poniedziałek, 18 kwietnia 2011

czysto terotycznie

słońce zachodzi, a ja nie chcę się uśmiechać

(być może) pojęcie "matka"/"ojciec"
oznacza tylko
- zespół oczekiwań w świadomości zbiorowej rzutowany na osobę posiadającą dziecko
kulturową matrycę złożoną z przeświadczeń branych za oczywiste:
"rodzice powinni..."
 - rolę, którą jedni mniej, a inni bardziej adekwatnie pełnią i która tak szczelnie przysłania to, czym są poza nią, że wręcz zatracają pełnoludzki wymiar

być może to te oczekiwania są źródłem rozczarowań, a nie osoby, które nie potrafiły im sprostać 

"rodzice powinni..." a właściwie dlaczego "powinni"?

z tym nieustającym żalem wobec rodziców, którzy nie okazali się kompatybilni wobec oczekiwań,
jest trochę tak, jak ze słowami  piosenki:
"a mogło być tak pięknie..."
-a przecież zabawa polega właśnie na tym, że nie mogło - bo gdyby mogło, to by było

rozczarowanie wobec rodziców, którzy się nie sprawdzili,  bazuje na  założeniu,
że mieli możność postąpić właściwie/zgodnie z matrycą, ale z jakiś względów z niej nie skorzystali
(jakby ich dysfunkcjonalność była tylko
brzydką  formą powierzchowności, pod którą skrywa się ideał,
kwestią w pełni świadomego wyboru)

jeżeli rodzice byli dziećmi niezrozumienia, to nie mogli być inni, niż byli

powyższa teza nie stanowi formy usprawiedliwienia, ale konstatację faktu
i jest dowodem nie wprost, że tylko całkowita świadomość przynosi ostateczną ulgę
bo
umożliwiając zobaczenie rzeczywistości taką, jaką jest, a nie taką, jaka powinna być 
uwalnia od roszczeń, rozczarowań i rozpaczy

i pozwala zrozumieć, że nic nie zostało utracone - nigdy nie było alternatywnego scenariusza z happy endem 
więc nie ma czego żałować

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz