zaczęło się od królika. Nie żył, był oprawiony, tylko na łapach zostało
mu nieco sierści – właśnie ta sierść i fakt, że królik nie wystąpił w postaci
estetycznego kotleta, ale wciąż w znacznym stopniu był podobny do siebie, stała
się przyczyną dosyć histerycznej reakcji jednej z uczestniczek kulinarnego
show. Kiedy przez łzy stwierdziła, że nie będzie z królika przyrządzać dania,
bo jest na nim jeszcze futro (osobną kwestią pozostaje wybiórczość jej żalu –
na co zresztą zwrócił uwagę inny uczestnik – królik kojarzący się z kotem i
maskotką biedny, ale świnia to już niekoniecznie)
znana wszystkim restauratorka i jurorka rzekła:
„no cóż, masterchef gotuje to, co zamawiają klienci, czego wymagają…”
nasuwa się pytanie co by było, gdyby klienci zażyczyli sobie, aby
ugotować im coś nieco bardziej ekstrawaganckiego, coś, czego obecności na stole
nie sankcjonuje właściwa dla naszego kręgu kulturowego tradycja…
więc co by było?
nic. Bo przecież masterchef gotuje to, co zamawiają klienci – bez mrugnięcia
okiem
I choć samo pojęcie „profesjonalny” padło w programie dopiero jakieś 20 minut
później, przywołana sytuacja dosyć dobrze oddaje pewien kontekst, w którym zaczyna
występować to słowo, wskazujący na przesunięcie, czy też poszerzenie jego
znaczenia
coraz częściej bowiem apel: „bądź profesjonalistą”, „zachowuj się jak
profesjonalista” stosuje się w tych sytuacjach zawodowych, które normalnie, poza
pracą byłyby dla nas z jakichś powodów - na przykład wyznawanego systemu
wartości czy progu wrażliwości - nie do przyjęcia.
„Bycie profesjonalnym” zaczyna się kojarzyć z przekraczaniem, łamaniem
własnych norm i granic w imię wykonywanej pracy, pełnionej funkcji i samego, w
nowy, choć ukryty sposób zdefiniowanego profesjonalizmu właśnie.
Coś takiego wydarzyło się w Top model, kiedy „bycie profesjonalną”
stanowiło koronny argument mający przekonać uczestniczki, by pozowały nago
przed obiektywem. Z tego, co pamiętam, jedna się nie zgodziła, wyleciała z
programu i jakoś nie przeszkodziło jej to robić „profesjonalnej” kariery.
To poszerzenie znaczenia wiąże się z tym,
że pojęcie „profesjonalny”,
które początkowo było czysto formalnym kryterium, oznaczającym –
zgodnie z definicją – „fachowość,
wykonywanie jakiejś czynności w sposób zgodny ze sztuką lub wykonywanym
zawodem” (cyt. za Wikicytaty)
w jakimś momencie zaczęto stosować do oceny i wartościowania już nie
tylko sposobu wykonywania jakiegoś
działania (czyli tego, JAK coś
robimy) ale również tego, CZY coś w
ogóle zdecydujemy się robić, czy też nie
(w perspektywie definicji pierwotnej, czyjś profesjonalizm bądź jego
brak stwierdzić można dopiero kiedy rozpocznie on np. przyrządzanie królika
albo pozowanie nago przed obiektywem – ale nie w chwili, gdy zdecyduje się –
albo nie – to robić).
Tak więc pojęcie profesjonalizmu stało się dziś kolejnym, niezwykle potężnym
narzędziem wywierania wpływu i szantażu – któż bowiem zamiast profesjonalistą chciałby być nazwany amatorem?
Problem w tym, że gdzieś po drodze w pojęcie „profesjonalny” wpisany
został przymus moralnej neutralności i powstrzymania się od sądu, od oceny
podejmowanych działań - z byciem
profesjonalnym zaczęto wiązać
przekonanie, że aby zasłużyć na to miano musimy robić wszystko, czego się od
nas wymaga, nic nie poddając w wątpliwość, zapominając o własnej wrażliwości czy moralnym wyczucia - whatever
W pewnym sensie – może nawet w każdym – być dziś profesjonalistą można
tylko za cenę rezygnacji z siebie
co gorsza – i w tym tkwi perfidia pułapki tego, co kryje się pod nowym rozumieniem
tego słowa - profesjonalista to ktoś, kto nie tylko łamie siebie, ale kto
buduje na tym swój prestiż zawodowy
w wesji hard albo
straight:
profesjonalista nie tylko zbuduje dla ciebie nowy Oświęcim, on jeszcze będzie
z tego dumny
tak jak masterchef ugotuje wszystko, czego sobie zażyczysz
dlatego boję się profesjonalistów i masterchefów
bo oni nie rozumieją, że nie musimy robić wszystkiego, co możemy
i zdecydowanie wolę amatorów – także dlatego, że słowo amator pochodzi
od łacińskiego „amo”, oznaczającego „kocham”.
Pierwotnie „amatorem” nazywano tego, który kochał przedmiot swoich
działań, którego działanie rodziło się z
pasji. Dlatego amator nie musi być profesjonalistą.
Odwracając można powiedzieć, że profesjonalizm rodzi się z braku miłości
– tam, gdzie człowiek wyrzeka się siebie, gdzie działa wbrew sobie – nie pozostaje
mu nic innego.
Niewątpliwie profesjonalizm się sprawdza – szczególnie w sytuacji, gdy trzeba
być skutecznym wbrew sobie – natomiast pytanie o to, czy faktycznie trzeba – to
już zupełnie inna historia.
sytuacja z furetkiem królika czy też jego brakiem była conajmniej śmieszna. gdyby podali jej filet to nie zrobiłaby dramatu. choć to jeszcze jestem w stanie zrozumieć. ale to że gesslerowa kazała jej posmakować tego królika co było wbrew jej rzucajac na szale jej profesionalizm... dziś wszystko co nie jest "profesionalne" uchodzi za mniej wartościowe w pojęciu konsumenckim. bezsensu. tak czy inaczej myślę tak jak Ty. tez wolę być amatorem.
OdpowiedzUsuń-Twoja na zawsze, A.