niedziela, 14 listopada 2010

Notatki z podróży czyli ciąg dalszy Początku

To nie architektura jest piękna, ale umysł, który ją tworzy 


 Problem ze stoikami: 

założyli, że szczęście zależy od sposobu, w jaki myślimy o rzeczach - stąd tak usilne próby zohydzania przedmiotów - standardowy tekst Marka Aureliusza:
obcowanie cielesne to tarcie wnętrzności i wydzielenie śluzu połączone ze spazmem

całkiem sensowne wydaje się stoickie spostrzeżenie (zainspirowane zresztą cynizmem i pośrednio sokratejską autarkicznością), że to nie rzeczy mają wartość, ale nasze o nich i o ich możliwościach wyobrażenie (znów atrybutyzacja) -  
zatem by uwolnić się od rzeczy - czy też, bardziej precyzyjnie - od naszych o nich wyobrażeń, należałoby przestać je wartościować - rzeczy nie są ani dobre, ani złe

to tak jak z ciałem - nie jest ono niestety (niektórych niewątpliwie to rozczaruje, bo odpadnie im jedna rzecz, której mogliby równocześnie nienawidzić i skrycie pożądać) narzędziem Szatana ani rozpusty, nie jest ani ohydne, ani piękne, jest po prostu realizacją/wyrazem nas w obszarze czegoś, co nazywamy światem materialnym i tyle
 
wracając do stoików

1) tekst Aureliusza nie jest wcale wolny od wartościowania 
- wartościowanie zostaje zachowane, tylko staje się negatywne -
tarcie wnętrzności i śluz to pojęcia nacechowane pejoratywnie, dokładnie tak samo, 
 jak stwierdzenie, że "miłość to wzajemne mieszanie śliny" (Cioran, please accept my condolences),
 co niewątpliwie także jest prawdą, ale to prawda wypaczona przez pogardliwy i wyobcowujący stosunek do cielesności, która najpierw zostaje potraktowana jako samodzielna i niezależna od "umysłu" (eh, ten tani dualizm), a później przez swoją quasi-samodzielność, którą jej w naszym wyobrażeniu sami przypisujemy, uznana za zagrażającą i z tego powodu, aby to wydumane zagrożenie zniwelować, zaczynamy deprecjonować, poniżać i pogardzać ciałem, wartościując fizjologię za pomocą której je opisujemy i wyrażamy
pewna studentka analityki medycznej rzekła: "włoski w jelitach, które pomagają przesuwać się pokarmowi, są ohydne"

omg! biedne włoski, czym sobie na to zasłużyły - one tylko robią to, co do nich należy - nie są ani piękne, ani brzydkie -  są użyteczne i tyle

(dosyć często negatywne podejście do ciała posługuje się biologizmem, aby przez quasi-obiektywne i quasi-naukowe podejście oddalić zarzut całkowitej arbitralności - "miłość to tylko chemia" - tylko dlaczego "tylko"? czemu chemia jest "tylko", przecież za pomocą chemii opisujemy proces, którego istota wciąż pozostaje niepojęta - czy fakt opisu sprawia, że rzecz staje się godna pogardy?)  

tak więc ci, którzy chcą umknąć przed cielesnością, którzy starają się ją na wszelkie sposoby negować czy wręcz karać - jak choćby asceci - są przez nią opętani po tysiąckroć 

oczywiście to nie ciało, nie cielesność "opętuje", ale jej demoniczne wyobrażenie

(wyobrażenie "opętujące" to wyobrażenie nacechowane wartościująco - bez względu na to, czy pozytywnie, czy negatywnie)

biczujący się asceta i dziewczyna, która nakłada na twarz podkład żeby ukryć "niedoskonałości" są bardziej do siebie podobni niż ktokolwiek sądzi

(inny przykład - rzadko kto w wyobrażeniu cielesności Jezusa uwzględnia fakt, że musiał mieć  potrzeby fizjologiczne - obraz Chrystusa w toalecie wydaje się z wiadomych już powodów, wskazanych wyżej, uwłaczający - co ciekawe potrzeby fizjologiczne załatwiane przez zwierzęta nie budzą w nas tak silnego obrzydzenia jak te same w wydaniu człowieka - zwierzęta nie posiadają przecież duszy, więc ciało im nie uwłacza)

zaczynam się zastanawiać, czy cała historia z duszą nie bierze się z jakiegoś totalnego poczucia niedowartościowania - dlatego właśnie musieliśmy wymyślić coś, czego inni (zwierzęta, świat), nie mają

poczucie niższości rodzi się wtedy, kiedy podziw zamienia się w bałwochwalstwo (wtedy zaczyna się marzyć tym, że się będzie sądzić anioły, czyli że się będzie lepszym, niż ci, których się za lepszych samemu uznało - ale o resentymencie kiedy indziej)

inaczej mówiąc
poczucie niższości rodzi się wtedy, kiedy pojawia się strach, kiedy fakt, że ktoś jest w czymś lepszy zaczynam traktować jako zagrażający, jako dowód własnej słabości
czyli zakładam, że jego siła  jest równoznaczna z moją słabością
tylko że siła drugiego jest jego siłą, która nie ma żadnego przełożenia ani wpływu na mnie

siła drugiego nie powoduje słabości innych - dopiero ta świadomość pozwala na szczery, nie poszyty zazdrością podziw

człowiek znający swoją wartość potafi podziwiać i cieszyć się z przewagi innego 

tam gdzie jest podziw, tam nie strachu 

tam przewaga przestaje być przewagą, a staje się źródłem piękna, którym można się cieszyć

czy ktoś, kto umie malować jest dla mnie zagrożeniem tylko dlatego, że ja nie mam talentu?
może jest trochę prawdy w twierdzeniu, że krytycy sztuki - szczególnie ci zjadliwi - to  niespełnieni i niedocenieni artyści?

boją się ci, którzy czują się osłabieni przez czyjąś przewagę - tacy potrzebują słabości, aby się dowartościować - są silni czyjąś słabością - mechanizm wtórnego dowartościowania jest odwrotnością procesu, który jest źródłem niskiego poczucia wartości - wynajduje się słabości innych, aby przekonać siebie o swojej przewadze

ale tak jak siła innych nie rozstrzyga o twojej słabości
tak słabości innych nie decydują o twojej sile
nie mają żadnego znaczenia, bo to twoja siła i twoja słabość, więc rozstrzygasz tylko ty

dlatego ci, którzy kolekcjonują słabości innych wciąż poszukują nowych, by utwierdzać się w swojej sile 
a jeżeli wciąż musisz się upewniać, że coś posiadasz, to tego nie masz

jako przewaga może być postrzegana chociażby samodzielność
samodzielność jest zagrażająca i powoduje agresję u tych, którzy nauczyli się budować swoje poczucie ważności na słabości i niesamodzielności innych

dobrze widać to w relacjach damsko męskich

niektórzy mężczyźni, "silni" "słabością" kobiet reagują agresywnie na te, które same sobie radzą i nie wymagają ich "opieki"

ten, kto jest niedowartościowany i przez to musi się potwierdzać w swojej wartości i ważności, odbiera samodzielność jako przejaw lekceważenia

nie lubią samodzielności i dążą do ubezwłasnowolnienia innych ci, którzy potrzebują być potrzebni, ci, bez których nie wstąpisz do Królestwa Niebieskiego, nie dostąpisz inicjacji i bez których sobie absolutnie nie poradzisz -
lubią za to ceremoniał, pokłony, złotem szyte szaty, opary kadzidła i wszelkie atrybuty tego, co dostojne, a co atrybutów nie potrzebuje

bo ceremoniał to dostojeństwo, które padło ofiarą atrybucji 

wszelki sformalizowany podziw staje się ceremoniałem

ceremoniał jest próbą sztucznego wzbudzenia podziwu w momencie, gdy naturalny się nie pojawia
msza po łacinie wydaje się nam bardziej dostojna, ponieważ jej nie rozumiemy
ceremoniał jest narzędziem niewolników atrybucji

biorąc pod uwagę wszystko, co do tej pory zostało napisane, nasuwa się wniosek, że

niewolnikiem atrybucji zostajesz wtedy, kiedy jesteś niedowartościowany


skąd bierze się niedowartościowanie?

być może  jedną z największych pomyłek ludzkości jest porównywanie - 
a dokładniej wartościowanie którego dokonuje się poprzez odnoszenie siebie do innych, porównywanie siebie z innymi, które jest z istoty swojej totalną pomyłką - jak mogę porównywać dwie osoby mające absolutnie różne uwarunkowania, zaplecze środowiskowe, doświadczenia?  

podział na lepszy/gorszy, doskonały/niedoskonały miał swój finał w Oświęcimiu

szkoda, że tyle się mówi o Oświęcimiu, a tak mało o źródłowych powodach, które do niego doprowadziły

może gdyby Niemcy nie czuli się tak niedowartościowani po I wojnie światowej... kiedy ktoś czuje się gorzej od innych postanawia, w ramach kompensacji, koniecznie być od innych lepszym - nie chce być jak ludzie, chce być "nad-człowiekiem"

a tak w ogóle, to co to jest słabość? czy istnieje słabość bezwzględna? obawiam się, że jedyną słabością, która istnieje jest to, czego u siebie nie akceptujemy
słabość znika, kiedy się z nią pogodzisz

wracając do stoików

2) w ich myśleniu pojawia się pewna niekonsekwencja - jeśli rzeczy nie mogą zapewnić nam szczęścia, to nie mogą go nam również odebrać - nie trzeba się przed nimi bronić ani ich zohydzać - po co tak usilnie bronić się przed czymś, co nie ma żadnego znaczenia?

co do wyobrażeń - jeśli mogą nas zniewolić ("nie groza ciebie zniewoli, lecz twoje własne mniemanie" - Epiktet) to pomysł na osiągnięcie wyzwolenia poprzez zastąpienie jednych wyobrażeń o rzeczach drugimi mija się z celem - zniewolenie pozostaje, bo pozostało wartościowanie, tyle, że negatywne

na metapoziomie stoicy są zniewoleni przez swoje wyobrażenia na temat wyobrażeń   - wyobrażenia dotyczące mocy wyobrażeń, tego, że jedne mogą nas zniewolić, a inne ofiarować wyzwolenie 

zatem ostatecznie szczeście znów nie zależy od czlowieka, tylko od tego, że będzie on sobie okreslone rzeczy na temat rzeczy wyobrażał - gdzieś gubi się fakt, że to czlowiek tworzy wyobrażenia

stoicy również stają się niewolnikami atrybucji - wydaje się im, ze przyjęcie określonego wyobrażenia może ich wyzwolić, czyli że to wyobrażenie wyzwala, a nie oni sami
efekt: uwolniwszy się od wyobrażenia cielesności jako źródła rozkoszy stajemy się niewolnikami wyobrażenia ciała jako ohydy - w sumie wychodzi na to samo, przy czym nasuwa się poczucie, że jest w tym jakieś świadome fałszowanie rzeczywistości - bo oczywiście mogę nazwać bukiet, który ofiarowuje mi ukochany, wiązką umierających kwiatów, ale dopiero, kiedy przekształcę go w atrybut -  kiedy przestanie on pełnić funkcję bycia wyrazem miłości

kiedy miłość wygaśnie ukochany dalej może mi wręczać kwiaty - ale wtedy będą one już tylko zbiorem martwych roślin
nie muszę zmieniać wyobrażenia na temat rzeczy - wystarczy pozwolić im być tym, czym są

back to Husserl again - ale na to wychodzi

3) a co do szczęścia - jeżeli człowiek ma być faktycznie autarkiczny, czyli samodzielny i samowystarczalny (a taki był starożytny ideał i on się raczej nie zdewaluował), to jego szczęście nie może zależeć od niczego poza nim samym - nawet od tego, jak myśli. Stoicy liczyli się z myśleniem - uważali, ze zmiana myślenia o rzeczach gwarantuje szczęście

a może jest tak, że aby być szczęśliwym nie można liczyć się z czymkolwiek - bo ono jest wynikiem decyzji, która zależy tylko od nas 

szczęście nie jest kwestią szczęścia tylko decyzji, wyboru

każdy sam decyduje się na bycie szczęśliwym 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz