wtorek, 23 października 2012

O profesjonalistach albo co się wydarzyło w 8 odcinku programu Masterchef


zaczęło się od królika. Nie żył, był oprawiony, tylko na łapach zostało mu nieco sierści – właśnie ta sierść i fakt, że królik nie wystąpił w postaci estetycznego kotleta, ale wciąż w znacznym stopniu był podobny do siebie, stała się przyczyną dosyć histerycznej reakcji jednej z uczestniczek kulinarnego show. Kiedy przez łzy stwierdziła, że nie będzie z królika przyrządzać dania, bo jest na nim jeszcze futro (osobną kwestią pozostaje wybiórczość jej żalu – na co zresztą zwrócił uwagę inny uczestnik – królik kojarzący się z kotem i maskotką biedny, ale świnia to już niekoniecznie)
znana wszystkim restauratorka i jurorka rzekła:

„no cóż, masterchef gotuje to, co zamawiają klienci, czego wymagają…”

nasuwa się pytanie co by było, gdyby klienci zażyczyli sobie, aby ugotować im coś nieco bardziej ekstrawaganckiego, coś, czego obecności na stole nie sankcjonuje właściwa dla naszego kręgu kulturowego tradycja…

więc co by było?

nic. Bo przecież masterchef gotuje to, co zamawiają klienci – bez mrugnięcia okiem

I choć samo pojęcie „profesjonalny” padło w programie dopiero jakieś 20 minut później, przywołana sytuacja dosyć dobrze oddaje pewien kontekst, w którym zaczyna występować to słowo, wskazujący na przesunięcie, czy też poszerzenie jego znaczenia

coraz częściej bowiem apel: „bądź profesjonalistą”, „zachowuj się jak profesjonalista” stosuje się w tych sytuacjach zawodowych, które normalnie, poza pracą byłyby dla nas z jakichś powodów - na przykład wyznawanego systemu wartości czy progu wrażliwości - nie do przyjęcia.
„Bycie profesjonalnym” zaczyna się kojarzyć z przekraczaniem, łamaniem własnych norm i granic w imię wykonywanej pracy, pełnionej funkcji i samego, w nowy, choć ukryty sposób zdefiniowanego profesjonalizmu właśnie.

Coś takiego wydarzyło się w Top model, kiedy „bycie profesjonalną” stanowiło koronny argument mający przekonać uczestniczki, by pozowały nago przed obiektywem. Z tego, co pamiętam, jedna się nie zgodziła, wyleciała z programu i jakoś nie przeszkodziło jej to robić „profesjonalnej” kariery.

To poszerzenie znaczenia wiąże się z tym,
że pojęcie „profesjonalny”,
które początkowo było czysto formalnym kryterium, oznaczającym – zgodnie z definicją – „fachowość,  wykonywanie jakiejś czynności w sposób zgodny ze sztuką lub wykonywanym zawodem” (cyt. za Wikicytaty)
w jakimś momencie zaczęto stosować do oceny i wartościowania już nie tylko sposobu wykonywania jakiegoś działania (czyli tego, JAK coś robimy) ale również tego, CZY coś w ogóle zdecydujemy się robić, czy też nie

(w perspektywie definicji pierwotnej, czyjś profesjonalizm bądź jego brak stwierdzić można dopiero kiedy rozpocznie on np. przyrządzanie królika albo pozowanie nago przed obiektywem – ale nie w chwili, gdy zdecyduje się – albo nie – to robić).


Tak więc pojęcie profesjonalizmu stało się dziś kolejnym, niezwykle potężnym narzędziem wywierania wpływu i szantażu – któż bowiem zamiast  profesjonalistą chciałby być nazwany amatorem? 

Problem w tym, że gdzieś po drodze w pojęcie „profesjonalny” wpisany został przymus moralnej neutralności i powstrzymania się od sądu, od oceny podejmowanych działań - z  byciem profesjonalnym zaczęto  wiązać przekonanie, że aby zasłużyć na to miano musimy robić wszystko, czego się od nas wymaga, nic nie poddając w wątpliwość, zapominając o własnej  wrażliwości czy moralnym wyczucia - whatever

W pewnym sensie – może nawet w każdym – być dziś profesjonalistą można tylko za cenę rezygnacji z siebie

co gorsza – i w tym tkwi perfidia pułapki tego, co kryje się pod nowym rozumieniem tego słowa  - profesjonalista to  ktoś, kto nie tylko łamie siebie, ale kto buduje na tym swój prestiż zawodowy

w wesji hard albo straight:

profesjonalista nie tylko zbuduje dla ciebie nowy Oświęcim, on jeszcze będzie z tego dumny

tak jak masterchef ugotuje wszystko, czego sobie zażyczysz

dlatego boję się profesjonalistów i masterchefów
bo oni nie rozumieją, że nie musimy robić wszystkiego, co możemy

i zdecydowanie wolę amatorów – także dlatego, że słowo amator pochodzi od łacińskiego „amo”, oznaczającego „kocham”.
Pierwotnie „amatorem” nazywano tego, który kochał przedmiot swoich działań,  którego działanie rodziło się z pasji. Dlatego amator nie musi być profesjonalistą.

Odwracając można powiedzieć, że profesjonalizm rodzi się z braku miłości – tam, gdzie człowiek wyrzeka się siebie, gdzie działa wbrew sobie – nie pozostaje mu nic innego.

Niewątpliwie profesjonalizm się sprawdza – szczególnie w sytuacji, gdy trzeba być skutecznym wbrew sobie – natomiast pytanie o to, czy faktycznie trzeba – to już zupełnie inna historia.



1 komentarz:

  1. sytuacja z furetkiem królika czy też jego brakiem była conajmniej śmieszna. gdyby podali jej filet to nie zrobiłaby dramatu. choć to jeszcze jestem w stanie zrozumieć. ale to że gesslerowa kazała jej posmakować tego królika co było wbrew jej rzucajac na szale jej profesionalizm... dziś wszystko co nie jest "profesionalne" uchodzi za mniej wartościowe w pojęciu konsumenckim. bezsensu. tak czy inaczej myślę tak jak Ty. tez wolę być amatorem.

    -Twoja na zawsze, A.

    OdpowiedzUsuń