W związku z faktem, że we wpisie zatytułowanym „Papuga umarła na wystawie w Gliwicach”, jaki pani Dorota Łagodzka zamieściła na swoim blogu www.niezla-sztuka.blogspot.com, wielokrotnie przywołane zostaje moje nazwisko, a równocześnie w sposób niepełny przedstawione jest stanowisko, jakie prezentowałam pełniąc funkcję moderatora debaty „Zwierzę - żywe tworzywo artysty?”, która odbyła się 12.10.12 w Willi Caro
(choć zostało one częściowo przez panią Dorotę Łagodzką uzupełnione w dniu 07 listopada 2012 r. po tym, jak zwróciłam się do niej podejmując kwestię autoryzacji przypisywanych mi poglądów)
– poniżej
przedstawiam może nie pełną, ale na pewno bardziej spójną i
merytorycznie uzasadnioną ich (poglądów) wersję.
Będę również chciała
ustosunkować się przynajmniej do części zarzutów, jakie wobec zaprezentowanego
przez mnie stanowiska zostały na blogu
wyartykułowane.
Trochę więcej niż trzy słowa wstępu:
impulsem do zorganizowania
debaty „Zwierzę – żywe tworzywo artysty?”
stała się zaprezentowana w Czytelni Sztuki wystawa Life expanded definition Michała Brzezińskiego, gdzie „elementem”
jednej z instalacji była żywa papuga w klatce.
Jako osoba odpowiedzialna za
zorganizowanie debaty i jej moderatorka chciałam zadać aktualne i adekwatne -
(zarówno w kontekście prezentowanej
wystawy, jak i sztuki współczesnej jako takiej, w której obecne są nie tylko
działania artystyczne moralnie niejednoznaczne, ale również takie, które bez
wątpliwości wykraczają poza przyjęte normy etyczne (por. Expozision nr 1 kostarykańskiego artysty Guillermo Vargasa, osławioną Piramidę zwierząt
Katarzyny Kozyry, zdecydowanie problematyczne w wymiarze etycznym wydają się
również dokonania przedstawicieli bio-artu, o których przeczytać można w
artykule pani prof. Moniki Bakke Bio art – sztuka in vivo i in vitro – link: http://www.obieg.pl/teksty/4408)
- pytanie, czy wolność w
sferze przekazu, jaki artysta kieruje do swoich odbiorców, oznacza równocześnie
swobodę wyboru „tworzywa” i sposobów, za pośrednictwem których tego przekazu
dokonuje? Upraszczając nieco – pytanie dotyczyło kwestii: czy artyście wolno
wszystko (ewentualnie więcej) i czy hasło: „to przecież sztuka” jest
wystarczającym usprawiedliwieniem dla wszystkiego, cokolwiek będzie zamierzał w
galerii pokazać?
Powyższy problem można przedstawić
w formie konstatacji faktów, z jakimi mamy do czynienia:
fakt 1: dzieje się dziś tak, że
niektórzy ludzie spośród tych, którzy
nazywają siebie artystami, robią ze zwierzętami i zwierzętom rożne rzeczy -
niekiedy niewiele lepsze od tego, co się dzieje w ubojni, i nazywają to
sztuką
fakt 2: inni ludzie - zadają im
pytanie - dlaczego/w imię czego/ to robicie?
(dla jasności - w dalszej
części wywodu będę się posługiwać słowem "artysta" - przy czym nie
mam tu na myśli wszystkich osób, które tego miana używają, ale tylko te, które
posługują się zwierzętami i żywą materią w swojej pracy twórczej - i
niespecjalnie ma dla mnie znaczenie, czy to wypławek, któremu pani „artystka”
zafundowała dwie głowy czy papuga czy żywe komórki)
Co ciekawe, podczas debaty żadna
przekonująca odpowiedź na pytanie „ale właściwie dlaczego?” - nie padła
A ta kwestia wydaje mi się kluczowa –
co tak naprawdę uzasadnia posłużenie się przez artystę żywym stworzeniem?
Jedyne racjonalne wyjaśnienie
dla "artystycznych" działań w typie instalacji z papugą - że
artysta pragnie w ten sposób zwrócić na coś ważnego uwagę - sama pani
Łagodzka w swoim wpisie piętnuje jako nieco naiwne.
Nie przywołuje za to, ani w żaden sposób
nie odnosi się do mojej tezy – którą wygłosiłam podczas debaty - że skądinąd
naprawdę interesujące kwestie komunikacji transgatunkowej czy samo zagadnienie
definicji życia, które w swoich instalacjach podnosi pan Brzeziński, równie
udatnie można byłoby przedstawić i przybliżyć publiczności bez angażowania
jako "środka wyrazu" żywego stworzenia, że przekaz artystyczny nie
zubożałby w żaden sposób, a cała jego treść zostałaby zachowana
(chyba że istotną treścią
dzieła miało być również wzbudzenie kontrowersji, ale wtedy wartość takiej
"sztuki" staje pod dużym znakiem zapytania - przynajmniej dla innych
- bo oczywiście czysto subiektywna, niejako terapeutyczna wartość
"efekciarskiego" dzieła dla samego artysty, jako narzędzia dowartościowania
czy kompensacji, zostaje zachowana)
powyższa teza stanowi pierwszy
argument przeciwko działaniom artystycznym wykorzystującym zwierzęta czy żywe
komórki
nazwijmy go: argumentem z niekonieczności
posługiwanie się „żywym materiałem”
nie jest bowiem konieczne dla wyrażenia określonych - często bardzo istotnych -
treści, które artyści chcą podjąć
sytuacja trochę taka, jak z kotem –
nie zmuszę mojego kota do przejścia na wegetarianizm, ale mając do wyboru
kupienie mu do zabawy myszy żywej bądź sztucznej – wybieram mysz sztuczną
naprawdę nie widzę powodu, by w
sytuacji kiedy nie jest to konieczne, uzasadnione było generowanie
nadprogramowej dawki cierpienia czy w ogóle posługiwanie się tym, co żywe jako
tworzywem – i o ile wciąż toczy się dyskusja dotycząca tego, jak wyznaczyć (a
docelowo wyeliminować całkowicie) obszar tych koniecznych działań, które są przyczyną
cierpienia, a z których nie możemy zrezygnować, to nie ma wątpliwości ze działania
artystyczne do obszaru działań koniecznych nie należą
właśnie dlatego angażowanie przez
artystów „żywego materiału” odbieram jako swoistą fanaberię, kaprys,
nonszalancję w podejściu do życia jako takiego
a w tej nonszalancji i braku szacunku - kryje
się zalążek zła
dlaczego?
(tu swoisty metafizyczny aksjomat):
ponieważ
życie nie służy do zabawy –
życie to nie klocki Lego, z których możesz
sobie zbudować Oświęcim
życiu należy się szacunek, nie tylko
z tego powodu, że kryje się w nim tajemnica bytu i świadomości, która wciąż, pomimo
oszałamiających postępów nauki – nas
przerasta – ale ponieważ szacunek do życia jest jego integralną częścią – jeśli
nie szanujesz życia, to go nie po prostu zachowasz
to założenie było źródłem przytoczonego
przez panią Łagodzką argumentu o uprzedmiatawiającym w efekcie działaniu
artysty, który traktując zwierzę jako tworzywo sprowadza życie do tego, co
martwe.
Chciałabym jeszcze ustosunkować się
do zarzutu, jaki pod moim adresem sformułował podczas debaty pan Dariusz Gzyra ze
Stowarzyszenia Empatia - a który pani Łagodzka nazywa na swoim blogu (za panem
Stapowiczem) najważniejszym głosem w dyskusji
pan Gzyra zarzucił mi
hipokryzję - że oto oburzam się na artystów, a resztę naszego nieciekawego
świata, na który składają się rzeźnie, ubojnie, sklepy zoologiczne - akceptuję
i nie mam nic przeciwko -
(nie wnikam, skąd pan Gzyra to
wiedział, że nie mam nic przeciwko, bo poza wymianą kilku maili i dwoma bądź
trzema krótkimi rozmowami telefonicznymi nie mieliśmy okazji szerzej wymienić
poglądów)
pomijam również fakt, że jego
"argument" z rzeczywistą, merytoryczną argumentacją nie ma nic
wspólnego - jest to tzw. argumentum ad
personam - klasyczny chwyt z zakresu schopenauerowskiej erystyki.
Dla niezorientowanych erystyka to "sztuka doprowadzania sporów do
korzystnego rozwiązania bez względu na prawdę materialną" (cyt. za Wiki).
W argumentum ad presonam odnosimy się nie do postawionego problemu, ale
atakujemy i staramy się zdyskredytować osobę, która problem wskazuje po to, by
poprzez jej zdyskredytowanie zdyskredytować również samo zagadnienie
"argument" przypisujący mi
hipokryzję jest niekonkluzywny – to znaczny nie ma z niego logicznego przejścia
do tezy, że postawienie problemu granic wolności artystycznej było
nieuzasadnione.
Świat pełen jest rzeczy złych i niewłaściwych
– a ja - ponieważ od czegoś trzeba zacząć - w tym konkretnym momencie zadałam pytanie,
czy zwierzę może być żywym tworzywem artysty – a pan Gzyra na nie nie
odpowiedział. Może dlatego, ze podczas tej debaty nie mógł się zdecydować, kogo
tak naprawdę jest obrońcą – zwierząt czy artystów.
Podsumowując:
przedmiotem debaty i samej dyskusji
nie była „wyłącznie” papuga, którą
pan Brzeziński potraktował jako
„element” swojej instalacji,
ale ogólna zasada, na podstawie
której panuje w obszarze sztuki i poza nią na tego typu działania przyzwolenie,
zasada domagająca się zawieszenia
oceny moralnej, zaprzestania stosowania kategorii „dobro” –
„zło”, względem działań artystycznych oraz tej zasady zasadność.
I właśnie także dlatego, a nie tylko
ze względu na samą papugę, chociaż ze względu na nią oczywiście przede wszystkim
– wolałabym, aby debata nie odbywała się w tak dramatycznym kontekście. Mimo
opieki weterynaryjnej i wszelkiej możliwej, jaką papudze zapewniono od momentu,
kiedy znalazła się w przestrzeni wystawienniczej - zwierzę zmarło w noc
przed debatą.
Aktualnie, kiedy problem zaczyna
nabierać przez to medialnych rumieńców – tylko czekać, jak Super Express
zakrzyknie wielkim głosem: Zabili papugę w Muzeum! – w jałowych domniemywaniach
na temat możliwych przyczyn śmierci zwierzęcia i w gorączkowym usiłowaniu
zwalenia całej – a przynajmniej większej winy – na Czytelnię Sztuki, co
świetnie jest widoczne w tekście pani Łagodzkiej, która posuwa się nawet do
podania nieprawdziwych informacji, takich jak twierdzenie, że panu
Brzezińskiemu nie chciano początkowo wypłacić honorarium – gdzieś rozmywa się i
znika istota problemu.
A istotą problemu jest jednoznaczne określenie granic
swobody twórczej ludzi, którzy przywykli nazywać siebie artystami – takie, które
wyeliminuje możliwość tych działań w obszarze sztuki, w których człowiek zaczyna
bawić się życiem, a efektem jego zabaw jest śmierć.
czemu ocenzurowano wystawę skoro
OdpowiedzUsuń"naprawdę interesujące kwestie komunikacji transgatunkowej czy samo zagadnienie definicji życia, które w swoich instalacjach podnosi pan Brzeziński, równie udatnie można byłoby przedstawić i przybliżyć publiczności bez angażowania jako "środka wyrazu" żywego stworzenia, że przekaz artystyczny nie zubożałby w żaden sposób, a cała jego treść zostałaby zachowana"
Wystawa nie została ocenzurowana - podjęta została decyzja o jej zamknięciu - gdy stało się jasne (szkoda tylko, ze kosztem papugi), że konsekwencje sztuki mogą w wymiarze praktycznym naruszać granice, których nie powinno się przekraczać. Te, które oddzielają dobro od zła; życie od śmierci.
OdpowiedzUsuńNikt nie ma obowiązku promowania tego, co złe.
Zaznaczam, że zarzuty wobec Pani przywołane na blogu "NIe-zła sztuka" wynikają raczej z przytoczonych przeze mnie opinii pozostałych uczestników dyskusji niż z mojej osobistej krytyki. Generalnie zgadzam się z Pani podejściem do kwestii praw zwierząt w sztuce, co nie znaczy, że w pewnych aspektach nie przyznaję racji także innym uczestnikom debaty.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy można w tym wypadku używać słowa cenzura, raczej nazwałabym to odgórną decyzją. Uważam jednak, że z pewnością nie było potrzeby zamykania całej wystawy. Wydaje mi się, że było to posunięcie nie do końca w porządku wobec artysty, wykorzystano przewagę, jaką daje forma instytucjonalna. Tymczasem odpowiedzialność za śmierć papugi spoczywa nie tylko na artyście, ale i na galerii.
Pisze Pani " (...) konsekwencje sztuki mogą w wymiarze praktycznym naruszać granice, których nie powinno się przekraczać. Te, które oddzielają dobro od zła; życie od śmierci.
OdpowiedzUsuńNikt nie ma obowiązku promowania tego, co złe."
W odniesieniu do pracy z wykorzystaniem papugi zgadzam się, ale czy pozostałe prace z tej wystawy naruszały te granice? Wydaje mi się, że nie. Więc zamknięcie całej wystawy jawi się jako coś na kształt kary dla Brzezińskiego (lub/i formy pokuty galerii?).
Eduardo Kac zapytany wprost przez dziennikarza, czy artysta ma prawo do takich ingerencji w życie? odpowiada:
OdpowiedzUsuń“Czy słyszał pan o kleju króliczym? Przez setki lat malarze używali go do gruntowania płócien, na których tworzyli dzieła. Klej ten uzyskuje się ze skór królików. Miliony zwierząt musiały zginąć, by dostarczyć surowca, dzięki któremu możemy oglądać dziś obrazy Rembrandta, Cezane’a, Picassa. Ja w swoim projekcie nie zabijam tylko daję życie. GFP Bunny powstał przy użyciu standardowej procedury, stosowanej powszechnie w laboratoriach biologicznych. Dlaczego więc to, co ja zrobiłem ma wywoływać większe wątpliwości etyczne niż trwająca od wieków praktyka mordowania zwierząt po to m. in. byśmy mogli zachwycać się dziełami sztuki wiszącymi w galeriach i muzeach”
Panie Michale – wciąż Pan stosuje ten sam argument – przyjmuje Pan, że zło, które czynią inni usprawiedliwia Pana własne. Nikt nie twierdzi, że mordowanie królików na olej było właściwe. To, że można wyrządzać krzywdę jest dosyć oczywiste. Ale z tego faktu nie wynika, że wyrządzać krzywdę należy. I żaden zachwyt jej nie tłumaczy. Ludzie wciąż fascynują się Hitlerem czy Stalinem – ale tymi, którzy zostali przez nich zabici – już nieco mniej. Santiago Sierra – artysta, który w swoich pracach poniża i wykorzystuje ludzi - jest jednym z najbardziej kasowych twórców na świecie. Czy to zmienia kwalifikację moralną jego czynów? Nie. Ani olej króliczy, ani Eduardo Kac, który się arogancko bawi w kreatora, ani żaden z koszmarów, który ludzkość jak dotąd sobie zafundowała (Dachau, niewolnictwo, polowania na czarownice, ludobójstwa…) nie dowodzi, że zło jest dopuszczalne, tylko że jest możliwe. To nie znaczy jednak, że zło jest konieczne i że mamy się na nie godzić. Przeciwnie - należy próbować ograniczyć jego zasięg. Nawet, jeżeli dotyczy „tylko” papugi. Potraktował ją Pan jak rekwizyt i zabawkę – a zwierzę zabawką nie jest. Istotą człowieka jest wybór i to, że nie musi robić wszystkiego, co może. O tym nie powinniśmy zapomnieć.
Usuń