak ten, który zła dokonał
(Allen idzie inną ścieżką niż Gombrowicz, który czyniących zło - przynajmniej w "Iwonie księżniczce Burgunda" - uszlachetnił, wprowadzając dychotomię dobry czyli głupi, niedorozwinięty kontra zły, ale samoświadomy
- u Allena zło wzbudza śmiech)

i to mnie odrobinę niepokoi (podobnie jak zabieg Gombrowicza, ale o tym innym razem)
bo jeśli coś jest śmieszne, to przestaje być groźne
zabawne zło przestaje być złe - oswaja się, traci ciężar gatunkowy, gubi wymiar transcendentny, staje się "niczym takim",
dodatkowo - jeśli jest zabawne, w pewien sposób zostaje usprawiedliwione

filmy Allena oduczają gniewu
a w pewnym sensie gniew jest jedną z bram prawdy (żeby nie było wątpliwości - gniew, nie nienawiść)

Allen to trochę taki pan, który ładnie i interesująco opowiada o brzydkich rzeczach takich jak niemożność podjęcia decyzji, zakłamanie, zdrada, wygodnictwo

sprawiając, że z brzydkich stają się zwykłe, a czasem nawet zabawne

jeżeli ze zła można się pośmiać, trudno jest się na nie oburzać
i zaczynamy ślepnąć na zło

które staje się tylko okazją do rozrywki
i aby nie było w tym względzie żadnych wątpliwości na początku filmu narrator przywołuje odpowiedni cytat z Szekspira (ah, ten polor klasycznego autorytetu - bo przecież kto jak kto, ale Szekspir nie może nie mieć racji), który ma nas przekonać, że to wszystko i tak nie ma przecież większego znaczenia ("Życie jest wrzaskliwą opowieścią, a na końcu nic nie znaczącą")

a może jednak ma?

ich nicht verstehe - dlaczego ma nie mieć?

czy ta sukcesywna deprecjacja - to odbieranie światu wartości -
(bo to co śmieszne u Allena jest tym, co żałosne -  nikt nie ceni tego, co budzi pogardę, ani się tym nie przejmuje)

jest formą usprawiedliwienia?

(jakaś ukryta sugestia zza ekranu w stylu: "nie martwcie się, nic się przecież takiego nie stało, a nawet jeśli się stało, to było to bardziej śmieszne niż straszne")

obraz świata, w którym nie ma przełomu, ale nie ma też odpowiedzialności za jego brak?

cena za usprawiedliwienie (i wolność od odpowiedzialności) wydaje się jednak dosyć wygórowana - aby je uzyskać należy przyjąć, że nic w życiu nie ma większej wartości

 wszyscy (anty)bohaterowie Allena unikają konfrontacji - może dlatego nie ma w jego świecie opcji  przeciwstawienia się złu,
  bo na to potrzebna byłaby odwaga - coś, co dawno temu nazywano "arete", "szlachetność", później zdyskredytowano utożsamiając z donkiszoteorią, naiwnością i głupotą, na czego trop wpadł Nietzsche, ale wszystko strasznie pogmatwał (o tym też kiedy indziej),
a o czym rzadko się dziś wspomina



na szczęście oprócz Allena są jeszcze bracia Coen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz