(*przy założeniu, że i podziw i bałwochwalstwo odnoszą się do rzeczy, które odbieramy jako w jakiś sposób doskonałe, imponujące)
różnica między podziwem a bałwochwalstwem polega na tym,
że bałwochwalca wyrzeka się siebie na rzecz afirmowanej rzeczy i wiąże uwielbienie dla niej z pogardą dla samego siebie
podziw sprawia, że wzrastasz
bałwochwalstwo prowadzi do skarlenia
umniejszanie/poniżanie samego siebie jest wręcz formą bałwochwalczej afirmacji
dlaczego?
bałwochwalca - inaczej niż fan - nie dąży do przemiany, do zjednoczenia z uwielbianym przedmiotem, ale przeciwnie - zakłada jego źródłową niedostępność
bałwochwalstwo wyobcowuje to, co jest jego przedmiotem:
zamyka w szklanym relikwiarzu, muzealnej gablocie, stawia na marmurowym piedestale, otacza złoconą ramą - byle dalej, byle wyżej - by to, co czcimy, nie mogło mieć z nami nic wspólnego - by fakt uwielbienia do niczego nas nie obligował, nie stanowił formy zobowiązania, nie pozwalał niczego od nas żądać
bałwochwalstwo jest więc próbą obezwładnienia tego, co doskonałe, pozbawienia go mocy
próbą wymigania się z obowiązku doskonałości,
z wyzwania doskonałości, które rzuca nam to, co wzbudza nasz podziw
(wcale nie twierdzę, że doskonałość jest osiągalna - jednak można próbować, bo nie ma dowodu, że osiągalna nie jest - bałwochwalca z kolei w punkcie wyjścia zakłada, że samo próbowanie nie ma sensu
inaczej:
jeżeli życie polega na wzrastaniu, na rozwijaniu - bałwochwalstwo oznacza wyrzeczenie się życia
bałwochwalstwo to nihilizm
i wcale nie jest źródłowo powiązane z chrześcijaństwem - ofiarą bałwochwalstwa może paść wszystko - także filozofia Nietzeschego,
bo znów nie chodzi o treść, a o sposób jej "zagospodarowania")
nie ma lepszego sposobu na wymiganie się od "obowiązku doskonałości" niż dowiedzenie, że człowiek z doskonałością nie ma nic wspólnego, że jest ona dla niego absolutnie nieosiągalna samoumniejszenie/samoponiżenie bałwochwalcy okazuje się więc konieczne, by uniknąć wysiłku
czegoś, co Grecy nazywali "ponos" - trudem
bałwochwalca chce uniknąć trudu związanego samo-przekształceniem
bałwochwalstwo pozwala z czystym sumieniem pogrążyć się w gnuśności w dwojaki sposób - poprzez sam fakt oddania czci (bo przecież nikt nie może zarzucić, że bałwochwalca nie uznaje tego, co doskonałe) i poprzez to, że cześć oddaje się w formie samoponiżenia
bałwochwalstwo nie negując doskonałości, ale uznając ją za pomocą całkowitej separacji, staje się rodzajem zakłamania
by uniknąć jedynego sensownego wysiłku - wysiłku związanego z samo-przekształceniem, bałwochwalstwo podejmuje wysiłek przekształcenia świata zewnętrznego tak, by był "godną" oprawą dla doskonałości
ale czy doskonałość potrzebuje złoconych ram, skomplikowanych rytuałów, marmurowych piedestałów i ołtarzy?
doskonałość jest doskonała dlatego, że niczego jej nie brakuje - nie potrzebuje dopełnienia
ani orędowników
podobnie jak prawda - świadczy sama o sobie
cały absurdalny (z punktu widzenia doskonałości) wysiłek dodania jej splendoru nabiera sensu z perspektywy bałwochwalcy, któremu jest niezbędny do utwierdzenia się we własnej miernocie
zatem wywyższanie dokonuje się ze względu na konieczność poniżenia, które ma ostatecznie na celu zwolnienie bałwochwalcy z odpowiedzialności za samego siebie
paradoksalnie przepaści gotyckich katedr niewiele mówią o Bogu, ale wiele o ich budowniczych
ileż wysiłku kosztuje ich wykazanie, że nie są do niego zdolni
a wystarczyłoby tylko zmienić kierunek
nie chodzi o to, by przestać budować katedry, ale by budować je z myślą o dorównaniu doskonałości - nie o przewyższeniu jej, bo doskonałości nie sposób przewyższyć, ale o nieskończonym dążeniu do zbliżenia z nią
do osiągnięcia jedności
doskonałość nie potrzebuje płaszczących się niewolników, ponieważ stanowi pełnię
doskonałość nie boi się wieży Babel, bo doskonałości nic nie może zagrozić - jeśli coś innego stanie się doskonałe po prostu przekształca się w nią samą
doskonałość oznacza zatem zniesienie wszelkiej różnicy
a ścieżką, która do niej prowadzi, jest podziw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz